Polacy bez pruderii - rozmowa z doktorem Andrzejem Depko

"Wstydzimy się swojego ciała, swoich potrzeb i również swoich problemów" - mówi seksuolog Andrzej Depko, z którym rozmawiam o tym, dlaczego polscy mężczyźni idą do seksuologa dopiero po dwóch latach problemów z erekcją zaś kobiety porównują swoje narządy płciowe do kawałka wątroby.

Andrzej Depko (fot. archiwum prywatne)Andrzej Depko (fot. archiwum prywatne) Andrzej Depko (fot. archiwum prywatne) Andrzej Depko (fot. archiwum prywatne)

Twoja ukazująca się w formie książki "Bez pruderii, czyli 50 twarzy Polaka w łóżku" rozmowa z Edytą Hetmanowską i Igą Przybyszewską, czyli duetem dziennikarskim "dogadane" , to w zasadzie edukacja seksualna w pigułce. Chyba nie pominęliście żadnego istotnego tematu, od pierwszego razu poprzez wszystkie normy i ich odstępstwa, aż po seks ludzi na emeryturze.

ANDRZEJ DEPKO: Chcieliśmy dostarczyć czytelnikom informacji w tych obszarach, w których mogą istnieć pewne deficyty. Nie zawsze ma się to szczęście, żeby kupując kolorowy magazyn trafić akurat na artykuł o tym aspekcie seksualności, który nas interesuje. Tu jest kompendium niezbędnej wiedzy. Do takiej książki zawsze można w dowolnej chwili wrócić.

Teraz tylko trzeba rozesłać ją do skrzynek pocztowych wszystkich Polaków i jest szansa, że coś się zmieni na lepsze. A tak poważniej, ponieważ wciąż nie mamy rzetelnej edukacji seksualnej, rodzice są w tym temacie rzadko wsparciem, bo sami nie mieli skąd i od kogo się uczyć. Bez tej wiedzy mamy błędne koło.

- I to koło coraz szybciej się kręci. Młodzież, która jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu wkraczała w dorosłe życie, wychowywała się na "Sztuce kochania" Michaliny Wisłockiej , kartach erotycznych do gry, czy przemyconych "świerszczykach". Teraz wystarczy wpisać w wyszukiwarkę googla "goła baba" czy "miłość francuska" i możemy napatrzeć się do bólu.

Pytanie, czego możemy się w ten sposób dowiedzieć?

- W wychowaniu seksualnym jest jedna prosta zasada, na naszą seksualność wpływa to czego się nauczymy. A więc czego Jaś (czy Janka) się nie nauczył, tego Jan (czy Janina), nie będzie umieć. Jeśli nie dowiemy się na odpowiednim etapie naszego dorastania, co oznacza pojęcie: zdrowie seksualne, jak ono się zmienia z upływem lat, jak nasze doświadczenia wpływają na nasze podejście do seksu, jak nasza psychika może wpływać na naszą kondycję seksualną, jaka jest korelacja pomiędzy jakością życia emocjonalnego oraz wzajemnych relacji w sferze pozaseksualnej, a jakością życia seksualnego związkach, to nie będziemy umieli się w tym obszarze sprawnie poruszać.

No, ale nawet jeśli taki Jaś czy Janka są głodni wiedzy, to po prostu nie bardzo mają skąd i od kogo się nauczyć. Nic dziwnego, że pierwsze co przychodzi im do głowy to znajomi i internet. A jak internet to porno. W książce wyczytałam, że aż jedna trzecia badanej populacji przyswaja wzorce zachowań prezentowane w pornografii. Jak zatem wygląda ich życie intymne i preferencje seksualne?

