Sarkazm kobiecą bronią przeciwko molestowaniu?

"Zatrąbił na mnie, gdy przechodziłam ulicą. Spodobało mi się, że ma odwagę powiedzieć całemu światu, że się kochamy" - tak nie powiedziałby żadna zaczepiana na ulicy kobieta. Ironiczny hasztag #NoWomanEver" pomoże nam wygrać z chamskimi zaczepkami?

rys. Magda Danaj

Mężczyźni okazują swoje "zainteresowanie", warcząc na kobiety w środkach komunikacji miejskiej, gwiżdżąc na ulicy albo proponując seks podczas lunchu. Wkurzone dziewczyny postanowiły walczyć z mniej lub bardziej bezczelnymi, a często także niebezpiecznymi przejawami molestowania seksualnego, wrzucając na swoje profile w mediach społecznościowych hasztag #NoWomanEver ("nigdy żadna kobieta"), który jest sarkastycznym dopełnieniem nieprawdopodobnego scenariusza.

"Mijając mnie na ulicy, zaproponował, że mnie wyliże. Pochlebiło mi jego zainteresowanie, więc wskoczyłam do jego samochodu #NoWomanEver "

37-letnia Amerykanka CJ , która prowadzi Twittera Miss Black Awareness , jako pierwsza użyła #NoWomanEver, żeby w sarkastyczny sposób opisać to, co mężczyźni nazywają podrywem, a kobiety zaczepką, naruszeniem ich intymności, a nawet molestowaniem . W ślad za nią poszły kobiety z całego świata, które doświadczyły "niewinnego podrywu" w miejscach publicznych - na ulicy, w metrze, czy w sklepie. Wszędzie tam, gdzie ostatnią rzeczą, której się spodziewasz jest dłoń lądująca na twoich pośladkach, odzywka w stylu "niezła lala" czy przeciągłe gwizdanie.

"Poprosił mnie o numer, a gdy odmówiłam krzyknął: to właśnie jest problem z czarnymi sukami. Przemyślałam więc swoją decyzję. Od tamtej pory jesteśmy szczęśliwi!#NoWomanEver"

Organizacja Stop Street Harassment dwa lata temu przeprowadziła badania, z których wynika, że 65 proc. Amerykanek doświadczyło molestowania. Mężczyźni uznają, że wyrażając swoje zainteresowanie kobietą, prawią jej komplement. Niezależnie od tego, czy chwalą jej oczy czy piersi, od tego, czy się znają, czy są sobie zupełnie obcy i od tego, czy towarzyszy słowom uśmiech czy niedwuznaczne oblizywanie się.

"Pochlebiło mi, że zaczepił mnie na ulicy, a potem szedł za mną do pociągu, którym dojeżdżam o ósmej rano do pracy. Nagrodziłam go randką. #NoWomanEver"

Kto ma władzę w przestrzeni publicznej, a najwyraźniej wciąż mają ją mężczyźni, ustala reguły. Mężczyźni, nawet ci z pozoru kulturalni, traktują więc kobiety jak swoją własność, którą mogą dotykać, znieważać, oceniać.

Lista rzeczy, na które pozwalają sobie mężczyźni jest imponująca. W chamski sposób namawiają do zmiany orientacji seksualnej, porzucenia chłopaka oraz oczywiście szybkiego seksu. Usiłują wymusić numer telefonu, randkę, rozmowę. Komentują piersi, pupy, nogi. Recenzują styl ubierania się, sposób chodzenia, mimikę. Ale to tylko czubek góry lodowej. Mężczyźni egzekwują swoją władzę, decydując o tym, że okres jest fe, a poród musi być naturalny. Nic dziwnego, że czują się upoważnieni także do "nawiązywania znajomości", "zapraszania na randki" i "doceniania urody".

Hasztag #NoWomanEver można by równie dobrze postawić przy zdaniach typu: "Klepnęłam go w pupę, bo miał wąskie spodenki" , "Powiedziałam mu, że mam na niego ochotę, a gdy dał mi kosza, śledziłam go przez dziesięć przecznic" , czy "Na pewno był gejem, jeśli na mnie nie spojrzał, ale i tak go zaciągnę do łóżka" . Może to dlatego, że kobiety są z natury nieśmiałe, jak głoszą kolejne szowinistyczne teorie. A może dlatego, że mamy na tyle przyzwoitości, żeby z godnością przyjąć odmowę, a także wystarczająco duże poczucie godności, żeby nie krzywdzić drugiego człowieka.

Może trzeba mężczyznom wytłumaczyć raz na zawsze, czym różni się flirt, z dorozumianą chęcią rozpoczęcia znajomości z drugiej strony, od naprzykrzania się kobiecie, która naprawdę ma lepsze rzeczy do roboty niż odpowiadanie na mało wyrafinowane "żarty".

"Jak poznałam twojego tatę? Zamieściłam tweeta na temat feminizmu, a on w odpowiedzi zaproponował, że udławi mnie swoim kutasem. #NoWomanEver"

Dlaczego mamy z tym problem? Dlaczego jesteśmy za mało stanowcze? Dlaczego paraliżuje nas lęk, a jednocześnie czujemy się winne, choć to my jesteśmy ofiarami? Jesteśmy od dziecka uczone tego, że temu, czy innemu wujkowi wypada mówić, jaką ładną mamy różową sukienkę, jak ślicznie się uśmiechamy i jakie z nas grzeczne dziewczynki. Wychowane do tego, żeby czekać, aż mężczyzna się do nas zwróci, a w konsekwencji stęsknione męskich "pochwał", za późno orientujemy się, że głośne komentarze obcego faceta na temat naszego tyłka to nie realizacja jego prawa do swobody wypowiedzi, ale naruszenie kobiecej wolności osobistej.

"Kiedy krzyczą na mnie z samochodów, gdy wracam do domu, sprawia, że czuję się tak bezpiecznie. Miło wiedzieć, że są mężczyźni, którym na tobie zależy! #NoWomanEver"

Zastanawiam się, czy sarkazm spod znaku #NoWomanEver jest bronią wystarczająco ciężkiego kalibru. Może trzeba walnąć kolesia w twarz za zniewagę. Może zgłosić na policję niedozwolone macanki. Albo odpłacić pięknym za nadobne, sprowadzając ich, przekonanych o swojej zajebistości domorosłych maczo, do roli obiektu seksualnego. Bo tacy mężczyźni, którym wydaje się, że idąc za kobietą krok w krok, pokrzykując za nią na ulicy albo podnosząc sukienkę, zdobędą jej serce, a przynajmniej załapią się na szybki numerek, sarkazmu nie rozumieją.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.