Rzuciłam kawę... i nie narzekam!

Kawa na rozruch rano, kawa na start w pracy, kawa w przerwie, spotkanie przy kawie po pracy. Nie wyobrażałam sobie życia bez kawy. Aż musiałam zacząć. I jak się okazuje - są plusy.

W moich oczach szklanka jest zazwyczaj do połowy pełna. Z każdej sytuacji, nawet jeśli jest ona obiektywnie nie najlepsza, staram się wyłuskać coś pozytywnego. Przykładowo - gdybym zmieniała mieszkanie z położonego w sercu miasta, na takie oddalone od centrum życia, kultury i znajomych, starałabym cieszyć się z tego, że będę miała okazję częściej obcować z naturą, a za oknem będzie spokój i cisza. Pamiętam, że kiedy psuł mi się samochód, byłam zadowolona z tego, że wreszcie będę miała okazję poczytać podczas długich podróży komunikacji miejskiej. Raz, będąc prawie bez grosza, wmawiałam sobie, że to świetna okazja do nauczenia się oszczędzania i gospodarowania marnymi środkami, jakie mi jeszcze zostały. Taka za mnie Pollyanna.

Kawa rozpoczyna dzień / fot. pexels.comKawa rozpoczyna dzień / fot. pexels.com Kawa rozpoczyna dzień / fot. pexels.com Kawa rozpoczyna dzień / fot. pexels.com

Podobnie staram się myśleć w każdej sytuacji - to całkiem skuteczne narzędzie radzenia sobie z problemami, zakazami i nakazami. Zatem, kiedy w moim życiu pojawił się zakaz, którego się nie spodziewałam - nie wolno mi pić kawy - musiałam poszukać plusów, żeby zaakceptować nowy stan rzeczy. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że to dla mnie duże wyrzeczenie. Kawa to moja jedyna średnio zdrowa słabość. Uwielbiam ją, nie rozstawałyśmy się na dłużej niż na dobę od wielu lat.

Skąd to ograniczenie? Pisałam o tym, jakiś czas temu - zakaz ma związek z leczeniem, bazującym na tradycyjnej medycynie chińskiej, a tym samym z dietą nierozerwalnie z nią związaną. Tak czy inaczej mam szlaban na kawę. Niełatwo było mi zmienić myślenie z "moje życie bez kawy straciło smak (a przynajmniej dużą jego część)", na "poszukajmy pozytywów, znajdą się przy odrobinie wysiłku". Naprawdę jestem oddaną wielbicielką kawy, a przed poranną filiżanką bywam (a raczej bywałam) marnym kompanem do czegokolwiek poza wspólną obsługą ekspresu. Jednak odstawienie jej ma swoje plusy. Widzę i czuję je coraz wyraźniej.

Oszczędności

Kawa w Polsce, a przynajmniej w Warszawie, osiąga ceny po prostu absurdalne. Mniej niż dziesięć złotych za filiżankę to rzadkość. A jeszcze, jeśli nie służy ci laktoza, to czeka cię kompletna finansowa ruina. Dodatkowe dwa, trzy złote za zmianę mleka to standard. Dwanaście - czternaście złotych za kawę to w stolicy (i wielu dużych miastach) normalka. Ale właściciele kawiarni idą o krok dalej. Niedawno umówiłam się ze znajomymi w jednej z warszawskich kawiarni. Koleżanka zamówiła frappe na sojowym mleku, które kosztowało - uwaga - siedemnaście złotych! Za szklankę mleka ze zmiksowanego z lodem i zabarwionego jednym, skromnym espresso. Niesłychane! Jeśli zechciałaby urozmaicić swoją mrożoną kawę syropem smakowym lub bitą śmietaną, dobiłaby do dwudziestu złotych. Wydaje mi się, że to wygórowana cena dla bawełnianej bluzki na ramiączkach, a co dopiero kawy! Moja ziołowa herbata była o ponad połowę tańsza (choć śmiem podejrzewać, że cena była proporcjonalna do atrakcyjności sensorycznej).

Tak czy inaczej - czuję oszczędności w portfelu. Jako smakoszka i wielbicielka kawy, wydawałam na nią sporo. Myślę, że po kilku miesiącach za zaoszczędzone pieniądze, będę mogła sprawić sobie na przykład bilet lotniczy. Całkiem sensowna zamiana.

