7 problemów, z którymi boryka się każda pracująca w domu matka

Jest fajnie, bo nie trzeba wychodzić z domu, malować się ani stać w korkach. Ale każdy kto pracuje w domowym biurze dobrze zna także jego ciemną stronę.

Dla mnie domowe biuro jest spełnieniem marzeń. Wreszcie nie muszę dojeżdżać z prowincji do miasta, co pozwala mi zaoszczędzić co najmniej dwie godziny dziennie. Wreszcie nie muszę podróżować zatłoczonymi środkami komunikacji, tkwić w korkach, marznąć, moknąć, czekać, spieszyć się. Wreszcie mogę pracować w ciszy i spokoju, we własnych przytulnych czterech kątach. Mogę zrobić sobie przerwę, kiedy chcę, zakończyć pracę, kiedy chcę i ewentualnie powrócić do niej w dogodnej dla siebie chwili. Tak. Można by pomyśleć, że jest idealnie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że idealnie BYWA. Dlaczego? Bo praca w domu ma jednak swoje cienie.

1. W co się ubrać do domowego biura? Strój wyjściowy czy raczej kanapowy?

Lubię dobrze wyglądać. Lubię być schludnie ubrana. Kiedy musiałam WYJŚĆ do pracy zawsze starannie dobierałam swoją garderobę. Stosownie do miejsca, sytuacji, charakteru, w jakim mam występować, pory roku i takie tam... bla, bla, bla, które na pewno dobrze znacie. Słowem, używałam określonego dress code'u

Kiedy przestałam wychodzić z domu, mogłam się ubrać w cokolwiek. Cokolwiek nie oznacza byle jak. A jednak, przypadkowość doboru garderoby była wprost proporcjonalna do ilości pracy, którą miałam wykonać. Im bliżej terminu zakończenia powierzonego zadania, tym bardziej niechlujny stawał się mój strój. I tak z czasem ubieranie się do pracy w domu może ograniczyć się do wciągnięcia dresu, a w wersji bardzo minimalistycznej - do założenia szlafroka. I tu jest pies pogrzebany - praca w domu sprzyja zapuszczaniu się.

Praca w domowym biurze wymaga stosownej ekhm... garsonki (fot. ML)Praca w domowym biurze wymaga stosownej ekhm... garsonki (fot. ML) Praca w domowym biurze wymaga stosownej ekhm... garsonki (fot. ML) Praca w domowym biurze wymaga stosownej ekhm... garsonki (fot. ML)

2. Jak bardzo elastyczny może być czas pracy (jeśli nie planujesz zamieniać się w wampira) ?

Z rozrzewnieniem wspominam czasy, w których mogłam sobie pozwolić na maraton filmowy od dwudziestej drugiej do piątej nad ranem i wstać na tyle "wcześnie", żeby w porze, w której w zakładach pracy jada się drugie śniadanie, zdążyć zjeść to pierwsze. A później pracować nieprzerwanie (bo nawet w domowym biurze praca się sama nie robi) do nocy, zjeść późną kolację (nie tyle kolację, co drugie śniadanie, obiad i kolację w jednym) i znowu położyć się spać w porze, w której w niektórych sypialniach zaczynają dzwonić budziki .

Oczywiście, taki rytm musi się zmienić, kiedy pojawia się rodzina. Pracę trzeba zacząć o poranku (albo tuż przed południem). Ale niekoniecznie trzeba ją zakończyć przed wieczorem... Kiedy masz dzieci i prowadzisz dom, to część godzin, które "zamiejscowi" pracownicy przeznaczają na pracę, ty przeznaczasz na: odstawienie dzieci do placówek, zrobienie zakupów, sprzątnięcie domu, ugotowanie obiadu, odebranie dzieci z placówek, spędzenie czasu z rodziną. A godziny poświęcone w ciągu dnia na coś zgoła innego niż praca zawodowa, odbierasz sobie "po godzinach". O, na przykład popracujesz sobie dwadzieścia minut podczas gdy dzieci będą oglądały bajki, na maila odpowiesz, kiedy wciągnie je skomplikowane życie mrówek podczas spaceru. Przemycisz laptopa do sypialni i w czasie, gdy twój mąż będzie czytał sobie do poduszki, "podgonisz" dyskretnie z pracą. I czasem tylko się zezłościsz, że szef wyśle ci przed dziewiętnastą wiadomość, z prośbą o wprowadzenie nowych poprawek i odesłanie całości do dwudziestej pierwszej tego samego wieczoru. No, ale w końcu te elastyczne godziny pracy ułatwiają ci tak bardzo organizację dnia. Zaraz, zaraz, a może jednak lepiej byłoby kończyć tę pracę codziennie o tej samej porze, na przykład o siedemnastej, jak twoje koleżanki pracujące w prawdziwych biurach?

3. Czy organizacja posiłków w domu może być aż TAKIM wyzwaniem?

Nigdy nie pracowałam w miejscu, w którym byłyby wyznaczone pory przerw na posiłki. Ale wiem, że takie miejsca pracy są. Domowe biuro raczej się do nich nie zalicza. Owszem, na początku człowiek sobie zakłada, że będzie jeść regularne posiłki, szczególnie, że kuchnia jest w zasięgu ręki. W praktyce jednak okazuje się, że pracę można przerwać z miliona powodów - żeby zajrzeć na fejsika, pogłaskać kota, ułożyć rozrzucone na stole papiery, przejść się na balkon, zadzwonić do koleżanki...

