10 rzeczy, których nie będę robiła podczas majówki

Majówkę traktujemy z powagą. Planujemy pół roku wcześniej, z obłędem w oczach szukamy tanich biletów, żeby wyrwać się z Polski choć na chwilę, kupujemy grilla. Dolce far niente? Raczej okupiona sporym wysiłkiem praca. Dlatego tym razem postanowiłam nie robić nic, co i Wam szczerze radzę.

Wiadomo!Wiadomo! Wiadomo! Wiadomo!

Dostaję białej gorączki, gdy w piątek od samego rana wszystkie rozgłośnie radiowe (no może poza Dwójką) trąbią o tym, że weekend już teraz zaraz. Tym, którym imprezka w radiu Eska kojarzy się z najgorszą męczarnią, pozostaje zwinąć się w kłębek i przespać do poniedziałku, gdy co prawda trzeba wrócić do biura, ale przynajmniej nie ma przymusu aktywnego wypoczynku (czy to naprawdę nie jest złośliwy oksymoron?). Wzmożenie następuje przy tzw. długich weekendach, czyli polskim wynalazku równie genialnym jak grill rozpalany na balkonie mrówkowca. Już od Wielkanocy zewsząd napływają atrakcyjne oferty: weekend w Rzymie za 200 zł, bilety na wystawę tego i owego za 20 zł, kiełbasa biała za 2 zł. Odmawiam. Mogę, prawda? Dlatego wypisałam sobie i Wam listę rzeczy, których wcale nie muszę robić w ten (tym razem dość krótki) długi weekend.

1. Nie polecę na weekend do (tu wstawić nazwę dowolnej europejskiej stolicy)

Bo w majówkę jest tak drogo jak w Sylwestra. Miasta, do których w każdy inny weekend w roku można dolecieć za 200 zł od osoby, nagle stają się chronionymi fosami i smokami niedostępnymi grodami. Zawsze fajnie znaleźć się choć na chwilę w innym świecie, więc do Berlina pojechałam tydzień temu. Było pusto, Polaków jak na lekarstwo, za to dużo fajnych niemieckich lewaków, których łatwo pomylić z komuną hipisowską. A poza tym podróże męczą, choć kształcą.

2. Nie zrobię sobie wycieczki nad morze, na Mazury ani w góry, żeby spotkać wszystkich znajomych i nieznajomych. Tym bardziej pod namiot, żeby trząść się z zimna

Najmniej ludzi, których nie chcę spotkać, będzie z pewnością w mieście, w którym mieszkam, bo wszyscy pozostali postanowią skorzystać z okazji i wreszcie sprawdzić te nowe buty trekkingowe, sztormiak albo jacht. Na opalanie się na rufie nie ma co liczyć, chociaż wszystkich wczasowiczów czeka przymusowa integracja przy herbacie z termosu. Nie kryjąc podziwu dla wszystkich chętnych na survival, odmawiam budzenia się na mokrej ziemi, w mokrym śpiworze, pod mokrym namiotem. I nawet nie dlatego, że jestem na to za stara. Po prostu wolę własne suche łóżko. Ekstrawagancja, co nie?

3. Nie odwiedzę rodziny

Choć to świetny moment, żeby wreszcie zobaczyć ciocię Jadzię. Oczywiście z mężem, dzieciakami i psem. Cóż, ciocia Jadzia będzie szczęśliwsza, mogąc pograć w skata z wujkiem Stasiem niż piekąc serniczek dla rodziny z wielkiego miasta, która postanowiła zakosztować majówki na zielonej trawce/na działce/na wsi. A poza tym, ile można rozmawiać o zbyt obcisłych sukienkach Magdaleny Ogórek? Ciszę wyborczą należałoby wprowadzić wcześniej.

4. Nie wezmę udziału w zlocie foodtrucków

W tym przypadku najpewniej jednak się złamię, bo nie ma nic lepszego niż dużo dobrego i niezbyt drogiego jedzenia. Ale na samą myśl o tym, że w takich miejscach zapewne będzie "cała Warszawa" i zamiast rozciągniętego dresu będę jednak musiała założyć nowe dżinsy, w które ledwo się mieszczę, nagle mam energii do eksperymentów kuchennych. Może Nigella ma jakiś specjalny zestaw majówkowy?

