Kiedy umiera gwiazda, czyli kilka słów o żałobie fana

Czy żałoba po śmierci kogoś znanego - uwielbianego aktora czy muzyka to normalna reakcja? Można aż tak przeżywać śmierć kogoś obcego?

!12 stycznia, Nowy York po śmierci Davida Bowiego (fot. BRENDAN MCDERMID / REUTERS)

"Nie mogę pracować, nie mogę zajmować się dzieckiem, nie mogę skupić się na prowadzeniu domu. Dowiedziałam się o jego śmierci w drodze do pracy. Kiedy dojechałam na parking, wyłączyłam silnik i słuchałam jego piosenek. Minęło pół godziny, może godzina, a ja nie miałam siły, aby wysiąść z samochodu. W końcu poszłam do pracy, ale okazało się, że nie jestem w stanie zająć się swoimi obowiązkami, musiałam wziąć dzień wolny. Od tamtej chwili, kiedy tylko mam okazję być przy komputerze, bezustannie wyszukuję o nim wiadomości, stare wywiady, zdjęcia, czytam wpisy na stronach i forach poświęcone Davidowi... Ciągle płaczę, jest mi źle. Czy myślicie, że to normalna reakcja?"

Taki wpis dodała kilka dni po śmierci Davida Bowiego jego fanka na jednej z facebookowych grup. Odzew był duży, a odpowiedzi od krytyki takiego zachowania ("dziewczyno, zajmij się swoim życiem" ), przez współczucie ("nie martw się, emocje opadną, czas leczy rany" ), do zrozumienia ("wiem, co przeżywasz, ze mną dzieje się dokładnie to samo" ). Czy żałoba po idolu to coś, co przystoi dorosłej, dojrzałej osobie?

Są ludzie, którzy nie wpuszczają do swojego życia idoli, są tacy, dla których obca i odległa osoba staje się częścią życia. Czy to zdrowy związek? Jacek Wasilewski , kulturoznawca UW twierdzi, że nie ma nic dziwnego w przywiązywaniu się do osoby, z którą "utrzymujemy kontakt" jedynie za pomocą mediów. Ilość "wspólnie" spędzonego czasu, zbieżność poglądów, czy też podziw dla osiągnięć sprawiają, że granica, która nas dzieli (czy to ekran, czy gazetowy papier) stopniowo zanika. Osoba, którą się podziwia, a więc idol, stanowi dla fana coś na kształt latarni morskiej - to punkt, w którego stronę fan podąża, dzięki któremu orientuje się, co jest w jego życiu ważne. Nic więc dziwnego, że po odejściu idola, fan cierpi z powodu straty. I tych uczuć nie powinien w sobie tłumić. Należy pozwolić sobie na przeżycie żałoby.

Dobrze pamiętam dzień, w którym usłyszałam w radiu wiadomość o śmierci Michaela Jacksona . Gdybym trafiła na tę informację w internecie - na pewno bym nie uwierzyła. Odszedł nagle, niespodziewanie, a przecież miał zaplanowane koncerty, ćwiczył choreografię. Nic nie zapowiadało bliskiego końca. Tak, wiem, jego ciało "psuło się" od lat, istniały obawy i domniemania, że rozsypuje się poddawana szaleńczym zabiegom twarz, ale mimo wszystko, żeby tak nagle umrzeć?! Przecież miał lekarzy, fizjoterapeutów, no w końcu, do diaska, był wielką, obrzydliwie bogatą gwiazdą. I to wszystko nie uchroniło go przed śmiercią?! Tak właśnie sobie wtedy pomyślałam. Trochę byłam zadziwiona, trochę zawiedziona, trochę zła. Smutna? Nie, nie byłam smutna, chociaż głos Michaela Jacksona towarzyszył mi od dzieciństwa. I chociaż poczułam, że jest to jedna z takich śmierci, która to beztroskie dzieciństwo, czy już wtedy raczej młodość, zakończy.

Później były kolejne pożegnania z ludźmi, którzy byli znani, kochani, szanowani. Z piosenkarzami, artystami, pisarzami, politykami. Czasem był smutek, czasem, jak w przypadku Jacksona, niedowierzanie, czasem żal, że ten, kto odszedł, nie ma godnego następcy. Z pewną nieufnością podchodziłam do ludzi, którzy z powodu śmierci swojego idola pogrążali się w rozpaczy, wylewali morza łez, szukali pocieszenia we wspólnotach fanów, układali kwiaty i znicze w symbolicznych miejscach. Patrzyłam na to z boku. Nigdy tego nie czułam. W końcu chodziło o osobę, która pozostawiła co prawda ślad w moim życiu (ulubione książki, wspaniale role, niezapomniane utwory muzyczne), ale przecież nie była jego częścią. Żyła gdzieś daleko, nawet jeśli jej wizerunki ozdabiały strony gazet, czy okładki magazynów w kiosku przy moim domu.

Gwiazdy nie powinny umierać (fot. Agencja gazetaGwiazdy nie powinny umierać (fot. Agencja gazeta Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Wyborcza.pl Gwiazdy nie powinny umierać (fot. Agencja gazeta)

Pewnego pięknego zimowego dnia to się zmieniło. Wybraliśmy się na rodzinny spacer nad morze. Świeciło słońce. Wszystko było piękne i doskonałe. Z jedzeniem i kawą w uroczej kawiarni włącznie. No, taka prawdziwa, rodzinna sielanka - spokój, radość i piękne widoki. Zbieraliśmy się już do wyjścia, ale jeszcze musiałam skoczyć do toalety. Kiedy wróciłam, mój mąż przekazał mi informację o śmierci Alana Rickmana . Cudowny nastrój prysł, słońce przestało świecić, a krajobraz stracił swój urok. Do domu wróciliśmy szybko. Zaszyłam się w kuchni nad garnkiem z sosem pomidorowym i płakałam. Cholera, ryczałam jak bóbr. Czemu? Bo odszedł aktor, o którym wiedziałam tyle, co on sam opowiedział o sobie w wywiadach? Bo odszedł człowiek, który był dla mnie przede wszystkim cudownym głosem i wspaniale zagranymi rolami? Przecież nigdy nie byłam wielką fanką, kolekcjonującą jego zdjęcia i oglądającą setny raz jego filmy. A jednak, jednak podając rodzinie najgorszy na świecie sos pomidorowy (a przyznacie sami, że niełatwo zepsuć sos pomidorowy przygotowywany na bazie passaty z kartonika) doszłam do wniosku, że kochałam kogoś, kogo prawie nie znałam. Mało tego, że kochałam - kiedy dowiedziałam się o jego śmierci, pękło mi serce, runął świat , a ja w poczuciu straty nie do opisania, zaczęłam przeżywać najprawdziwszą w świecie żałobę.

PEOPLE-BOWIE/DEATHPEOPLE-BOWIE/DEATH BRENDAN MCDERMID / REUTERS / REUTERS Nie ukrywaj smutku po śmierci idola (fot. Reuters)

Żałoba jest rodzajem kryzysu psychologicznego i składa się z kilku etapów, przez które trzeba przejść , aby móc ją ostatecznie zakończyć i powrócić do codziennego życia. Nie ma więc sensu jej zaprzeczać, czy przed nią uciekać. Trzeba pozwolić sobie na jej przeżycie i poszukać wsparcia oraz zrozumienia w swoim otoczeniu. Mnie wspierał mąż, ale i tak najcenniejszy gest wykonała moja szefowa, znana wam Red. Nacz. pisząc mi po prostu; "tulę" (dziękuję Kasiu!).

Jak zakończyć żałobę po idolu? Jacek Wasilewski podpowiada, że należy uzewnętrznić nasze emocje, myśli, które kłębią się w głowie. Można tego dokonać na wiele sposobów i każdy powinien wybrać taki, który jest dla niego komfortowy. Można wpisywać kondolencje na specjalnie w tym celu tworzonych stronach internetowych, można dzielić się swoimi myślami z innymi fanami na forach, zapalić znicz i złożyć kwiaty w symbolicznym miejscu, wybrać się na koncert, czy imprezę zorganizowaną "ku pamięci". Można też żałobę zakończyć w samotności, choćby pisząc list do idola. Jego symboliczne wysłanie może być rytuałem, który pozwoli nam uwolnić się od ciężaru smutku i straty.

David Bowie haftDavid Bowie haft Sarah Williams Żegnać się z idolem można na różne sposoby: jedni zapalają znicze, inni haftują (fot. Sarah Williams)

Drodzy fani pogrążeni w żałobie, nie dajcie sobie wmówić, że jesteście nienormalni . Jeśli wasze najbliższe otoczenie was nie rozumie, poszukajcie wsparcia wśród innych fanów. Płaczcie, zapalajcie znicze, rysujcie wizerunki idoli, piszcie listy. I pamiętajcie, że nie jesteście sami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.