Co to jest oversharing i czy trzeba z tym walczyć? - o przesadnej wylewności w Internecie

Siedemdziesiąt zdjęć niemowlaka, selfie z kroplówką, stopa po treningu - to przykłady oversharingu, czyli przesady w dzieleniu się ze światem detalami z życia. Zgadzamy się, że nadmierna wylewność jest do niczego, ale każdy ma coś na sumieniu. Czy mówienie wszystkim o wszystkim ma jakieś dobre strony?

Breaking news - piję kawę (fot. Olaszka)Breaking news - piję kawę (fot. Olaszka) Breaking news - piję kawę (fot. Olaszka) Breaking news - piję kawę (fot. Olaszka)

Dziwi mnie, że oversharing nie doczekał się jeszcze polskiej nazwy, bo to prastare zjawisko. Narodziło się z chwilą, gdy pierwszy pijak w historii nachylił się do przypadkowej osoby i uprzejmie wyryczał jej prosto w twarz, że strasznie mu od tego winka niedobrze i zaraz porzyga się na kolorowo. Od tej rozmowy minęły całe wieki. W dwa tysiące piętnastym nie potrzeba już używek, żeby mówić ludziom o rzeczach, o których nikt nie chce słuchać - wystarczy średniej jakości łącze internetowe i konto w mediach społecznościowych.

A Ty o czym informujesz cały świat? (fot. Schutterstock)A Ty o czym informujesz cały świat? (fot. Schutterstock) A Ty o czym informujesz cały świat? (fot. Schutterstock) A Ty o czym informujesz cały świat? (fot. Schutterstock)

Potrzebę gadania o sobie mieliśmy zawsze, ale to sieć zupełnie pozbawiła nas wyczucia i uruchomiła w nas złudne przekonanie, że nawet najdrobniejszy detal z naszego życia jest dla reszty świata szalenie interesujący. Strasznie nas to wkurza, zwłaszcza u innych Weźmy młodych rodziców, którzy z upodobaniem trąbią na prawo i lewo o tym, że ich dzieciak ząbkuje. Jest pierwszy ząbek! Jest trzeci! Jest i ósmy! Bezdzietni łapią się za głowę, bo znają straszną prawdę - wbrew pozorom, mała Zosia nie jest pierwszym dzieckiem w historii, któremu wyrżnął się mleczak . Ludzie z reguły mają zęby. Ząbkowanie to proza życia, czy naprawdę musicie tak o tym piać? Inaczej jest z bieganiem. Bieganie jest ciekawe. Jeśli podczas wczorajszego joggingu padła mi życióweczka, to niech się dowiedzą! A jeśli dziś udało się pobiec trzy sekundy szybciej, to przecież też nie wypada się nie pochwalić.

Jesteśmy jednomyślni - na miejsce w Internecie i uwagę świata zasługują tylko wiekopomne wydarzenia. No i co ja na to poradzę, że dla mnie wiekopomny jest ten kawałek pizzy, który właśnie pałaszuję i ta kawusia w eleganckiej porcelanie? Właściwie to jedzenie zawsze jest wiekopomne, więc zanim trafi do mojego żołądka, trafia do sieci. Mogłoby być gorzej. Niektórym wiekopomna jawi się ich własna twarz (dlatego ostrzykują ją z każdej strony i piętnaście razy dziennie wrzucają w cyberprzestrzeń), a są i tacy, którzy wiekopomnie się rozstają, więc w czasie rzeczywistym informują wszystkich znajomych kto kogo z kim zdradzał. Czy to przesada? Trudno powiedzieć, bo definicja oversharingu jest wyjątkowo płynna - to, co dla jednych jest ostrym przegięciem, dla innych będzie neutralnym komunikatem.

Różne są też odmiany oversharingu. Sesja fotograficzna śpiącego buldożka ("tu główka słodko przechylona", "a tu śmieszna minka") może znudzić, ale raczej nie zgorszy. Zdarza się jednak, że nasze komunikaty naruszają pewne normy albo gwałcą dekorum. Granica między strawnym, a niestrawnym jest indywidualna i ruchoma, ale zakładam, że niejedna osoba skrzywi się na małżeńskie pranie brudów w statusach ("Mój cudowny mąż znowu postanowił nocować poza domem. Jeśli ktoś wie, w czyim łóżku dziś śpi, niech mu przekaże, żeby już tam został"), zdjęcie wrastającego paznokcia ("AAA! Ratunku! Boli! Co się z tym robi???") albo publiczne statusy, które niebezpiecznie przypominają prywatną wiadomość ("Dziś mija dziesięć lat od nocy, w którą poczęliśmy naszego Karolka. Andrzejku, czy pamiętasz ten szał ciał w satynowej pościeli?")

W sieci pełno jest gaf, które sprawiają, że zamieramy z przerażenia. Chyba każdy choć raz natknął się na coś, co wystawiło na próbę jego wytrzymałość. Czy można zatem jednoznacznie stwierdzić, że oversharing jest zły ? Niektórzy bez namysłu odpowiadają, że tak. No, bo jak ktoś myśli, że jest pępkiem świata i nie rozumie, co to prywatność, to zasłużył na karę. Problem w tym, że Internet nie powołał jeszcze stosownego organu ds. etykiety, więc każdy zajmuje się wymierzaniem kar na własną rękę. I tak pod statusem o chorobie ukochanego pieska pojawia się lodowate "a co mnie to obchodzi?", a kobiecie z brzuchem pokrytymi rozstępami, która ośmiela się opublikować zdjęcie z plaży, ktoś życzliwie zwraca uwagę, że "matce trojga dzieci pewne rzeczy nie przystoją , więc może wypadałoby się zakryć". Nie zważając na subiektywność swoich odczuć, samozwańcze wyrocznie przypisują sobie kompetencje sądu najwyższego, a ja dochodzę do wniosku, że jest tylko jedna rzecz gorsza od internetowego ekshibicjonizmu - internetowa cenzura .

Kto ma prawo oceniać co wypada, a co nie wypada? Kobieta, która wrzuca nieretuszowane zdjęcie ciała po ciąży z pewnością łamie konwenanse, ale czy to powód, żeby ganić ją za brak wyczucia, czy raczej nagrodzić za odwagę? Niedawno głośno było o młodej dziewczynie z rakiem skóry, która opublikowała w sieci swoje selfie, ku przestrodze . Klasyczny oversharing, ale w dobrej sprawie. Na szczęście nie przyszło jej do głowy ocenzurować samej siebie, bo jej zdjęcie zobaczyły miliony młodych dziewczyn, które być może za jej sprawą przeprosiły się już z kremem z filtrem. Sceptycy powiedzą, że selfie z dziubkiem, a selfie z chorobą to dwie różne sprawy, ale ja mam wrażenie, że żeby mówić otwarcie o rzeczach ważnych, trzeba otwarcie mówić o rzeczach w ogóle.

Tawny Willughby - przed chorobą i w trakcie leczeniaTawny Willughby - przed chorobą i w trakcie leczenia Screen YouTube/@Celeb NewsNetwork24/7 Screen YouTube/@Celeb NewsNetwork24/7

Zdaje mi się, że tę kolektywną potrzebę dzielenia się ze światem szczegółami ze swojego życia można przekuć na coś dobrego. Bo jeśli świadomie wykorzystamy ten nasz brak sfery prywatnej, to jest szansa, że w ekspresowym tempie przebijemy się przez wszystkie tabu świata. Niezależne, suwerenne państwo Internet może stać się pierwszą przestrzenią, w której podstawowym prawem będzie prawda, a walutą szczerość . Przyznam, że świat, w którym wszystko można powiedzieć wprost jest dla mnie tak pociągający, że jestem gotowa z uśmiechem na ustach słuchać, o tym że kupka Zosi jest dziś szarozielona. Bo nigdy nie wiadomo kiedy pośród miliona selfie i nieciekawych wynurzeń pojawi się coś nowego i ważnego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.