5. Nie urządzę grilla na balkonie (ani w ogródku)

Bo nie chcę podawać sąsiadowi kiełbaski, ani żadnego żubrzyka (za genialnymi Make Life Harder). Poza tym wbrew temu, co usłyszałam w tym tygodniu na warsztatach grillowych, naprawdę nie wszystko z tego dziwnego urządzenia smakuje jak kuchnia gourmet, a kiełbaska i karkówka to wciąż zestaw obowiązkowy. Poza tym grill kojarzy się z brzuchatą, podchmieloną, zadowoloną polską klasą średnią, do której może aspirować nie warto (warto?).

6. Nie będę uprawiać "day drinking" w nadziei, że potem nie będzie kaca

Co prawda jest mniejszy, jeśli zacznie się odpowiednio wcześniej, ale przeczytałam wreszcie książkę Małgorzaty Halber i boję się teraz wina jak święconej wody. No i przytulanie na misia, intymne wyznania i lekki rechot nie są tak urocze w świetle okrutnego słońca jak pod gwiazdami.

7. Nie rozłożę kocyka na miejskiej plaży

Bo tak jak pod namiotem, na pewno będzie bardzo zimno. "Wiosenne piętnaście stopni to nie to samo, co w środku lata", powtarzała moja mama starożytną maksymę, a ja zrozumiałam ją dopiero po trzydziestce, gdy przewiało mnie do szpiku gości, bo miałam gołe nogi, a wydawało mi się, że jest słońce. Nawet więc gdyby chciał się do mnie przysiąść jakiś surfer z umięśnioną klatą (na pewno nad Wisłą takich na pęczki), odmawiam rozłożenia kocyka, kurteczki albo sweterka. Boję się wilka.

8. Nie przeczytam wszystkich starych wydań "Gazety Świątecznej", "Wysokich Obcasów" i "Polityki" ani nie nadrobię zaległości w "Grze o tron"

Chyba nie wybiorę się też na Boznańską ani na "Męczenników" do teatru. Zero kultury. Może powtórzę sobie "Anię z Zielonego Wzgórza" albo obejrzę znów "Przyjaciół". Najlepiej pod kołdrą i w dresie. Każda inna kultura wymaga wyjścia z domu w makijażu, czytanie "GW" otwartego na kompie słownika, a "Gra o tron" czarnej kawy, bo inaczej zasypiam. Rezygnuję więc z ambicji w myśl, że czego nie zrobiłam wczoraj nie zrobię już nigdy, a wyrzutami sumienia jest piekło wybrukowane.

9. Nie będę nadrabiać zaległości w pracy, choć może powinnam

Bo przecież jest jeszcze poniedziałek. A z drugiej strony tyle tekstów do napisania, tabelek do policzenia, projektów do sfinalizowania. A majówka na pewno działa jak dobra wróżka kreatywności. I nagle skończymy (lub zaczniemy) doktorat. Wymyślimy z kumplem po trzech piwach pomysł na złoty interes. Nakręcimy film, napiszemy książkę, zagramy koncert. Nie łudźmy się. I tak skończy się na Facebooku.

10. Nie będę robić porządku w szafie, by zmienić garderoby z zimowej na letnią

Bo jak zacznę, to całe mieszkanie będzie zionąć złem jak Mordor. I znów pojawią się te najgorsze myśli. Że kupuję za dużo. Że tyję i się nie mieszczę. Że totalnie, za grosz nie potrafię przewidywać trendów. I skończy się tak jak zawsze: siądę na górze ubrań i zacznę ronić rzewne łzy jak księżniczka na ziarnku grochu. Ale nie z niewygody, a raczej taniego sentymentalizmu. I wtedy może zacznę słuchać Turnaua, czytać Musierowicz i ściągać stare odcinki "Jeziora marzeń". A tego byśmy nie chcieli. Co jednak najgorsze, remanent robią tylko osoby po trzydziestce. Ta kategoria już mnie obejmuje, ale cichosza, jestem wciąż młoda.

A co będę robić? No właśnie nic

Może trochę poleżę, trochę pośpię, trochę pooglądam. Uda się? Spoiler alert: na pewno nie. Bo majówka wciąga jak stary dobry flirt towarzyski, w który grało się na koloniach. Dotychczasowe majówki obfitowały w ważne dla mnie wydarzenia. Jedna z moich ulubionych par zakochała się od pierwszego wejrzenia. Inna skonsumowała swój związek po kilkunastu piwach. Jeszcze inna rozstała się z hukiem na chwilę przed ślubem. Ot, magia majówki. Bawcie się więc dobrze. I do Sylwestra!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA