Facet bez mieszkania to nie facet

Jeśli kobieta po trzydziestce nie ma imponującego CV i odpowiedniej sumy na koncie, to pewnie "realizuje się w domu", "ma bogatego faceta" lub "pieniądze nie są dla niej priorytetem". Jeśli mężczyzna po trzydziestce jest gołodupcem bez posagu, to pewnie niedorajda, życiowa mameja i kompletnie nie rokuje. I nie warto marnować z nim czasu.

- Ale tu wcale nie chodzi o kasę, Marcin! - oburzyła się koleżanka, gdy kolegialnie wyśmialiśmy ją, że do serca wzięła sobie słowa pewnego niszowego rapera, który jeszcze w głębokich latach 90. deklamował "patrz na furę, nie na ryj dziwko". Koleżanka nie była dziwką, nie wiem jeszcze, jaki jej nowy wybranek ma "ryj", ale opisując go, w pierwszych trzech zdaniach wspomniała o jego BMW X5 w garażu. Dwukrotnie. Ja wiem, że opisując nową osobę dużo łatwiej ocenić jej powierzchowność - nakreślić jak wygląda i co posiada, niż zagłębiać się w tajniki cudzej duszy. Takie czasy. Poza tym dziwne, gdyby w raczej męskim gronie opowiadała o jego klacie czy zawartości bokserek. A jakie jest (i ile kosztuje) BMW każdy facet przecież wie. Jednak dziwnym trafem ona zwykle celuje w chłopców z "beemką", "audicą" lub "mesiem", a na pytanie "czym się on zajmuje" odpowiada "ma własną firmę". Bez uściślenia, czy to biuro architektoniczne czy dom pogrzebowy czy może rodzinny rzeźnik na rogu. Nie chodzi o kasę? Chodzi ponoć o "ogólną życiową zaradność, przedsiębiorczość i że nie będzie musiała go prowadzić całe życie za rękę".

Najdziwniejsze jest to, że "na furę, nie na ryj" (a już tym bardziej na jakieś inne kwestie) nie patrzą byle-typiary z blokowiska, co się naczytały Kopciuszka, naoglądały "Zbuntowanego Anioła" i liczą, że je ktoś wyrwie z nędzy. Że karocą z dyni je zawiezie do lepszego świata. Moja koleżanka to właściwie panna z dobrego domu, co rodzice nie szczędzili grosza na korki z matmy i semestry za granicą. Sama nieźle przędzie, na M2 w stolicy ją stać, dawno już przekroczyła średnią krajową i raczej czekają ją awanse, a nie redukcja etatów. Tymczasem nie popełni przecież mezaliansu wiążąc się z jakimś plebejuszem. Co ona powie koleżankom na pilatesie? Kto jej będzie kupował sweterki w COS-ie? Jak ma przedstawić go ojcu, skoro pewnie na kolację zapoznawczą uciuła tylko na smętną Kadarkę i czekoladki Vobro? Sąsiadki i złośliwe ciotunie co rusz będą się dopytywać, na którą to grecką wyspę ją nowy wybranek zabierze, skoro ich córeczki to już trzeci raz w tym roku wystawiają swoje lico na słońce w śródziemnomorskich kurortach. A ona co powie? Że jadą na działkę?

"Mężczyzna jest jak bank - musi zarabiać" - wbijają chłopcom do głów gwiazdorzy w reklamach. Niby panie takie zaradne i zarabiają coraz więcej (Polska jest w czołówce europejskiej, jeśli chodzi o wyrównanie zarobków), ale presja sukcesu finansowego wśród mężczyzn jeszcze nigdy nie była tak wielka. W badaniu London School of Economics aż 64 proc. pań uznało, że szuka mężczyzny, który zarabia lepiej od nich. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że we wczesnych latach 50. ten wskaźnik wynosił niespełna 50 proc. Prym wiodą Rosjanki, wśród których archetyp "utrzymanki" jest aprobowany społecznie, a "wags" to wymarzony zawód już dziewczynek w podstawówce. Gdy pisałem tekst o metodach podrywu w różnych częściach świata, koleżanka z Rosji powiedziała mi, że nie tyle fajnie, jak facet ma kasę, ale "jeszcze seksowniejszy jest, jak nie do końca wiadomo skąd ją ma". A mówiła to córka moskiewskiego prominenta, latająca na weekendy do rodziców biznesklasą. "Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz" - taka była pointa wątku rosyjskiego. I śmiała się, że ponoć jak Rosjanka robi mężczyźnie loda to myśli o tym, jakie w nagrodę dostanie futro, a gdy robi loda Polka, to myśli raczej "co powiedziałby ojciec czy ksiądz proboszcz". Ach, te stereotypy.

Ale pojedziemy tam beemką?Ale pojedziemy tam beemką? Ale pojedziemy tam beemką? Ale pojedziemy tam beemką?

Tymczasem Polce raczej nie w głowie marzenia o awansie społecznym, a i futro w naszym klimacie mniej potrzebne. Raczej marzy jej się komfort spokojnego życia, lubi mieć plan B i święty spokój, że będzie komu zarabiać na pieluchy, gdy im się zajdzie. Poza tym po prostu miło jest, jak facet zaprosi do restauracji i zapłaci za kolację. Na świecie standardem było "damskie menu" , w którym nie było cen, by wysoką kwotą nie krępować damy mającej ochotę spałaszować bezpardonowo całe prosię z jabłkiem w gębie. Dziś coraz trudniej taką restaurację znaleźć, nawet w Nowym Jorku czy Paryżu, bo "damskie menu" nie spodobało się lokalnym feministkom. Teraz cena stoi jak byk, te bardziej wyzwolone udają, że "zapłacimy po połowie", a mężczyzna powinien odpowiedzieć raczej "pozwól, że zapłacę, to mi sprawi przyjemność" niż "ja zapłacę teraz, a ty mi oddasz później, if you know what i mean".

Dowcipy typu "bogaty facet to taki, który potrafi zarabiać szybciej, niż wydaje jego żona" nie wzięły się przecież znikąd. Na porządne prosię w knajpie, gdzie kieliszki już czekają na stoliku, trzeba jakoś zarobić. A kwestia zgromadzonego majątku pozycjonuje mężczyznę na rynku matrymonialnym. Przez pryzmat posiadanych dóbr ocenia chłop swoją pozycję społeczną i szansę prokreacji. Niemężata i niedzieciata trzydziestokilkulatka bywa społecznie naznaczona, a osoby z węższym horyzontem zaczynają zadawać niewygodne pytania. Czy nikt jej nie chciał? Co to z nią będzie? Będzie starą panną? - poszeptują dewoty starej daty. U mężczyzny czerwona lampka zapala się, jeśli czuje, że z każdym dniem coraz trudniej będzie zrealizować swoje marzenia o dostatniej dorosłości. Że przespał ten moment, że innym lepiej w życiu poszło. Do tego dochodzi kwestia wszędobylskiej propagandy, że tylko sukces finansowy gwarantuje powodzenie u dam z towarzystwa (nie mylić z damami "do" towarzystwa). Zauważa, że najlepsze partie już dawno przebrane i dziwnym trafem - trafiły się tym kolegom ze złotą kartą kredytową. Że niby "liczy się wnętrze" , ale panie chętniej poznają wnętrze mężczyzny, upijając się za jego pieniądze Dom Perignon i "liczy się charakter", ale pod warunkiem, że poznawać go mogą tylko w jego apartamencie z widokiem na morze.

Bynajmniej nie twierdzę, że środowisko blachar rozlewa się na pół populacji. I że nie istnieje romantyczna miłość, która nie patrzy na różnice w portfelach. Mężczyźni powinni czerpać radość z faktu, że mogą podzielić się swoim sukcesem - że mogą zabrać ukochaną na wspólne oglądanie zachodów słońca na Santorini, że mogą jej kupić torebkę Michaela Korsa, że jeśli świętują rocznicę, to w innym miejscu niż all-you-can-eat opłacone grouponem. Gorzej, jeśli to kobiety dają facetom poczucie, że to ich psi obowiązek. Wówczas jakby mniej dziwią statystyki, że czterech na pięciu samobójców to mężczyźni.

Więcej o:
Copyright © Agora SA