"Ally McBeal" 15 lat później: czy serial z młodości dojrzał razem ze mną?

W wieku 15 lat utożsamiałam się z 30-letnią Ally McBeal. Teraz jako rówieśniczka neurotycznej prawniczki wróciłam do najważniejszego serialu moich nastoletnich lat. Czy Ally okazała się niewinnie neurotyczna czy już tylko irytująco infantylna?

Ally McBealAlly McBeal Materiały prasowe Pamiętacie? (fot. materiały prasowe)

Byłam w ósmej klasie podstawówki, gdy w polskiej telewizji leciał pierwszy sezon "Ally McBeal" . Po każdym odcinku utwierdzałam się w przekonaniu, że tak będzie wyglądało moje życie. Zostanę panią adwokat w sztywnych kostiumikach, nie złapię męża i, co gorsza, nie odnajdę siebie, więc w okolicach trzydziestki powoli zacznę osuwać się w staropanieńskie zdziwaczenie. Na początku liceum założyłam sobie adres mailowy z nazwiskiem "McBeal", w wiadomościach podpisywałam się "Ally". Za bardzo stylowe uważałam też potykanie o własne nogi, mówienie, co mi ślina na język przyniesie i zakochiwanie się na zabój kilka razy w tygodniu. Na pierwszych zajęciach na pierwszym roku studiów napisałam pracę o Ally, neurotycznej osobowości naszych czasów, i postanowiłam nigdy więcej do serialu nie wracać.

15 lat później, kilka tygodni temu, rozanielona i upupiona świąteczną atmosferą, włączyłam ulubiony gwiazdkowy odcinek "Making Spirits Bright" , czyli ten, w którym Ally spotyka jednorożca. I znowu zobaczyłam ją jak tego jednorożca - czystą, piękną, samotną. Wróciły wspomnienia.

Ally McBeal: ikona singielek / materiały promocyjneAlly McBeal: ikona singielek / materiały promocyjne Ally McBeal: ikona singielek / materiały promocyjne Ally McBeal: ikona singielek / materiały promocyjne

Co mi się zawsze w Ally podobało? Pełna nadziei beznadzieja, polegająca na tym, że choć Ally powtarza wciąż te same błędy (wybiera takich samych mężczyzn, wymaga za dużo od swoich przyjaciół, zmienia zdanie), wciąż liczy, że rezultat będzie inny. Urzekało mnie też to, że jej świat wyobraźni był równorzędny wobec rzeczywistości, a ona sama wydawała się być utkana z baśni, "wyjątkowa" w oczach dawnych miłości, obecnych kochanków, a nawet nielubiących jej koleżanek. Przyzwolenie na ekscentryczny egocentryzm kupuję pod każdą postacią.

 

"Ally" była też doświadczeniem pokoleniowym. Rozmawiało się o niej z dziewczynami na przerwach, zastanawiając się, czy nam też tak długo zajmie poszukiwanie faceta, a raczej czy jesteśmy skazane na samotność, bo do 15 roku życia nie spotkałyśmy wielkiej miłości. Ally podziwiałam też jak starszą koleżankę, którą miałam nadzieję i obawę kiedyś się stać. Chciałam nosić te kostiumiki (pod koniec lat 90. wydawały się gustowne, mimo poduszek na ramionach, szerokich klap i burych kolorów), chciałam w sądach wygłaszać płomienne mowy końcowe, chciałam szukać miłości idealnej.

Dzisiaj wydaje mi się, że zabierała się do szukania chłopaka po amatorsku. Nie wiedząc czego chce, wymagała, żeby mężczyźni wiedzieli, że chcą z nią być . Koncentrując się na sobie, oczekiwała, żeby uważano ją za czułą, marząc o romantycznej miłości, obrażała się, jak któryś z chłopaków nie chciał z nią iść do łóżka. "Mój plan był prosty: w wieku 28 lat miałam być na urlopie macierzyńskim, ale wciąż pozostać na krótkiej ścieżce do zostania partnerem w kancelarii" , mówiła Ally, nie tyle stawiając swojemu i mojemu pokoleniu wysoko poprzeczkę i motywując do samorealizacji w życiu prywatnym i zawodowym, ale raczej przestrzegając przed pułapką pozornej równowagi.

 

Dylemat: dziecko, praca czy dziecko i praca, przed którym stały bohaterki serialu, 15 lat później nadal nie został rozwiązany. Wciąż poświęcamy trzy czwarte czasu na pracę, równocześnie trzy czwarte uwagi poświęcając życiu osobistemu. To się nie może udać. Kiedyś uważałam za urocze to, że Ally bez przerwy się potykała, przejęzyczała, odpływała. Dzisiaj jestem zdecydowanie bardziej "normalna" i tę normalność w sobie polubiłam. Okazuje się, że na neurozę pomagają fajna praca, fajny związek i fajni przyjaciele, a w młodości przeceniałam moją "wyjątkowość", myląc ją z brakiem planu, równowagi, a przede wszystkim samoakceptacji.

Cóż, jak ujęła to jedna z moich przyjaciółek, 15 lat później oglądamy "Ally" nie po to, żeby przekonać się, że po "Seksie w wielkim mieście" , "Dziewczynach" i "Broad City" nie ma już tabu kobiecej seksualności w telewizji. Żarciki z "chwytania pod kolankiem" (zdaniem mężczyzn z z serialu to strefa erogenna), dawanie klapsów szczotką do włosów czy wszystkie inne fetyse pokręconych prawników, trącą myszką. Dlaczego więc warto wrócić do "Ally"?

Ta konfrontacja ze sobą sprzed nastu lat może być jak kubeł zimnej wody, a może otworzyć na dziecięcość, naiwność i rozchwianie, na którą dawno sobie nie pozwalałyśmy. Wbrew zarzutom o antyfeminizm, z perspektywy czasu postać kobiety, która nie boi się okazywać uczuć, nie boi się przyznać do tego, że potrzebuje mężczyzny i nie boi się nawet własnego strachu, nie jest wcale takim złym wzorcem. Tak dla nastolatek, jak dla trzydziestolatek, które nie chcą zagłuszać w sobie wewnętrznego dziecka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.