Książki, które muszę raz do roku: Gra Endera

Czy wiecie, że "Gra Endera" doskonale pasuje do Focha, który "jest skierowany do czytelniczek 30+". Otóż już za chwilę minie 30 lat od jej wydania (1985), a ponieważ jest to książka z gatunku fantastyki naukowej, tym bardziej warto się z nią zapoznać - niektóre z przewidywanych w niej faktów miało już okazję zderzyć się z rzeczywistością.

Pamiętacie jeszcze ten cykl? Ja czytując go, chyba gdzieś w okolicach "Amerykańskich Bogów" stwierdziłem, że też mam taką książkę, którą rzeczywiście czytam raz do roku i że warto byłoby o niej napisać, a przy okazji wziąć się za bary z formą, jaką jest recenzja. Wszak wyzwaniem w niej jest to, aby nie zdradzała fabuły, a mimo to zachęciła do lektury.

Pierwszy raz "Grę Endera" czytałem w postaci kilkuczęściowych zeszytów wyciętych ze środka miesięcznika "Fantastyka", który przedrukowywał w ten sposób perełki światowej literatury sci-fi. Można było sobie dzięki temu zebrać niemałą biblioteczkę książek niedostępnych wówczas w księgarniach (to było jeszcze przed 1989, kiedy to nastało "nowe"). Niesamowite, jak wielką wartość wówczas miał ten szaro-bury plik kartek, zszyty zszywkami odzyskanymi z zapisanych zeszytów z liceum. Podejrzewam, że gdzieś na dnie jakiegoś kartonu mam jeszcze to wydanie.

O czym jest "Gra Endera"? Jej bohater - Ender , a właściwie Andrew Wiggin , jest dzieckiem, ale jak to zazwyczaj w książkach bywa, nie takim zwykłym, przeciętnym, a - oczywiście - wyjątkowym. W ramach programu wojskowego zostaje wybrany jako najbardziej obiecujący kandydat na dowódcę ziemskiej floty (tak - jeszcze jako dziecko!), przed którą stoi zadanie zakończenia międzygatunkowej wojny. Ziemia została bowiem najechana przez obcą rasę z kosmosu, nazywaną Robalami z racji podobieństwa cech ich fizjonomii do ziemskich insektów. Czy rzeczywiście nimi są - odpowiedź znajdziecie w książce. Robale zostały odparte, ale ponieważ wciąż istnieje niebezpieczeństwo kolejnej inwazji - ludzkość postanawia jej zapobiec.

Polecam!Polecam! Polecam! Polecam!

Co ciekawe Ender (to przezwisko nadała mu siostra) jest trzecim kandydatem na dowódcę. Wojsko niejako "wyhodowało" go sobie, aranżując małżeństwo jego rodziców, ze względu na ich cechy osobnicze (inwazja obcych miała miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej - stąd wojsko miało odpowiednią ilość czasu na ten projekt). Wcześniej kandydatami byli: starszy brat Endera - Peter i urodzona po Peterze, starsza siostra Endera - Valentine. Dodatkową ciekawostką jest to, że Ender jest w połowie (od strony ojca) Polakiem.

No dobrze - powiecie - ale dlaczego "gra"? Otóż całe szkolenie Endera, mające zrobić z niego najlepszego w dziejach ludzkości dowódcę, opiera się na różnorodnych grach, zarówno odbywanych na komputerze, jak i rozgrywkach pomiędzy kadetami w odpowiednich salach treningowych. Wszystkie one mają przygotować go na tę najważniejszą, ostateczną grę - śmiertelną rozgrywkę z obcymi, w której on będzie wydającym rozkazy, a ich wykonawcami piloci ziemskiej floty.

Jeśli wydaje wam się, że to musi być strasznie nudne czytać o czyichś grach, to nic bardziej mylnego. Przede wszystkim - gry są tylko tłem do kreślenia nieustającej serii przemian, jakie zachodzą w głównym bohaterze. Bo tak naprawdę ta książka jest nie tylko o Enderze - choć o nim przede wszystkim, ale oprócz tego jest o dzieciach i to dzieciach genialnych. W czasie gdy Ender, gdzieś w przestrzeni kosmicznej, gdzie orbituje szkoła dowodzenia, bierze udział w grach wojennych, jego rodzeństwo na Ziemi - Peter i Valentine, także podejmują swoją grę - grę polityczna. Peter odrzucony przez wojsko, postanawia (tak, tak - jeszcze będąc dzieckiem) zawładnąć Ziemią, stając się jej Hegemonem. Wciąga do tego zadania Valentine, bynajmniej nie za jej aprobatą, ale podstępem, groźbami i szantażem. Ich gra toczy się w sieci - ta jako żywo przypomina Internet, który zaistniał dopiero (i to w bardzo surowej formie jak na dzisiejsze standardy) w 1989 roku (czyli kilka lat po wydaniu książki). Czytając o poczynaniach rodzeństwa nietrudno nie dostrzec podobieństwa do Facebooka (dzieci muszą prosić ojca o tzw. dostęp obywatelski do sieci - jakąś formę wiarygodnej tożsamości, tak samo jak wymaga tego FB) czy Tweetera, że o stronach WWW i forach dyskusyjnych nie wspomnę (Peter i Valentine publikują w sieci, pod bardzo skrupulatnie spreparowanymi fałszywymi tożsamościami, kształtując opinię publiczną)

Książka toczy się więc dwutorowo, śledzimy postępy Endera w jego drodze do dowództwa oraz realizację planu Petera. Całość narracji wspaniale uzupełniają umieszczane na początku każdego rozdziału przebitki z działań odbywających się gdzieś za kulisami obu wątków. Podejmowane w ich ramach decyzje, mają bezpośredni wpływ na głównego bohatera.

Skoro już wspomniałem o przewidywaniach autora, które ziściły się w obecnych czasach, to warto wspomnieć o takim, które się nie spełniło (i dobrze). Otóż w książce nadal istnieje na świecie Układ Warszawski , choć oczywiście ze względu na zagrożenie z zewnątrz pozostaje w sojuszu ze swymi dotychczasowymi wrogami.

"Grę Endera" warto przeczytać ponieważ porusza naprawdę wiele aspektów, najprawdopodobniej nie wymienię ich wszystkich, ale z pewnością traktuje o dzieciach - geniuszach, w tym także tych, które już od maleńkości przejawiają psychopatyczne skłonności, są do gruntu złe. Opisuje proces odkrywania samego siebie, swoich możliwości, pokazuje, że otoczenie potrafi zmusić do ukształtowania siebie w kogoś, kim na początku drogi wcale nie zamierzało się być.

Książkę warto przeczytać także dlatego, że pokazuje, walkę o przetrwanie gatunku ludzkiego, walkę ze wszech miar bezpardonową i to nie tylko w stosunku do wroga, ale i do osobników własnego gatunku, co przejawia się instrumentalny traktowaniem tychże, tylko po to, aby odnieść zwycięstwo.

Koniec końców książkę warto przeczytać dlatego, że jest nieprzewidywalna, że potrafi zaskakiwać - aż do samego jej końca.

Mam z tą książką taki problem, że po jej przeczytaniu od razu mam ochotę sięgnąć po kolejne części, równie ciekawe, choć traktujące już o czymś innym, czyli "Mówcę Umarłych", "Ksenocyd" i "Dzieci umysłu". A zazwyczaj nie mam na ich lekturę odpowiedniej ilości czasu.

Mam jednak nadzieję, że część z Was znajdzie czas na lekturę "Gry Endera".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.