Bogowie się nie wahają - rozmowa z Krzysztofem Rakiem, scenarzystą świetnych "Bogów"

Jeden z najlepszych polskich filmów. Doskonały, mocny, wbija w fotel. "Ta historia musiała zostać sfilmowana, aż dziwne, że nikt tego wcześniej nie wziął" - mówi Krzysztof Rak, autor scenariusza. Jacy są według niego "Bogowie"?

Takiego filmu dawno nie było - zgarnął większość najważniejszych nagród Festiwalu Filmowego w Gdyni. Ryszard Bugajski, przewodniczący jury, mówił: "to film emocjonalnie poruszający, równocześnie używa takich chwytów narracyjnych, które lubię. Wzruszające momenty przeplata komedią". Jakie to chwyty, co tak urzekło jurorów?

KRZYSZTOF RAK: To nie są chwyty. Ja bym to określił jako wnioski z tzw. "obserwacji uczestniczącej", podpatrywania. I dlatego jest tak jak w życiu, raz śmiesznie, a raz smutno. Jedno obok drugiego.

Dość skromnie powiedziane.

- Oszczędnie. Ja jestem oszczędny w słowach.

To widać. A jak długo pisałeś scenariusz?

- Bardzo szybko. Razem z dokumentacją trwało to pół roku. Wiedziałem, czego szukam, co chcę napisać, żadnych wahań.

Dlaczego ten temat? Co cię zainspirowało?

- Scenarzysta musi dużo czytać, słuchać i oglądać. Gazety, internet, tabloidy, choć są paskudne i znam ludzi, którym napsuły dużo krwi. Ale inspiracje są we wszystkim. Scenarzysta, podobnie jak producent i reżyser, mają taki radar, wykrywający dobre historie, które z różnych, również osobistych powodów muszą zostać opowiedziane. Ja swoją historię znalazłem w artykule w dodatku historycznym "Wyborczej" o poprzedniku Religi, profesorze Janie Mollu, który w 1969 r. dokonał pierwszej nieudanej transplantacji serca w Polsce. Byłem szczerze zdziwiony, że nikt tego tematu nie wziął wcześniej do filmu czy serialu. To aż się prosiło.

Zrobiłeś z niego doskonały użytek. Jak zareagowała żona profesora Religi?

- Pani Anna zaakceptowała najpierw treatment, potem scenariusz i film bez uwag, zastrzeżeń. Oczywiście, bała się, jak to zostanie przyjęte. Jak pytałem ją na początku, czy chce wziąć udział w promocji, nie miała na to ochoty. Teraz nie odmawia rozmów z mediami. Widzi sens tego filmu.

W pracy nad scenariuszem nie było konieczności wprowadzania kompromisów, tylko drobne techniczne wręcz poprawki. Nie było między nami nieufności, która w takich wypadkach, gdy film dotyka rodziny bohatera, jest zupełnie naturalna. Zwłaszcza, że po takich filmach tabloidy nie oszczędzają jego bliskich. Tu nie było żadnych kontrowersji. Była pomoc.

Krzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja GazetaKrzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja Gazeta Krzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja Wyborcza.pl Krzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie. 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja Gazeta

Naprawdę żadnych uwag? Choćby o alkohol?

- Były tylko drobiazgi. Na przykład, chciałem pokazać Religę z żoną nad morzem, bo morze się ładniej prezentuje na ekranie. Pani Anna zwróciła mi uwagę, że nigdy nie pojechaliby z profesorem nad morze, to nie w ich stylu. Jeździli nad jeziora, nigdy na plażę, żeby na niej leżeć. Była też prośba, by filmowy Religa nie palił w prosektorium, bo prawdziwy Religa zgasiłby przed wejściem.

A alkohol? Był w życiu, jest w filmie. We właściwych proporcjach. To nie wokół alkoholu miał się koncentrować ten film i uwaga widzów. Ale nie ma tu ani laurki profesora, ani też stawiania go w złym świetle. Scen z alkoholem nakręciliśmy zresztą więcej, one wypadły przy montażu. Nie oglądały się po prostu.

W zasadzie jedynym powodem do dyskusji był tytuł i to były dyskusje nie tyle z żoną profesora, co z jego kolegami.

Profesorowie Romuald Cichoń, Marian Zaremba i Andrzej Bochenek mówią, że film powinien nazywać się "niewolnicy Pana Boga".

- No właśnie. Profesorowie, koledzy z sali i uczniowie Religi, mieli obawy etyczne dotyczące tego tytułu. Chodziło o etos pracy, o to, że często lekarze mają "syndrom boga" i to jest niedobre. Mieli obawy, jak to zostanie odebrane. Ja nie miałem żadnych wątpliwości. Uparłem się. Według mnie właśnie ten tytuł świadczy o wielkości, niepospolitości profesora Religi. My nie opowiadamy tylko o faktach, film nie jest biografią Religi, który zresztą ideałem nie był. Ponieważ jednak dotyka biografii, również jego kolegów, uczniów, obawy były uzasadnione.

Twój tytuł został.

- Tak. I na razie się sprawdza. Myśmy kręcili ten film jako portret emocji. Tytuł "Bogowie" lepiej je oddaje. Chciałem pokazać, jakie emocje, stres towarzyszą kardiochirurgom, jakie towarzyszyły samemu Relidze. Nie oddaliśmy wiernie tego, jaki był profesor. To niemożliwe. Doskonale poznaliśmy fakty i w tej warstwie film jest wierny rzeczywistości. Natomiast reszta jest naszą interpretacją. Nie może być inaczej, bo poznałem Religę zaledwie w 20-30 procentach. Na tyle zbliżyłem się do tego, co mógł czuć i poznałem jego emocje, reakcje w konkretnym okresie. Profesorowie mogą mówić o sobie "niewolnicy Boga". My filmem daliśmy obraz ich emocji.