- Pokolenie wychowane na internetowej pornografii skupia się na cielesności i jest zainteresowanie wyłącznie techniczną stroną seksu. Mam takiego pacjenta, który teraz ma 28 lat. Jego doświadczenia seksualne zaczęły się od porno, kiedy miał 12-13 lat. Najpierw po prostu ściągał zdjęcia nagich dziewczyn. Potem zaczął je katalogować pod względem typu urody, koloru skóry. Następnie zaczął kolekcjonować tylko dziewczyny o określonym wyglądzie warg sromowych, a zakończył na tworzeniu katalogów zawierających wyłącznie same cipki, tylko w jednym ulubionym kształcie, już bez ich właścicielek. Obiektywnie jest on mężczyzną atrakcyjnym. Jest przystojny, elokwentny, oczytany. Podoba się kobietom i pod względem fizycznym i intelektualnym, więc chętnie się z nim spotykają. Jednak pewnego dnia kiedy, najczęściej z "jej" inicjatywy, idą razem do łóżka, gdy okaże się, że jej cipka ma kształt nie taki jak trzeba, to jemu momentalnie ustępuje podniecenie. No i już się kolejny raz nie umawia, bo wie, że z tej mąki chleba nie będzie.

To mi trochę przypomina bajkę o Kopciuszku w wersji dla dorosłych. Ale czy to nie jest tak, że gdyby nie istniał internet on i tak zostałby fetyszystą?

- Być może. O naszej seksualności decydują trzy komponenty: biologiczny, społeczny i psychologiczny. Wiele z naszych cech jest uwarunkowanych biologicznie, na przykład kolor oczu, włosów, karnacja, tembr głosu, kształt i rozmiar członka czy piersi. Mamy również określony mózg, z określoną siecią połączeń neuronalnych i układ nagrody, który jest bardziej lub mniej podatny na pobudzenia. Mój pacjent zapewne miał predyspozycje do uzależnień, natomiast kiedy zaczynał oglądać pornografię oczywiście nie przyszło mu do głowy, że się w taki sposób od niej uzależni i że to tak utrudni mu budowanie relacji.

Jakie inne niebezpieczeństwa niesie porno?

- Nastolatek, który masturbuje się podczas filmików porno patrzy na facetów z wielkimi przyrodzeniami, kiedy on sam nie bardzo ma co chwycić w rękę i zanim rozpocznie życie płciowe już ma kompleksy. Co taki chłopak zrobi? Ano od razu wskoczy do internetu i będzie szukać specyfików na powiększenie członka. Będzie myślał, że nie może zacząć swojego aktywnego życia seksualnego dopóki nie będzie miał co pokazać. Ma przeświadczenie, że nie jest w stanie dostarczyć swojej dziewczynie przyjemności, jeśli nie będzie miał między nogami czegoś na kształt małego kabaczka. Tak samo nierealne wyobrażenia ma o kobietach. Wydaje mu się, że te dziewczyny mają określony wygląd, np. silikonowe piersi czy wycięte wargi sromowe, osiągają 10 orgazmów pod rząd oraz lubią penetrację w każdy naturalny otwór ciała. Efekt jest taki, że potem dostaję list od piętnastolatka, który pyta mnie w mailu, bo ma do mnie zaufanie, czy na pierwszej randce może zaproponować dziewczynie seks analny.

A co myśli młoda dama?

- Często to, co widzi w porno pozostaje w sprzeczności z jej wrażliwością i estetyką, ale myśli, że powinna tak się zachowywać, żeby być akceptowaną, więc jak idzie z chłopkiem do łóżka, to udaje kogoś kim nie jest. A jeśli nie ogląda porno to następuje zderzenie dwóch światów.

Z jakimi problemami takie pary będą za jakiś czas trafiać do gabinetu seksuologa?

- Wyobraź sobie taką sytuację: ona smaży w kuchni kotlety na obiad, on podbiega do niej, łapie ją za kark, zgina ją na wysokość swoich bioder, zaczyna wykonywać ruchy kopulacyjne, a potem mówi: "widzisz, już byłoby po wszystkim". Oboje lądują u mnie w gabinecie (nota bene na kanapie, na której teraz siedzisz). Ona zapłakana opowiada, że takie zachowanie męża to dla niej wielka trauma, bo dla niej seks oralny to bariera nie do przeskoczenia, a on mówi: "Niech pan coś z nią zrobi. Ja jej pokazuję, jak fajnie mogłoby być, a ona ryczy". U takiego niedojrzałego psychoseksualnie faceta, który uczył się z filmów porno, pojawia się mechanizm generalizacji i on po prostu "wie", że wszystkie kobiety lubią brać do buzi i jak ona się w końcu przełamie, to też jej się spodoba.

Ale internet to przecież nie tylko porno. Są jakieś jego dobre strony?

- Oczywiście, że są. Jeśli jesteśmy parą i jedna z osób wyjeżdża na stypendium na pół roku, możemy połączyć się na skype'ie, kupić wibrator sprzężony z telefonem i świetnie się ze sobą bawić. Możemy też, jeśli jesteśmy ekshibicjonistami, połączyć się za pomocą kamerek z parą w Australii, która też się kocha i nawzajem się nakręcać. Osoby niepełnosprawne, które mają trudność w nawiązywaniu relacji, mają większą szansę na poznanie kogoś na portalach randkowych czy seks-randkowych, swingersi mogą umawiać się na wspólne imprezy, fetyszyści mogą znaleźć swoją bratnią duszę, w innym mieście lub dwa piętra wyżej w tym samym bloku, bo przecież o tego typu potrzebach nie rozmawiamy z sąsiadem w windzie. W tych wypadkach internet jest bardzo dobrym medium, bo pomaga tym ludziom się odnajdywać.

A czy te wszystkie nowe technologie wpływają na ludzi? Pracujesz w swoim zawodzie ponad 20 lat, czy problemy pacjentów i sami pacjenci przychodzący do twojego gabinetu bardzo się zmienili?

- Problemy się nie zmieniły. Powiedziałbym, że jest ich nawet więcej niż kiedyś, ale niestety nie dlatego, że ludzie są coraz bardziej świadomi, ale dlatego że społeczeństwo jest coraz bardziej schorowane. Żyjemy dłużej, to fakt, ale wzrasta poziom zachorowań na różne choroby na przykład cukrzycę, choroby układu sercowo-naczyniowego, do tego dochodzi stres, depresja.

I wtedy mężczyźni pojawiają się u ciebie z powodu problemów z erekcją? Oczywiście jeśli łączą te fakty.

- No właśnie problem w tym, że nie. Interniści nie wysyłają pacjentów do seksuologów, ale nie jest to wina lekarzy tylko systemu. Po pierwsze wizyty u seksuologa nie są już refundowane przez NFZ. Poza tym przez sześć lat studiów medycznych nie ma ani jednego fakultetu z seksuologii i taki młody człowiek kończy studia nie mając praktycznie żadnej wiedzy z tego zakresu. Jego edukacja kończy się na kilku zajęciach z ginekologii, na których uczy się funkcjonowania układu rozrodczego kobiet oraz zajęć z urologii, gdzie poznaje fizjologię i patologię męskich narządów płciowych.

Wyczytałam też w książce, że pacjenci z zaburzeniami erekcji, jeśli w ogóle, zgłaszają się do seksuologów średnio dopiero po dwóch latach!

- Tak. Z badań, które przeprowadziliśmy na grupie prawie 9000 mężczyzn wynika, że po takim właśnie okresie decydują się na wizytę u specjalisty i przyznam się szczerze, że się im nie dziwię. Ostatnio, kiedy w aptece kupowałem swoją ulubioną pastę do zębów, zauważyłem, że na sąsiednim regale wyłożone zostały suplementy diety na problemy z erekcją, spadkiem popędu i wszystkimi pokrewnymi problemami. Byłem w szoku. To był wielki regał, zastawiony specyfikami od podłogi do sufitu. Gdybym zaczął je po kolei wypróbować, to pewnie zajęłoby mi to dobre trzy lata. I kiedy po tych trzech latach zorientowałbym się, że nic nie pomogło, mój grot nie stoi twardo, a wiatru w żaglach nie ma (jak w tej reklamie w telewizji), to albo bym się poddał, albo dopiero wtedy wybrał do lekarza.

A przez ten czas może rozpaść się związek.

- Wyobraźmy sobie parę, która jest razem 10 lat. Po pierwszym szale uniesień i seksu trzy razy dziennie, sypiają ze sobą z przyjemnego obowiązku powiedzmy raz w tygodniu. Nagle on zaczyna czuć, że ciężko mu dokończyć, bo wzwód słabnie. Tym razem mu się udało, ale zaczyna się stresować, bo nie wie, czy partnerka zauważyła, że coś było nie tak. Problemy się nasilają, on zaczyna unikać zbliżeń, a po kryjomu zaczyna brać suplementy.

Ona natomiast zaczyna zastanawiać się czy może coś z nią jest nie tak.

- No i próbuje raz, drugi, trzeci. Wychodzi spod prysznica i niby przypadkiem przechadza się nago po mieszkaniu w poszukiwaniu ręcznika, a on zamiast na niej, jest bardzo skupiony na pilocie od telewizora. Ona jest coraz bardziej sfrustrowana, bo przecież ma swoje potrzeby. Zaczyna się zastanawiać, czy on może widzi ten kilogram, który przytyła, albo może przestał ją kochać, albo co gorsza znalazł sobie inną. W między czasie on czuje się coraz bardziej zagrożony. Ma obniżoną samoocenę, bo wie, że "nie dowozi". W związku z tym boi się, że jak jej nie da tego, czego ona potrzebuje, to ona pójdzie gdzie indziej.

No i w dalszym ciągu nie chce iść do lekarza? Gdyby go bolało serce, poszedłby od razu do kardiologa. Przecież generalnie lubimy narzekać, opowiadać o swoich chorobach i chodzić po przychodniach, a tu takie opory.

- Widzisz, o seksie mówi się jak w latach 60. czy 70. o socjalizmie - tylko dobrze, wyłącznie w kategoriach nieustającego pasma sukcesów. Tymczasem socjalizacja naszej seksualności opiera się na socjalizowaniu wstydu. Wstydzimy się swojego ciała, swoich potrzeb i również swoich problemów.

Na dodatek aż siedem na dziesięć par nie rozmawia ze sobą o swoich potrzebach. Jak zatem wyjść z takiej patowej sytuacji?

- Żeby coś zmienić, musi istnieć w tym obszarze równa potrzeba i chęć dokonania zmiany u obu stron. Bo jeśli jedna osoba uzna, że jej system wartości jest systemem doskonałym, to nigdy nic się nie zmieni. Podam przykład. Jeśli osoba dominująca w związku powie, że nie ma całowania w "te" miejsca, to go nie będzie, bo gdzie ten drugi partner ma iść na skargę?

Mam teraz pacjentów, którzy są ze sobą 25 lat i mają kryzys. W czasie rozmowy okazało się, że on nigdy nie widział swojej żony nago. W związku z tym nie widział również nigdy z bliska jej cipki. Nie ma też szansy na zrealizowanie swojego niespełnionego marzenia, jakim jest pocałowanie żony w tym właśnie miejscu.

To potwornie smutne. Przecież to oznacza, że między tymi ludźmi nigdy nie było bliskości czy intymności.

- Dokładnie. I to jest prawda o naszej seksualności.

Z czym najczęściej przychodzą do ciebie kobiety?

- Wiele kobiet przychodzi tutaj, bo ma problemy z osiąganiem orgazmu. W trakcie leczenia okazuje się, że te kobiety nie akceptują swoich narządów płciowych. Kiedy pytam do czego mogłyby je porównać odpowiadają, że do kawałka wątroby, która im wystaje albo do rozdeptanego owocu. Są kobiety, które nawet podczas codziennych ablucji zakładają rękawicę frotte, żeby nie mieć z tym kawałkiem ciała bezpośredniego kontaktu. Jak taka kobieta ma pozwolić swojemu mężczyźnie, żeby dotykał ją "tam" ręką, lub nie daj Boże językiem?! Jak ona ma otworzyć się na przyjemność, jak napawa ją obrzydzeniem organ, który do odczuwania tej przyjemności został stworzony?

Mężczyźni mają chyba mniejsze problemy z samoakceptacją?

- Zdecydowanie. Taki Józek, który ważył 70 kg, jak się pobierali 15 lat temu, teraz waży 130 kg. Kiedy kładzie się na swojej Kaśce, aby współżyć w pozycji misjonarskiej, ona walczy o życie, a Józek jest przekonany, że ona szczytuje. Ale summa summarum żona jest szczęśliwa, bo jak go brała to był taki chudziutki, zabiedzony, a teraz to z niego kawał chłopa i jest się do czego przytulić.

W końcu w księdze rodzaju jest napisane: "Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą" . Kobieta musi być podporządkowana mężczyźnie, bo jest bardziej podatna na pokusy. To przecież oczywiste. Więc, co się dziwić, że mężczyzna bierze co jego i robi swoje.

Ja bym to nazwała związkiem kobiety kłody i mężczyzny drwala. Na pierwszy rzut oka para idealna. Żarty żartami, ale smutna prawda jest taka, że kobiety w naszej kulturze i tradycji mają zdecydowanie gorzej.

- W ciągu ostatnich dobrych czterech tysięcy lat mężczyźni wprowadzali mechanizmy kontroli i ograniczania seksualności swych partnerek. Narzędziami represyjnymi stały się religia i kultura, a seksualność kobiet była regularnie pacyfikowana.

Czy zauważyłeś, żeby kobiety były w ostatnich latach bardziej wyzwolone?

- W dużych miastach tak. W małych i na wsiach patriarchat ma się dobrze. Mężczyźni z jednej strony chcieliby korzystać z wyzwolenia kobiet, z drugiej jak już z niego skorzystają przypinają tym kobietom łatkę dziwek. A przecież kobiety też mają prawo do swojego życia seksualnego.

A co myślisz o kryzysie męskości, o którym coraz więcej się mówi?

- To wszystko znów zależy od środowiska. O jakim kryzysie męskości możemy mówić w małym mieście? Tam taki Józek i żonę wyłomoce i wódki się w knajpie z kolegami napije i na dziwki pójdzie. Tam "męskość" w swojej pierwotnej formie kwitnie i nawet uzyskuje wsparcie u kobiet, które są przekonane, że facet taki po prostu jest. Jak za bardzo szaleje, to trzeba się schować, a do rana i tak mu przejdzie. "Jak nie pije i nie bije to znaczy, że nie kocha".

A jak jest w dużych miastach?

- Kobiety coraz jaśniej wyrażają swoje potrzeby i oczekują, że zostaną one spełnione. Nie są od mężczyzn uzależnione, tak więc na wiele rzeczy nie muszą się godzić. Wielu mężczyzn nie potrafi się odnaleźć w tym schemacie. Uciekają do takich grup wsparcia jak kibole, bo tam w końcu mogą poczuć się facetami, uciekają też do klubów numizmatycznych, bądź innych hobby, albo do nadmiernego uprawiania sportu. Do tego coraz częściej trafiają na kozetki psychologów i psychoterapeutów. Najlepszym dowodem na kryzys męskości jest to, że norma zdrowego nasienia w porównaniu z latami 80. spadła czterokrotnie. W mężczyznach jest coraz mniej męskości.

Jak cukru w cukrze. Serio?

- Wpływ na to ma stale zwiększający się poziom estrogenów w wodzie i jedzeniu.

Jesteśmy krajem katolickim. Jak nasza kultura i tradycje z których wyrosła wpływają na życie seksualne Polaków?

- Religia wywiera największy wpływ na seksualność tych, którzy są głęboko wierzący, ale im tak bardzo nie szkodzi, ponieważ oni są przekonani o słuszności postępowania według określonych przez Kościół zasad. O czym jednak warto wspomnieć, to fałszywe społecznie podejście do seksualności, które determinuje to wewnętrzne rozdarcie. Sprzeczność między potrzebami, a chęcią dostosowania się do tych fałszywych wzorców i hołdowania pewnym stereotypom rodzi tę wewnętrzną niespójność.

Co dzieje się kiedy w tej niespójności żyjemy?

- Najpierw staramy się podporządkować tym normom, potem zaczynają nas one uwierać, a potem zaczynamy żyć w poprzek. Wtedy w związkach pojawiają się zdrady i w konsekwencji ich rozpady.

