"Projekt Lady" - miał pomagać dziewczynom stać się pewnymi siebie kobietami, zamiast tego wmawia im, że są nic niewarte

"Projekt Lady" zamiast pomagać uczestniczkom przeobrazić się w "damy" (cokolwiek to znaczy), niszczy przebojowe i fajne dziewczyny. Pod sztandarem perfekcyjnej pani domu.

Małgorzata Rozenek z uczestniczkami 'Projektu Lady'. Czy złamie fajnym dziewczynom kręgosłupy? /fot. mat. prasowe TVNMałgorzata Rozenek z uczestniczkami "Projektu Lady". Czy złamie fajnym dziewczynom kręgosłupy? /fot. mat. prasowe TVN Małgorzata Rozenek z uczestniczkami "Projektu Lady". Czy złamie fajnym dziewczynom kręgosłupy? /fot. mat. prasowe TVN Małgorzata Rozenek z uczestniczkami "Projektu Lady". Czy złamie fajnym dziewczynom kręgosłupy? /fot. mat. prasowe TVN

Nie rusza mnie, gdy znajomi trzęsą się z oburzenia na to, że Polacy nie czytają książek, "młode pokolenie nie ma szacunku dla starszych", a w Krowarzywach podpisuje się śmieciówki . Pragmatyzm, graniczący z fatalizmem, sprawia, że mało co jest mnie w stanie wprawić w stan wzburzenia. Tym bardziej dziwię się wrażeniu, jakie zrobił na mnie "Projekt Lady" - najnowszy produkt TVN z perfekcyjną Małgorzatą Rozenek w roli prowadzącej.

Podczas 42 minut emisji programu wygrażałam telewizorowi pięścią jak polski kibic, gdy sędzia odgwizduje spalonego, z niedowierzaniem komentując: "Ale... ale... jak to?". Wzięło mnie, jestem autentycznie oburzona. Przez 42 minuty uczestniczkom - dziewczynom, które przeżyły już w życiu wystarczająco dużo dramatów (zmagania z matką alkoholiczką, poprawczak, narkotyki) - wmawia się, że tym, co je odgradza od mitycznego "lepszego życia" jest brak "manier" , a nie brak wykształcenia, pieniędzy, kontaktów i możliwości. Kluczem do lepszych manier jest zaś podporządkowanie się mocno anachronicznej wizji kobiecości.

Program oparty na formacie brytyjskiego "Ladette to Lady" , który można było oglądać przez pięć sezonów (od 2005 do 2010), nijak się ma do polskich realiów. Ale to najmniejszy z moich zarzutów. Program, który miał pomagać dziewczynom stać się kobietami, odsyła je z powrotem "tam, gdzie ich miejsce" : do krainy, gdzie tak jak ryby głosu nie mają, perfekcyjne panie domu czyszczą toaletę szczoteczkami do zębów, a inna znaczy gorsza.

Trzy gracje, czy trzy harpie?/fot. mat. prasowe TVNTrzy gracje, czy trzy harpie?/fot. mat. prasowe TVN Trzy gracje, czy trzy harpie?/fot. mat. prasowe TVN Trzy gracje, czy trzy harpie?/fot. mat. prasowe TVN

W pilotażowym odcinku "Projektu Lady" poznajemy fajne, autentyczne i rozczulające w swej naiwnej szczerości dziewczyny. Najmłodsza ma kilkanaście lat, najstarsza jest przed trzydziestką, ale wszystkie "marzą o lepszym życiu". Żeby się do niego zbliżyć, "muszą się zmienić". Tak przynajmniej twierdzą ich toksyczne matki, nietolerancyjni sąsiedzi, i wreszcie, święta trójca chłodnych blondynek , ubranych, jakby w każdej chwili miały dosiąść konia, podać pudding księciu George'owi albo postawić pałę Harry'emu Potterowi.

Dziewczynom bliżej za to do lejdis niż ladies . Przeklinają, mocno się malują, chodzą w mini, które ledwo zakrywają pośladki. Gdy pokazuje się je obok "mentorek", od razu widać, kto tu rządzi. Zakonnice z elitarnej szkoły opresji (których "lepszość" zasadzać się ma na tym, że są lepiej wykształcone, z miasta i zamożniejsze ) już niedługo wybiją "dziwkom" z głowy Faszyn from Raszyn. Platformy zmienią się w mokasyny, mini w plisowane spódniczki do kolan, ramoneski w kardigany. I Kopciuszki będą gotowe na bal, tfu, na życie. Wreszcie poznają porządnego faceta, odstawią fajki i piwo, oduczą się tych brzydkich słów, które plamią słodkie dziewczęce usteczka. Kolczyk w języku? Fe. Włosy ścięte na chłopaka? Fe. Niewyparzony język? Fe.

Uczestniczki 'Projektu Lady' marzą o lepszym życiu/fot. mat. prasowe TVNUczestniczki "Projektu Lady" marzą o lepszym życiu/fot. mat. prasowe TVN Uczestniczki "Projektu Lady" marzą o lepszym życiu/fot. mat. prasowe TVN Uczestniczki "Projektu Lady" marzą o lepszym życiu/fot. mat. prasowe TVN

"Odkrywając ciało, ukrywa się osobowość" , mówi jedna z ekspertek programu pani doktor Kamińska-Radomska, krytykując "nieskromny" ubiór dziewczyn, zapominając o jednej z podstawowych funkcji ubioru, jaką jest właśnie ekspresja osobowości. A to, że w wydumanych klasach wyższych (brytyjskich? przedwojennych?) nosi się szare kardigany , nie znaczy, że w egalitarnej skądinąd Polsce jest to wyznacznik czegokolwiek.

"Ciało nie może być ważniejsze niż kobieta" to kolejna złota myśl "mentorki", niwecząca osiągnięcia kobiet w kwestii akceptacji swojego ciała i zwyczajnie odcinająca się od harmonii ciała i duszy, która gwarantuje szczęście.

"Zanim kobiety mogą oczekiwać szacunku innych, muszą szanować same siebie" , pada kolejna sentencja pani dr od savoir-vivre'u. A mi się płakać chce, bo przed oczami przelatuje mi wszystkie akty slut-shaming, "sama sobie była winna", "po co wkładała taką krótką spódniczkę".

Oglądając program, z każdą minutą cofam się w czasie o dekadę. Do czasów sprzed genderu, feminizmu, a nawet sufrażystek. Cóż, "damy na miarę XXI wieku", lepiej odnalazłyby się w głębokim wieku XIX. A co najdziwniejsze, choć słowo "dama" jest odmieniane przez wszystkie przypadki, nie dowiaduję się o zasadach dobrego wychowania więcej niż: nie przeklinaj, kładź widelec nad nożem, wyjmij kolczyk z nosa . Chyba wrócę do porad Jana Kamyczka. Są dalece bardziej postępowe.

Mam nadzieję, że przeorysza Małgorzata Rozenek i jej dwie przyboczne, coach Tatiana Mindewicz-Puacz i dr Irena Kamińska-Radomska , specjalistka od savoir-vivre'u, jak najszybciej znikną z anteny TVN-u jak złe duchy zamku (w Radziejowicach, gdzie kręcony jest program). Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby "Projekt Lady" dostał drugą szansę w mediach narodowych. Tam wizja kobiety sformatowanej, stłamszonej i sterroryzowanej pasowałaby jak Terlikowska do Terlikowskiego .

Nie wierzycie mi, że to takie złe? Zobaczcie pierwszy odcinek tutaj .

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA