Po co nam w ogóle wakacje? W domu można wypocząć o wiele lepiej!

W te wakacje nie planuję niczego nietypowego. Nie odwiedzę Kambodży i nie będę skakać z klifów do morza. Czy lato w mieście może być równie satysfakcjonujące, co wakacyjny wyjazd?

Unsplash

Był piękny wieczór, warszawiacy, śmiejąc się i rozmawiając, okupowali bulwary, w tle brzdąkało rozkosznie ukulele. Powietrze pachniało wszystkim tym, o czym człowiek marzy co roku w lutym. Niespecjalnie potrafiłam to wszystko docenić, markotnie człapiąc między ludźmi z psem Paputem. Nazajutrz rozpoczynał się, uczciwie przecież zapracowany, urlop, a ja, pierwszy raz od 10 lat nie miałam na ten czas spakowanego namiotu, taniego biletu, zabukowanego noclegu - jednym słowem, z różnych przyczyn czekały mnie wakacje w mieście. A czy zostając w domu, można w ogóle odpocząć?

Być może mam skrzywioną perspektywę. Pracuję w magazynie poświęconemu podróżom i zachęcającemu do odkrywania innych kultur, a na pulpicie mam specjalny excelowy pliczek z wymarzonymi celami podróży. Od kiedy tylko zaczęłam pracować, ciułając w kawiarni za 5 złotych za godzinę, to właśnie podróżowanie wydawało mi się celem i największą nagrodą .

Aż do momentu, kiedy tamtego wieczoru nad Wisłą spróbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie: po co właściwie mi wakacje?

Odpowiedź narzuca się sama - by odpocząć. Marzyłam o tym odpoczynku: w tym roku pracowałam naprawdę dużo, w bonusie ogarniając jeszcze z narzeczonym organizację ślubu. A, chociaż z mojej perspektywy nic nie nasyca i inspiruje tak, jak zanurzenie w innej rzeczywistości, to przecież nieraz zdarzało się, że z wyjazdu wracałam bardziej zmęczona, niż przed urlopem.

Wbrew pozorom, podróżowanie wymaga od kogoś o moim statusie finansowym wielu ustępstw (noclegi w czasem niezbyt przyjemnych hostelach, ciągłe trzymanie ręki na niewysokim budżecie), sytuacji męczących fizycznie (kilkugodzinne czekanie na lotniskach) - i, chociaż podobne niedogodności trudno brać na poważnie, bo zaprawione są dawką adrenaliny i radości z przygody - zdałam sobie sprawę, że tym razem naprawdę nie były mi potrzebne. Dodatkowo, gdzieś w tle czaił się jeszcze jeden problem: jeśli, aby wyłączyć się z pracy, potrzebowałam wyjechać na drugi koniec Europy, to znaczy, że tym bardziej powinnam nauczyć się być w Warszawie bez zaglądania do skrzynki i nerwowych SMS-ów (DAJECIE RADĘ?) do reszty redakcji. A więc być może to nawet lepiej, że w tym roku zostaję?

Wiedząc, że pozostanie w domu niesie za sobą ryzyko rozmemłania i poczucia, że czas minął na niczym, postanowiłam zaplanować sobie wakacje w mieście . Przedstawiam wam listę rzeczy, którymi zajęłam urlopowy kalendarz - nic zaskakującego, ale za to jakie relaksujące!

1. Spędziłam cały dzień u dziadków. Wreszcie był czas, by spokojnie porozmawiać, zjeść obiad, przejść się na spacer. Taki chwilowy powrót do dzieciństwa to piękna rzecz, a poświęcenie uwagi tym, których kochamy (bez treningu o 19 i dwóch mejli pikających w skrzynce) działa jak balsam dla ducha.

Spotkania z przyjaciółmi i przejażdżka polonezem też są super.Spotkania z przyjaciółmi i przejażdżka polonezem też są super. Mroux Przejażdżka polonezem z przyjacielem też jest super. Fot. Mroux

2. Przesiedziałam godzinę w bibliotece. A może i więcej. Zazwyczaj wpadam po pracy, przed zamknięciem, nerwowo przeglądając nowości. Tym razem nigdzie mi się nie spieszyło, przejrzałam wszystko, co mają z moich ulubionych autorów, rozkoszując się później stertą lektur w parku.

3. Spotkałam się z wszystkimi znajomymi , którym co kilka miesięcy mam kretyński zwyczaj pisać "musimy się w końcu zobaczyć".

4. Odwiedziłam muzea w darmowe dni , ciesząc się pustkami.

5. Jeździłam pod Halę Mirowską , moje ukochane miejsce w stolicy, trzykrotnie - Kto mi zabroni na urlopie? Za każdym razem zaopatrywałam się w sezonowe owoce i warzywa, za którymi będę tęsknić już we wrześniu.

6. Łaziłam na obiady do ulubionych restauracji , w których bywam tylko od święta. I tak kosztowało mnie to pół doby nad polskim morzem.

7. Rysowałam - po prostu, dla przyjemności. Mój chłopak w tym samym celu naprawiał obok jakieś stare radyjko.

8. Robiłam pikniki z przyjaciółmi i bez. Kto powiedział, że do tego potrzeba więcej, niż jednej osoby?

PaputPaput Mroux Trawa, słońce, pies i micha czereśni wystarczą. fot: Mroux

9. Gotowałam potrawy, na które nigdy nie mam czasu . A ochotę - i owszem.

10. Testowałam z Paputem nowe trasy spacerowe. Pojechaliśmy nawet na dawno nieodwiedzaną działkę, gdzie dostał kociokwiku ze szczęścia.

11. Za drugie pół doby nad polskim morzem kupiłam sobie na wyprzedażach idealnie dobraną bieliznę .

12. Z drugiej strony, czy jest coś bardziej satysfakcjonującego, niż siedzenie o 14 nago na łóżku WE WTOREK ?

13. Zrobiłam czystki w szafie...

14. i w pracy. Zastanowiłam się nad tym, do jakich konkretnych celów dążę prywatnie i zawodowo. Od kilku miesięcy czułam się coraz bardziej zestresowana i zmęczona, mając wrażenie, że stoję w miejscu. Dopiero na urlopie zrozumiałam, że biorę trochę sobie zbyt dużo na głowę, zastanowiłam się, z czego mogę lub powinnam zrezygnować. Na co dzień trudno zatrzymać się i ocenić sytuację z boku - wiem też, że nie zrobiłabym tego zwiedzając w tym czasie Luwr albo spacerując po Elbie. Więc być może po to był mi również potrzebny taki urlop? Żeby pracować tyle, by za rok mieć siłę jednak wyjechać?

A tymczasem, Moi Drodzy - życzę Wam pięknego, satysfakcjonującego lata spędzonego tak, jak tylko tego potrzebujecie.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.