Porozmawiajmy zatem o zdradzie.

- Żyjemy w bardzo intensywnych czasach, w których mamy więcej niż kiedykolwiek możliwości i pokus. Możemy szybko się przemieszczać, dzięki licznym środkom transportu, są komórki, jest internet, prostytucja, portale randkowe, ciągle poznajemy nowych ludzi, jeździmy w delegacje, więc nasza wierność wciąż jest wystawiana na próbę. Niektórzy uważają, że okazja czyni złodzieja. Do tego dochodzą takie czynniki jak stres w pracy, dłuższa rozłąka, czasami konflikty i nieumiejętność radzenia sobie z nimi. I wtedy o zdradę nietrudno.

Natomiast kiedyś, można było się tylko domyślać, bo poczuło się zapach czyichś perfum na sukience czy koszuli, ślad po szmince, numer telefonu na skrawku papieru. Dziś kiedy dowiadujemy się o romansie cała historia rozwija nam się w czasie rzeczywistym SMS po SMS-ie, mail po mailu, zdjęcie po zdjęciu.

Jeden z pacjentów opowiedział mi kiedyś historię o tym, jak na jednym z wyjazdów służbowych koledzy nad ranem po dużej ilości alkoholu namówili go na pójście razem do agencji towarzyskiej. Poszedł, bo bał się wyłamać. Chciał pokazać, że jest wyluzowany tak jak oni, ale w drodze powrotnej o 6 rano zadzwonił do żony z płaczem mówiąc jej co i dlaczego zrobił.

Bardzo sprytnie. Po prostu zwalił problem na żonę. Niech ona się teraz tym martwi.

- Zdrada to szeroki temat. Ma różne oblicza. Może wynikać z faktu, że jesteśmy niedobrani w sferze pozaseksualnej, mamy niskie poczucie własnej wartości i zdrada poza zaspokojeniem seksualnym podbudowuje nam chociaż na chwilę ego. Są też osoby, które zdradzają, ponieważ ich potrzeby seksualne są niezaspokajane w związku lub takie, które są tak skonstruowane, że muszą żyć w związkach dopełniających się. Madonna ma być w domu, a ladacznica poza nim. I nawet jeśli taki człowiek ożeni się z ladacznicą, ona stanie się jego Madonną i będzie musiał znaleźć sobie nową kochankę.

Kiedyś monogamia to był jeden partner na całe życie. Teraz to jest jeden na raz. Może monogamia to przeżytek? Teraz tak dużo mówi się ostatnio o poliamorii. Może to jest rozwiązanie?

- Jest niewątpliwie moda na poliamorię. Ludzie boją się przynależności, mają silną potrzebę udowadniania swojej wolności. Jeśli jest grupa osób, którym służą zachowania poliamoryczne, to wolnoć Tomku w swoim domku, a jak dojdą do wniosku, że się pomylili, nasze gabinety będą otwarte.

To może zupełnie się pogubiliśmy, może warto trzymać żądze na wodzy, poczekać na tego jedynego i spędzić z nim resztę swojego życia?

- Hołdowanie zasadzie seksu dopiero po ślubie też ma swoje pułapki. Może się tak zdarzyć, że kiedy żona w posagu składa ten najcenniejszy dar w postaci swojej błony dziewiczej, małżonek tego daru nie bierze. Mija rok, dwa, pięć lat i nic. Rodzina coraz bardziej naciska, każda Wigilia czy Wielkanoc, to męczarnia. Wuj klepie po plecach i mówi: "Józiu wziąłbyś się do roboty" bo "Marek, mimo że młodszy już doczekał się potomka". Do lokalnego spożywczaka, który jest centrum spotkań, wszystkie koleżanki przychodzą z brzuchami lub wózkami, a tu małżeństwo nieskonsumowane.

A mąż nie konsumuje, bo?

- Bo ma problem z erekcją, którą wniósł w swoim posagu wraz z masą przekonań, lęków i frustracji. Problemy nie znikają wraz z brzmieniem pierwszych taktów Marszu Mendelsona. Jeśli przez te powiedzmy 24 lata Józek hołdował zasadom, w które głęboko wierzył, to po wyjściu z kościoła nic się nie zmieniło. Duch święty nagle nie zmienia trybów myślenia na inne.