Dolewka sojowego mleka? Opcja dla bogatych? / fot. pexels.comDolewka sojowego mleka? Opcja dla bogatych? / fot. pexels.com Dolewka sojowego mleka? Opcja dla bogatych? / fot. pexels.com Dolewka sojowego mleka? Opcja dla bogatych? / fot. pexels.com

Zmierzenie się z uzależnieniem

Wiem, brzmi to trochę strasznie, ale prawda jest taka, że kawa jest używką i to dość silnie uzależniającą. Naturalnie, nie jest to nałóg wpędzający do grobu i niszczący rodziny, ale jednak jest nałogiem . A jeśli musisz coś robić, trudno jest ci bez tego funkcjonować, czujesz przymus - to sygnał do zmian. Nie wiem czy wiecie, ale kofeina jest najczęściej spożywaną substancją psychoaktywną , a 80% jest spożywane właśnie w postaci kawy.

Nie będę się wypierać - widziałam u siebie pewne sygnały "kawowego problemu". Bez porannej dawki kofeiny (w postaci kawy, zielona herbata to dla mnie nie to samo) nie bardzo mogłam się obudzić i wkroczyć na tory aktywnego funkcjonowania. W pracy, jak tylko poczułam lekki ból głowy, od razu leciałam zaparzyć kawkę. To było błędne koło, bo przecież im więcej pijemy kawy, tym bardziej przyzwyczajamy nasze mózgi do dostarczania codziennej potężnej dawki kofeiny z zewnątrz, a tym samym, sprawiamy, że bez tej spodziewanej dawki będą funkcjonować gorzej. Odstawienie kawy lub jej znaczne ograniczenie, daje szansę przerwania kręgu i powrót do normalnego funkcjonowania bez codziennej dawki używki. Sprawdzone - od kiedy (prawie) nie piję kawy, czuję się lepiej, a w pracy głowa już mnie boli. Poza tym, że brakuje mi smaku świeżo zaparzonej kawy - uczę się bez niej żyć.

Znikają objawy ciągłego zmęczenia

Trochę w nawiązaniu do poprzedniego punktu - rzeczywiście, po kilku tygodniach znikają objawy tego nieprzyjemnego, ciągłego zmęczenia. Znacie to? Przychodzicie do pracy już zmęczeni, a wychodzicie ledwo żywi - masakra.

Działa tu podobny mechanizm, jak przy uzależnieniu. Jeśli ciągle dostarczamy kofeinę z zewnątrz, przez chwilę funkcjonujemy na podwyższonych obrotach. Po chwili jednak spada jej poziom, przestajemy być na kofeinowym haju i czujemy zmęczenie. Kolejna kawka, zastrzyk kofeiny i znowu jest ok. Na chwilę. Można tak w kółko. Ale można też wrócić do stanu naturalnego, oczyścić ciało i dać mu wrócić do swojego rytmu. Mnie zajęło to mniej niż miesiąc. Czuję się mniej zmęczona, nie przysypiam na spotkaniach, nie ziewam bez przerwy, nie boli mnie głowa. Paradoksalnie, mam więcej energii, niż kiedy doładowywałam swój akumulator kilka razy dziennie.

Kofeina znów działa

Ale nawet jeśli dopadnie mnie zmęczenie, mam zieloną herbatę. I czuję, że ona rzeczywiście na mnie działa! To duża zmiana, bo kawa już od dawna nie dawała mi jakiegoś superkopa. Czułam jej działanie, ale wiedziałam, że jestem już na nią trochę uodporniona. Piłam jej dużo, bo po prostu bardzo ją lubię, jednak nie dostawałam zastrzyku energii, a oczy nie przestawały mi się zamykać (przynajmniej nie na długo). Od kiedy pożegnałam się z moją aromatyczną przyjaciółką, czasem zdradzam ją i zapraszam zieloną herbatę. Muszę przyznać, że choć ta druga jest zdecydowanie mniej atrakcyjna towarzysko, sprawdza się. Zielona herbata, dobrze zaparzona, naprawdę mnie pobudza wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebuję.

Lepszy humor

Jak się okazuje , picie kawy (a dokładnie spożywanie dużej ilości kofeiny) zwiększa ryzyko zachorowania na depresję. Biorąc pod uwagę, jak pyszna może być kawa, byłabym skłonna pomyśleć raczej, że życie bez kawy może prowadzić do depresji. Kawa pita w nadmiarze może powodować wahania nastroju i nadpobudliwość. Jej ograniczenie pozwala osiągnąć większy spokój - sprawdzone, działa.

Kawa i depresja? A łyżka na to: niemożliwe... / fot. pexels.comKawa i depresja? A łyżka na to: niemożliwe... / fot. pexels.com Kawa i depresja? A łyżka na to: niemożliwe... / fot. pexels.com Kawa i depresja? A łyżka na to: niemożliwe... / fot. pexels.com

Poprawia się jakość snu

Od kiedy odstawiłam kawę, wróciłam do bardziej naturalnego rytmu. Zasypiam koło 23 i przesypiam co najmniej siedem godzin. Jakoś snu też znacznie się poprawiła. Jestem po prostu bardziej wypoczęta. Różne raporty pokazują, że jakość snu znacznie się obniża, kiedy pijemy kawę po południu. Cóż, było to na liście moich grzechów. Nic dziwnego zatem, że teraz widzę zmianę na plus.

