"Wykolejona" i Amy Schumer - przydałaby się taka dziewczyna w Polsce!

?Nie określa mnie to, z kim sypiam, ile ważę i czy jestem podobna do mojej matki. Jestem sobą? - mówi Amy Schumer. Urocza komedia według jest scenariusza to lekcja współczesnego pop-feminizmu.

(fot. Plotek / PrPhotos/Youtube)

Chciałabym być jak Amy Schumer. Tak, jak kiedyś podziwiałam neurotyczną Tinę Fey i jej telewizyjne alter ego, Liz Lemon z serialu "30 Rockeffeler Plaza" , potem amerykańską do przesady Amy Poehler, czyli Leslie Knope z "Parks and Recreation" i w końcu, wiadomo, Lenę Dunham.

Lubię amerykańskie satyryczki, które działają w myśl idei girl power, ale chcę wierzyć, że z Amy łączy mnie wyjątkowa więź, a nawet powinowactwo dusz. Jesteśmy w podobnym wieku. Może nie jestem blondynką, ale sylwetkę mam zbliżoną ("o kilka rozmiarów za dużą na Hollywood", jak powiedziałaby sama Amy). Często nie mogę się powstrzymać przed komentowaniem, gdy widzę lub słyszę:

a) kolesi z brzuszkami, którzy obgadują "tłuste" laski,

b) naiwne i niewinne dziewczątka, które kochają wszystkie zwierzaki na świecie (a zwłaszcza te ze schroniska),

c) przyjaciółki, które obgadują swoje najlepsze przyjaciółki,

d) singielki, które wierzą, że jeśli przed randką wydepilują okolice bikini dzień później na ich palcu zabłyśnie pierścionek zaręczynowy, itd. itp.

Zanim polecą na mnie gromy, wyjaśnijmy sobie coś. Amy Schumer nie jest wredna . Nie jest nawet złośliwa. No, może trochę ironiczna. Ale przede wszystkim autoironiczna. Każdy z jej skeczy jest trochę o niej. Trzydziestoletniej, całkiem bystrej i dosyć ładnej, singielce z wielkiego miasta, której kolorowe magazyny, reality shows i najlepsze przyjaciółki natłukły do głowy, że musi być lepsza. A więc mniej jeść, mniej pić, a więcej ćwiczyć i więcej wychodzić z domu. Kłopot w tym, że Amy, ta z życia, ze skeczy i z nowego filmu "Wykolejona" , którego scenariusz sama napisała, nie chce z niczego rezygnować.

 

Kocha jedzenie, oczywiście niezdrowe, bo każde jedzenie jest w gruncie rzeczy niezdrowe. Nie znosi sportu, chyba że zaliczymy do tej kategorii bezpruderyjny seks. Lubi się napić, a nawet upić. I nie ma zamiaru przepraszać za swoje słabości. Ani w "Wykolejonej" za to, że miała (za) dużo kochanków, ani za to, że "nie jest dość gorąca, żeby występować w telewizji" (o co kłóci się 12 gniewnych ludzi z jednego z jej najlepszych skeczy, parodiujących kultowy amerykański film o ławie przysięgłych), ani za to, że chce, by ulubieniec Ameryki, Bill Cosby trafił za kratki za gwałt na kilkudziesięciu kobietach. Filmiki Amy, choć są absurdalne jak Monty Python, lekkie jak "Saturday Night Live" i obrazoburcze jak "Broad City", poruszają tematy trudne - gwałt na kampusie i w wojsku, seksizm Hollywood (zobaczcie koniecznie "Last Fuckable Day" , w którym Amy spotyka swoje trzy idolki: Tinę Fey, Julię Louis-Dreyfus i Patricię Arquette, świętujące ostatni dzień, w którym faceci chcą, mówiąc oględnie, przespać się z Dreyfus).

 

W Ameryce mówi się o Schumer, że jest feministką sprawiedliwą, bo w jej skeczach dostaje się każdemu - nie tylko "tym złym" mężczyznom. Mnie brakuje polskiej Amy, bo wiem, że miałaby u nas używanie. In vitro, znieczulenie przy porodzie, pigułki po, edukacja seksualna - czeka tu całe niezaorane śmiechem poletko!

W sumie wystarczyłoby kilka zabawnych, ale prawdziwych, zdań o tym, że naprawdę ciężko jest stworzyć dzisiaj poważny związek, gdy dorośli mężczyźni najchętniej graliby całymi dniami na Playstation. A dorosłe kobiety przecież wolą XBoxa...

Amy, zapraszamy do Polski!

Więcej o:
Copyright © Agora SA