Flibanserin: Viagra dla kobiet czy fałszywa nadzieja?

Lek na spadek libido, nazywany (mylnie) Viagrą dla kobiet to rewolucja. Jest to też przyczynek do dyskusji o tym, czy warto szpikować się lekami w imię potencjalnie lepszego seksu?

Według badań, co druga kobieta może w pewnym etapie życia zaliczyć drastyczny spadek libido. Zwłaszcza po ciąży, przed menopauzą, czy też w związku z problemami hormonalnymi. Powstało remedium - lek, który w USA nosi nazwę Addyi (Flibanserin to nazwa obecnej w leku substancji czynnej). Śliczne, takie różowe - feministki, proszę bardzo, oto wasz Graal (fot. REUTERS)

Wyprodukowany przez koncern Sprout Pharmaceuticals lek mający wywołać pożądanie, będzie przepisywany pacjentkom, które cierpią na spadek libido. Ale tylko tym, u których nie jest to wynik choroby (w tym depresji). W Polsce ma być dostępny od października tego roku. Hurra?

Zanim zapragniemy cudownego leku, przeczytajmy, co producenci piszą małym drukiem. Kobiety, które będą zażywać Flibanserin, nie mogą pić alkoholu. W ogóle. Ani jednego kieliszka, ani jednego kufelka, ani jednej szklanki. Bo ryzyko wystąpienia skutków ubocznych (łącznie z omdleniem) niebezpiecznie się wtedy podnosi. To nie wszystko. Podczas gdy Viagra działa (prawie) na każdego mężczyznę i to już pół godziny po zażyciu, Flibanserin pomoże tylko co dziesiątej kobiecie (i to najwcześniej po miesiącu regularnego przyjmowania. Jak wiadomo z serialu "Masters of Sex" i badań prowadzonych nad kobiecą seksualnością (m.in. przez Rosemary Basson), kobiece pożądanie jest dalece bardziej skomplikowane niż męskie. Nie działa jak wańka-wstańka i więcej ma wspólnego z poczuciem bliskości i bezpieczeństwa, niż z ciśnieniem krwi w newralgicznych miejscach. Na ochotę na seks wpływa to, jak się czujemy - fizycznie i psychicznie, czy dobrze wyglądamy, czy jesteśmy zrelaksowane itp. itd. Która nie stosowała choć raz wymówki: "boli mnie głowa", niech pierwsza rzuci kamieniem. Z koleżankami, bliższymi i dalszymi, zdarza się mi rozmawiać o tym, że on chce, ale my:

a) pokłóciłyśmy się z szefową,

b) czujemy się grube, bo dawno nie byłyśmy na jodze,

c) jest za gorąco,

d) kochamy go, ale chwilowo, jakoś nie mamy na niego ochoty,

Priorytety w związkuPriorytety w związku Priorytety w związku Priorytety w związku

To nie oznacza jeszcze, że mamy "spadek libido", ale chwilowo inne sprawy odbierają nam apetyt na seks. Mężczyznom zdarza się to rzadziej.

Seksu odechciewa im się tylko, gdy mają naprawdę podłą grypę żołądkową, trzy godziny grali z kumplem w squasha albo naoglądali się za dużo teściowej. W większości związków przeciąganie liny: on chce, a ja mniej, bywa elementem gry wstępnej, a już na pewno przedmiotem uczciwej rozmowy. I nie o to chodzi, żeby od razu deklarować, że w związku seks nie jest najważniejszy, a raczej uszanować okresy wyciszenia, które mogą potem prowadzić do erupcji entuzjazmu. Ale spróbujmy wyobrazić sobie życie bez żadnych problemów z pożądaniem, przy założeniu, że Flibanserin trafi do Polski, zostaniemy zakwalifikowane do leczenia (choć pojęcie leczenia jest tu zdaniem części specjalistów dyskusyjne), znajdziemy się w szczęśliwych dziesięciu procentach kobiet, na które lek działa, i obiecamy sobie abstynencję od alkoholu.

Budzik dzwoni o siódmej. Patrzymy z czułością na chrapiącego chłopaka i już nam się chce. Otwiera jedno oko i jest fajnie, ale spóźniamy się do pracy. Piąty dzień z rzędu, bo cztery poprzednie poranki też realizowałyśmy się w namiętności. W trakcie negocjacji, spotkań z klientem i zebrania z szefem piszemy do chłopaka seksowne SMS-y, może nawet wysyłamy bardzo prywatne zdjęcia, a po pracy zapominamy o obiedzie, bo od razu wskakujemy na ring miłosnych zapasów. Właściwie stajemy się facetami.

Zwolenniczki Flibanserinu uważają, że rozpęta on rewolucję na miarę tej wywołanej przez tabletkę antykoncepcyjną w latach 60., poprawiając pozycję kobiety i dając jej szansę na nieprzemijającą rozkosz. Tyle że nie jest to prawda, bo Flibanserin może sprawiać, że pojawi się ochota na seks, ale, w przeciwieństwie do Viagry, orgazm już niekoniecznie. Bo tam gdzie u mężczyzn naoliwia się maszynerię, u kobiet trzeba stać się inżynierami dusz.

Przeciwnicy, do których mi chyba bliżej, uważają, że Flibanserin to lek na chorobę, której nie ma (a właściwie może być nie schorzeniem samym w sobie, a jednym z symptomów zaburzeń innej natury albo reakcją na stres). Niepokój wzbudza także to, że lek działa podobnie jak antydepresant, chociaż testów na skuteczny lek na depresję wcześniej nie przeszedł. Pachnie mi to medykalizacją, czyli zawłaszczaniem kolejnych stanów do katalogu jednostek chorobowych, bo tak jest łatwiej - wiadomo, o co chodzi i jak sobie z tym poradzić. Można też powiedzieć, że Flibanserin w gruncie rzeczy służy bardziej mężczyznom niż kobietom. W końcu ich marzeniem jest to, żeby kobiety wreszcie chciały częściej, choćby pod wpływem, jakby nie było, farmakologicznej stymulacji. Przeciwnicy wypowiadają się jednak najczęściej z pozycji świadomych użytkowników seksu, dla których lek mógłby ewentualnie "trochę seksu" podnieść do rangi "więcej seksu", podczas gdy Flibanserin został stworzony dla kobiet, które bez leku seksu uprawiać nie będą. I wtedy gra jest warta świeczki. Trudno więc pod jednym sztandarem zjednoczyć się w sprawie libido-leku ze wszystkimi kobietami. Ja pozostanę przy tym, że nie mam zamiaru sterować swoim libido , choć może nie potrafię sobie wyobrazić, że miałoby go nie być w ogóle. Tak jak jestem zwolenniczką jedzenia, pracy i życia w zgodzie ze sobą, tak nie chciałabym pomagać pożądaniu farmakologią. Co nie znaczy, że nie warto mieć do Flibanserinu dostępu jak do wszystkich lekarstw, które mogą poprawić dobrostan. Byle nie prowadziło to do nadużyć.

Na marginesie, najbardziej bawi mnie to, że Flibanserin (przez koncern farmaceutyczny usilnie promowany jako Święty Graal feministek) jest różowy, tak jak Viagra jest niebieska. Co chyba najlepiej świadczy o tym, że tam gdzie próbuje się najbardziej "sprawiedliwie" wyrównać szanse między kobietami i mężczyznami, koniec jest pełen starych dobrych stereotypów. Różowa zabawka dla kobiet może uczynić z nich lalki, takie, którymi kiedyś się bawiły. Bo podporządkowanie poczucia własnej wartości fluktuacjom libido, to chyba jednak przesada.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.