Profesora nigdy nie poznałeś na żywo.

- Nie miałem tego szczęścia. Dlatego tym bardziej jestem ostrożny w tym, jak można poznać drugiego człowieka. Nigdy nie udaje się to całkowicie, nawet jak się zna kogoś osobiście, wiele rzeczy pozostaje w ukryciu. Odbiorca może się tylko domyślać i interpretować.

Ja widziałam Religę na żywo raz, przy okazji wizyty z dziennikarzami w Aninie. Porywał każdym słowem, byłam oszołomiona i zafascynowana tym spotkaniem.

- Niesamowita charyzma i energia. Byłem blisko przy zbieraniu dokumentacji, w Zabrzu, w rozmowach z jego uczniami, przyjaciółmi, żoną. Ale nie tak blisko, by zrobić film, który wiernie oddaje to, jakim człowiekiem był Religa. Ten filmowy jest naszym wyobrażeniem.

W Zabrzu poznałem lekarza, kardiochirurga, około czterdziestoletniego, czyli w tym wieku, w którym był Religa w latach 80. Obserwowałem go przy pracy. Myślę, że filmowemu Relidze dałem sporo jego cech. Podobieństwo zresztą jest spore. O Relidze na Śląsku mówiło się "tatuś". Dziś o tym lekarzu też tak się mówi, bo jest jak Religa w stosunku do pacjentów. Ciepły, życzliwy, dostępny.

Krzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja GazetaKrzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja Gazeta Krzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja Wyborcza.pl Krzysztof Rak . Konferencja prasowa filmu Bogowie . 39. Festiwal Filmowy w Gdyni / fot. Lukasz Glowala / Agencja Gazeta

A co dał filmowemu Relidze Tomasz Kot?

- Całego siebie. Z prawdziwego Religi wziął tylko kilka istotnych, charakterystycznych gestów. Cała reszta jest interpretacją. Pani Anna Religa powiedziała "Zbyszek inaczej chodził, miał inne brzmienie głosu, ale Kot zachowuje się jak Zbyszek". Mieliśmy zresztą szczęście do Kota, że mógł poświęcić czas akurat temu filmowi. Dobrze się złożyło.

Jak pani Anna Religa zareagowała na siebie samą?

- Pierwsze spotkanie Magdy Czerwińskiej z żoną profesora było pełne emocji. Aktorka, młodsza o 30 lat, która miała grać to, co wydarzyło się w zabrzańskim okresie małżeństwa Religów... Zostawiłem je same, szczerze mówiąc.

Błyskawicznie to nakręciliście.

- To prawda. Cała produkcja, od momentu napisania treatmentu do filmu trwała dwa i pół roku. To było założenie, żeby działać na takim speedzie, kontrolowanym skrócie, bo to pomogło pokazać sposób, w jaki działał Religa. Zdjęcia trwały dwa miesiące, tyle co zwykle, ale cała reszta była bardzo szybko.

Co Ci się w tym filmie podoba? Może coś byś teraz zmienił? Inaczej: czy twórca może być zadowolony ze swojego dzieła? Czy dzieło może być skończone?

- Film jest skończony i oddany publiczności. Nic nie można już zmienić. Trzeba się tego trudnego momentu nauczyć. Nie cierpię z powodu tego, że jakieś zdanie można by napisać lepiej, czyli zazwyczaj krócej

Na kiepskie dialogi cierpi większość polskich filmów, ale nie "Bogowie"...

- Nie przesadzaj. Mamy mistrzów. Pasikowski, Morgenstern Jest się na kim wzorować.

Jak długo do "Bogów" szedłeś? Co było po drodze?

- Ten film jest sumą wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu prywatnym i zawodowym przed nim. Podobnie, jak następny scenariusz będzie skutkiem tego, co wydarzy się do momentu jego ukończenia. Scenariopisarstwo jest sztuką użytkową, ale jednak sztuką, czyli również rodzajem drogi i sposobu komunikowania się. U mnie zawodowo zsumowały się: studia teatrologicznie, praca reportera TV, produkowanie filmów dokumentalnych, praca nad kilkoma scenariuszami, z których kilka powstało. "Bogowie" to mój drugi zrealizowany film fabularny. Pierwszym była "Ostatnia akcja" w reżyserii Michała Rogalskiego, wyprodukowana przez Juliusza Machulskiego.

Masz 42 lata. Jesteś młodym twórcą polskiego kina. Czytaj: inni uznani za młodych są od ciebie starsi. Czego się po tobie jeszcze możemy spodziewać?

- Scenarzyści nie rozmawiają o swoich planach, bo się boją, że im ktoś zakosi temat.

No to inaczej. Z czego jesteś dumny? I tu chciałabym usłyszeć o córce i synu, to w końcu do Focha! Nie jesteś jakimś tam nagrodzonym scenarzystą i producentem, tylko ojcem dwójki dzieci. Jakim ojcem?

- No to zaszaleję i powiem o swoich planach, bo jesteś pierwsza, która mnie "nacisnęła" dziećmi. Piszę film inspirowany podpatrywaniem moich dzieci, ale nie wiem, co z tego wyjdzie, bo pomysł jest całkowicie wariacki. I kropka.

Krzysztof Rak - warszawiak, teatrolog, scenarzysta, producent.

Więcej o:
Copyright © Agora SA