Poprawa diety

To, czy odczujecie zmianę w tym zakresie czy nie, zależy od tego, jaką kawę pijecie. Mnie mleko szkodzi, czuję się po nim źle, ale niestety - kawa bez mleka mi nie smakuje. Próbowałam pić taką czarną jak smoła, ale po prostu nie lubię. Na szczęście zarówno w domowych warunkach, jak i w kawiarniach, swobodnie można krowie mleko zastąpić innym rodzajem. Ale sojowe mleko też do specjalnie zdrowych nie należy, po kokosowym mój żołądek przeżywał katusze (zdecydowanie za ciężkie), a migdałowe kosztuje jeszcze więcej niż wszystkie pozostałe (wracamy do punktu numer jeden). Nie mówiąc już o tym, że wszystkie te mleka to źródło niemałej ilości nie do końca potrzebnych kalorii. A wielbicie smaku słodkiego lub (co najgorsze) syropów smakowych, dodają sobie solidną porcję najprostszych i najmniej wartościowych cukrów świata. Rozstanie, a przynajmniej separacja z kawą, może w tych przypadkach wyjść na zdrowie.

Brzuch będzie szczęśliwszy...

Wiele znanych mi osób skarży lub skarżyło się na problemy z żołądkiem i jelitami. W pierwszej kolejności doradzam wszystkim to samo - przestańcie pić krowie mleko i zobaczcie co się stanie. Reakcja jest taka prosta do przewidzenia! Większość osób mówi - "ale nawet do kawy nie można? Nawet trochę? Przecież kawa bez mleka jest paskudna".

Zgadam się, też nie przepadam. Jeśli nie chcesz zmieniać rodzaju mleka na roślinne lub bezlaktozowe, rozważ zrezygnowanie z niej na jakiś czas. To rozwiąże problem. Jestem głęboko przekonana, że zniknie wiele problemów, którymi katował cię zmęczony układ pokarmowy.

Wyznanie / fot. pexels.comWyznanie / fot. pexels.com Wyznanie / fot. pexels.com Wyznanie / fot. pexels.com

...i chudszy

Odstawienie kawy może być jednym z elementów odchudzania. Zależy oczywiście od tego, jaką kto pije kawę - jeśli jest to americana bez cukru, odstawienie jej raczej nie da efektu zmniejszającej się oponki. Ale jeśli ktoś dodaje do kawki mleko i cukier, albo lubuje się w latte czy cappuccino, z całą pewnością po jakimś czasie zauważy różnicę. Latte z dodatkiem syropu smakowego to między 300 a 400 kcal, czyli porządny obiad.

Pamiętam przychodzące do mnie parę lat temu pacjentki - dwie koleżanki. Jakoś im nie szło odchudzanie, choć jak twierdziły, bardzo przykładnie trzymały się moich zaleceń. Po jakimś czasie wyszło szydło w worka - okazało się, że panie codziennie piją jedno (no, max dwa!) duże latte - "ale przecież to nie jedzenie, to tylko kawka, prawda?". Niestety - nieprawda. Te pyszne napoje kawowe to często bomby kaloryczne. Przyjrzycie się swoim nawykom, może warto przerzucić się na nieco lżejszą wersję kawy?

 

Kawa jest zła?

Nie chcę tym tekstem powiedzieć, że kawa jest niezdrowa. Nie o to chodzi. Cała masa badań pokazuje, że dobra kawa może mieć właściwości prozdrowotne. Dobrze zaparzona, z dobrej jakości ziarna, bez dodatków w postaci kubka mleka, cukru, lodów czy bitej śmietany, może zrobić dużo dobrego. Między innymi działa prewencyjnie przy chorobie Alzheimera czy Parkinsona . Istnieją badania , które pokazują, że obniża ryzyko wystąpienia nowotworów wątroby, zmniejsza ryzyko próchnicy, a nawet zapobiega niektórym chorobom układu krwionośnego. Jednak pamiętajmy, że te korzyści będziemy czerpać tylko pijąc dobrą, świeżą, naturalną kawę.

Tym tekstem nie chciałam nikogo zniechęcić do picia kawy kawy, a jedynie pocieszyć wszystkich tych, którzy kawy pić nie powinni. Są plusy - jak we wszystkim!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.