No i co dalej? Bo nawet gdyby w tym miasteczku, w którym on mieszka był seksuolog i nawet gdyby był refundowany przez NFZ, to Józek i tak do niego nie pójdzie, bo zaraz wszyscy by wiedzieli, że mu "stoi jak psu polowemu ucho". W dużych miastach jest się bardziej anonimowym. W małych jest gorzej, dochodzi czynnik lęku przed stygmatyzacją, odtrąceniem, wyśmiewaniem.

- Dokładnie.

A skąd bierze się lęk Polaków przed innością, również tą seksualną, ale nie tylko?

- Boimy się tego, czego nie rozumiemy. A nie mamy jak tego zrozumieć, ponieważ nie mamy stosownych nauczycieli. Ludzie, których uważamy za autorytety głoszą taką prawdę, a nie inną, często opartą na przesądach i przekonaniach, odległą od prawdy naukowej. Więc nie ma się co dziwić, że potem ludzie reprezentują poglądy zgodne z tymi prawdami. Inaczej musieliby się odciąć. Jeśli uczą nas, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny oparty na kopulacji w celach prokreacyjnych, to tak ma być.

Tu przypomniał mi się cytat z Magnusa Hirschfelda: "Każdy człowiek ma prawo do zdrowego życia płciowego, wbrew wszystkim świętoszkom, którzy z własnej niezdolności erotycznej pragną zrobić cnotę i tem samem innym zakazać rozkoszy". Czy to trochę nie jest tak, że ponieważ księża muszą wypierają swoją seksualność, więc też nie chcą, żeby inni mogli się nią w pełni cieszyć?

- Seksualność księży jest tylko częściowo wyparta. Kiedy idą do seminarium, to dzieje się tak po zakończonym okresie dojrzewania płciowego, czyli seksualność mają już rozbudzoną. Potem jest ona tylko pacyfikowana. To kumulowanie się napięcia seksualnego może niestety prowadzić do tego, że ich seksualność zacznie w nieoczekiwanym kierunku ewoluować. Czyli na przykład jeśli ktoś ma predyspozycje biseksualne, a te heteroseksualne z racji środowiska, w którym przebywają nie mają szans na spełnienie, zaczyna rozwijać się w kierunku homoseksualnym. Może też tak się zdarzyć, że jeśli taki ksiądz ma niską samoocenę, jest nieśmiały i w związku z tym ma problemy z nawiązywaniem relacji, to ciężko mu będzie poznać jakąś parafiankę. Dostęp do ministrantów czy dziewczynek na lekcji religii jest łatwiejszy i ta frustracyjno-regresyjna potrzeba jest realizowana w stosunku do dzieci. No, a jak jest bardziej pewny siebie to nawiązuje relacje na przykład z gosposią i żyje w takiej swoistej schizofrenii, gdzie oddaje Bogu co boskie, a kobiecie co ludzkie.

Może na koniec coś bardziej optymistycznego. Pięknie mówisz o seksie na emeryturze. Całe szczęście ten temat przestaje być tabu.

- Przez wiele lat tak było, że seks kojarzył się tylko z młodymi i atrakcyjnymi ludźmi. Całe szczęście jest coraz więcej ludzi 60. czy 70-letnich, którzy z tej sfery życia nie chcą rezygnować. Kochają się może rzadziej, ale wciąż mają swoje potrzeby. Przecież są zabawki, jest Viagra, są hormony. Pamiętam taką pacjentkę, która do mnie przyszła z problemem. Po śmierci męża miała problem z rozładowaniem popędu. Kiedy poleciłem jej wizytę w sex-shopie obraziła się i wyszła. Jednak kilka lat później , kiedy zupełnie przypadkowo się spotkaliśmy, podeszła do mnie i szepnęła na ucho: "Bardzo panu dziękuję, mam już trzy".

Wydawnictwo PWNWydawnictwo PWN Wydawnictwo PWN Wydawnictwo PWN

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA