Jak się nie odchudzać? Nie słuchać głupich rad z internetu!

"Schudnąć" to obowiązkowy punkt na wielu listach noworocznych postanowień. To nic, że pojawia się tam co roku i za rok pojawi się raz jeszcze. Dlaczego nam nie wychodzi? Bo często źle się do tego zabieramy.

Na szczęście jutro sobota - wszystko minie! rys. Magda Danaj

Minęły święta, czas obżarstwa, zaczął się nowy rok, a my wracamy do codziennego życia. Oby tylko nie do tego starego życia - wszak rzeka płynie. Czujemy, że mamy szansę na nowy lepszy start. Wiele z nas uzbroiło się w listę noworocznych postanowień, z których większość w niedługim czasie spowoduje nieuchronną frustrację i rozczarowanie sobą. Ale jeszcze nie teraz. Obecnie trwamy w fazie początkowego entuzjazmu i wiary w naszą niegasnącą motywację.

Dlaczego jednak nam nie wychodzi? Powodów może być wiele. Nierealistyczne założenia, kiepski plan, negatywny stosunek do siebie. Punkt startu jest ważny, więc nie zaczynaj źle. Jest naprawdę milion sposobów na to, żeby odchudzać się głupio, nieskutecznie, szkodliwie.

Zajrzałam do popularnego serwisu kobiecego, żeby sprawdzić, jakie oferuje rewelacyjne sposoby na boskie ciało. Trafiłam na listę pytań diagnostycznych. Każde "nie" to mój błąd żywieniowy. Okazało się, że prowadzę się nagannie. Tak przynajmniej twierdzi internet. Oto pytania, na które nie mogłam odpowiedzieć twierdząco:

- Czy jadasz 4-5 posiłków dziennie? Nie, a po co? Jadam trzy posiłki dziennie i zupełnie mi to wystarcza. Inni czują się doskonale przy pięciu. W porządku. Co jest nie tak z moim stylem życia? Aha, w trzech posiłkach trudno upchnąć te mityczne osiem porcji warzyw dziennie. Czy to było dziewiętnaście?

- Czy smażysz bez tłuszczu? Nie, smażę na maśle klarowanym. Co ze mną będzie?

- Czy codziennie jesz pieczywo pełnoziarniste? Nie, bo w ogóle nie jadam codziennie pieczywa. I czy naprawdę pieczywo z pełnej mąki pszennej uratuje świat? Wolę żytni.

- Czy przygotowujesz posiłki na parze? Nie! Wybieram duszenie i pieczenie. Ale powodzenia, brokuł i sucha pierś z indyka ugotowane na parze to bez wątpienia doskonały gwarant, że wytrwamy i motywacja nigdy nie wygaśnie. Na takiej diecie zostaniemy do końca życia, bo po prostu trudno się od niej oderwać. A jak skończmy już żyć, pójdziemy prosto do nieba. Zbawienie poprzez cierpienie. To ma sens.

www.pinterest.com/Pinmrsjohnsonwww.pinterest.com/Pinmrsjohnson www.pinterest.com/Pinmrsjohnson Nie zawsze bycie chudą było w modzie (fot. pinterest.com/Pinmrsjohnson)

Mogłabym tę listę wydłużać, ale po co. Dobrze ją znasz. Internet pełen jest wyświechtanych, niesmacznych i często wcale nie takich zdrowych pomysłów na zdrowe życie. Posiłki gotowane na parze, jogurt z musli, najlepiej popity sokiem owocowym, obowiązkowy chleb z pełnej mąki. Albo coś nowoczesnego - koktajl z jarmużu. Jest tyle złych dróg. Zanim podejmiesz decyzję, pomyśl o tym, jak się nie odchudzać.

- Nie odchudzaj się, jeśli nie masz nadwagi ani nie cierpisz z powodu otyłości. Przełomowy pomysł, prawda? Jeżeli masz zdrową wagę, ale drażni cię ta jedna fałdka, poszukaj sportu, który sprawi ci radość, ogranicz słodycze i słone przekąski. Po prostu zdrowo jedz i ciesz się tym, że czujesz się lepiej i stajesz się silniejsza zamiast codziennie stawać na wadze.

- Nie odchudzaj się dla innych. O, nie! Nic podobnego, oburzysz się. Nie jesteś przecież nastolatką, ty tak nie myślisz. Więc przyjrzyj się swoim fantazjom na temat siebie w tym nowym lepszym rozmiarze. Przechadzasz się po plaży w Chałupach i wszyscy cię podziwiają, nawet surferzy! Zenek z marketingu zaprasza cię na kawę z automatu przy kserokopiarce. Koleżanki ci zazdroszczą. Kiedy przechodzisz przez ulicę, powodujesz wypadki, paraliż na drogach, stan kryzysowy w całej gminie. Więc jak?

- Nie odchudzaj się, jeśli gardzisz swoim ciałem albo czujesz do niego wstręt. Albo wszyscy wokół postrzegają twój wygląd inaczej niż ty sama. Porozmawiaj z psychologiem.

- Nie odchudzaj się za pomocą niemądrych, przestarzałych metod. Takich z twarogiem, pumperniklem i musli z mlekiem na śniadanie. Sałatką na obiad. Jajkami na twardo, popijanymi kawą i zagryzanymi grejpfrutem. Marcheweczką na parze, która wcale ci nie smakuje.

- Nie odchudzaj się za pomocą nowych niemądrych metod. Takich z "detoksem" w nazwie i mnóstwem surowizny, jak post na sokach i ananasach albo post na zielonym koktajlu z liści i selera naciowego, który nazywa się "power smoothie". To fatalny pomysł, zwłaszcza zimą. Będziesz głodna, osłabiona, wyziębiona, nabawisz się niedoborów i bardzo możliwe, że osłabisz swoją moc trawienną.

- Nie odchudzaj się, jeśli po prostu nie lubisz siebie. Bo jak już schudniesz, okaże się, że nie lubisz siebie tak samo jak wcześniej, ale teraz już doszłaś do ściany i jest ci jeszcze smutniej niż wtedy, kiedy wierzyłaś, że powierzchowna zmiana przyniesie głęboki efekt. Najpierw dogadaj się ze sobą a potem o siebie zadbaj. Akceptacja siebie wcale nie oznacza zachwytu z powodu nadwagi. Możesz żyć ze sobą w zgodzie i uznawać potrzebę zmian. Pozytywne nastawienie i troska o swoje zdrowie to o wiele lepszy punkt wyjścia do zmian niż niechęć i negacja.

- Nie odchudzaj się, jeśli na widok proponowanego jadłospisu wszystko w tobie zamyka się i z żalu wyje do księżyca. W opresyjnej sytuacji poczujesz bunt, a bunt prowadzi do przewrotu. Staniesz się swoim złym strażnikiem i jednocześnie swoją ofiarą. Jedzenie musi ci smakować. Apetyt jest elementem zdrowia. Traktowanie siebie dobrze wcale nie wyklucza samodyscypliny. Tak jak bycie dobrym rodzicem nie oznacza braku wymagań i granic.

- Nie odchudzaj się, jeśli tak naprawdę chcesz po prostu się ukarać. To przecież naturalne, zawsze karano rozpasane dziewczynki i nikogo nie powinno dziwić, że pragniesz podporządkować się tradycji. Sięgnij zatem głębiej, dowiedz się, czego chcesz, z przenikliwością Sherlocka zdeterminuj swoją prawdziwą motywację. Być może byłaś zła i ohydnie zatłuszczonymi paluszkami łapczywie sięgałaś po dokładkę mamusinego makowca, serniczka, maślanych ciasteczek od wiernego czytelnika Focha, śledzika rozpustnie ociekającego olejem? Jesteś teraz zbrukana, brzydka i nieczysta. Poczekaj, to nie powód, żeby się odchudzać. Ukarz siebie inaczej. Przywdziej włosiennicę, klęcz na grochu, wytarmoś się za ucho, daj sobie po łapkach. To normalne, prawda? Tak normalne, jak udręczanie ciała niemądrą dietą z powodu jednego tygodnia leniuchowania i jedzenia, który po całym roku należał ci się jak psu buda.

Więc co robić? To zupełnie inna historia, której nie da się zamknąć w jednym tekście w formie cudownej metody dla wszystkich.

I po co sięgają te tłuste łapki? fot. Unsplash.comI po co sięgają te tłuste łapki? fot. Unsplash.com I po co sięgają te tłuste łapki? fot. Unsplash.com I po co sięgają te tłuste łapki? (fot. Unsplash.com)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.