Dużo trudniej natomiast przerwać ją, żeby przygotować sobie posiłek. W biurach jest lepiej, jedzenie może przygotować ci ktoś, czasem nawet ktoś może przywieźć ci je do twojego biurka. W domu jest niestety pełna samoobsługa. Samoobsługa, która często ogranicza się do otwarcia opakowania z jakąś bardzo niezdrową, tuczącą przegryzką (paluszkami, batonikiem, zupką chińską, lodami wyjadanymi wprost z pudełka). Co więcej, praca w domu zachęca, aby posiłki (o ile można to nazywać posiłkami) spożywać szybko, na stojąco, a jeszcze lepiej nie odrywając się od monitora.

A jeśli akurat ścigasz się z terminami, to prawdopodobnie przypominasz sobie o jedzeniu w tej samej chwili, kiedy zdajesz sobie sprawę, że "nagle" zrobiło się tak ciemno, że chyba pora zapalić lampkę na biurku. Powiedzmy sobie szczerze, stałe pory zdrowych posiłków to luksus, o którym w domowym biurze nie tylko się nie marzy, ale po prostu często się nie pamięta.

4. A co z relaksującym wyjściem do pubu po pracy?

Być może znasz to uczucie radości, kiedy po ciężkim dniu możesz z czystym sumieniem wyłączyć komputer i wpaść po drodze do domu na jedno szybkie piwo ze współpracownikami. Ktoś, kto pracuje w domu nie bierze udziału w tym rytuale. Oczywiście, można uczcić zakończenie pracowitego dnia kieliszeczkiem alkoholu. Z tym, że "wyjście na drinka" oznacza pokonanie trasy z pokoju do kuchni, złapanie butelki i pociągnięcie kilku łyków bezpośrednio z niej w kącie przy zlewie. No dobrze, przesadziłam, praca w domu nie prowadzi do TAKIEGO zdziczenia. Niech będzie alkohol pity z kieliszka czy szklanki. Niemniej, ze względu na łatwy dostęp do alkoholu (trzymanego w domu) i brak rozterek, jak po spożyciu wrócić do domu (i gdzie zostawić samochód na noc) dużo łatwiej popaść w niezdrową rutynę częstego spożycia prowadzącą do... alkoholizmu (nieeee...).

5. Spędzasz całe dnie w domu - czy ty naprawdę pracujesz?!

Praca poza domem to obszar szczególnie chroniony. Jeśli jesteś w pracy (tej poza domem), to wiadomo, że wyciągnąć cię stamtąd można jedynie w naprawdę ważnych wypadkach. Ale jeśli pracujesz w domu, to... chyba tak naprawdę wcale nie pracujesz. No, bo co to za praca, do której nie trzeba iść? Do tego wiadomo, że przerywasz ją i powracasz do niej w dogodnych dla siebie chwilach (na przykład, żeby wyskoczyć po zakupy, czy odebrać dzieci z przedszkola). Zatem z całą pewnością nie będzie dla ciebie problemem, jeśli w ciągu dnia zadzwoni do ciebie przyjaciółka, żeby wyżalić się na teściową, wpadnie sąsiadka na plotki (bo ty tak całe dnie sama w domu siedzisz), czy mama poprosi cię o podrzucenie do centrum handlowego i pomoc w wyborze materiału na zasłony. Niezastąpieni są też współdomownicy, którzy bezpardonowo potrafią wtargnąć do pokoju, w którym pracujesz i nie pytając się, czy aby nie przeszkadzają, próbują nawiązać z tobą rozmowę na dowolny (ale nie związany z twoja pracą) temat. Bo akurat sobie o czymś przypomnieli, albo po prostu chcą ci dotrzymać towarzystwa, bo taka samotna siedzisz, zamknięta w pokoju. Z doświadczenia wiem, że nauczenie otoczenia, że BYCIE W DOMU NIE OZNACZA NICNIEROBIENIA zajmuje dużo czasu (liczonego nie w tygodniach, czy miesiącach, a raczej latach).

6. Czy możesz nie pójść do pracy, skoro pracujesz we własnym domu?

Intensywne opady śniegu, porywiste wiatry, stan podgorączkowy - to wszystko ci nie straszne, skoro aby rozpocząć pracę musisz pokonać zaledwie odległość z sypialni do salonu (albo nawet i nie). Za to jeśli z jakichś powodów wyłączą ci światło lub internet - to dopiero klęska. Z całym swoim domowym biurem pod pachą biegniesz do najbliższego lokalu z Wi-Fi (nieważne - kawiarnia czy biblioteka) i siadasz do pracy. Albo nadrabiasz, kiedy awaria zostanie naprawiona i nieważne, że miałaś jakieś plan na wieczór albo na weekend. Słowem, elastyczny czas pracy w domowym biurze oznacza w praktyce, że musi być ono zawsze w stu procentach sprawne. A przede wszystkim - wydajne.

7. Czy dom jest miejscem do pracy, czy do... mieszkania?

Biuro w domu - to ładnie brzmi. W praktyce mało kto może pozwolić sobie na wydzielenie przestrzeni przeznaczonej tylko i wyłącznie do wykonywania pracy zawodowej. Zatem biurem zazwyczaj staje się łóżko w sypialni, kanapa w salonie, stół w kuchni, czy w jadalni. Z jednej strony bardzo to wygodne (zwłaszcza ta kanapa, chociaż nie wiem, przekonana, co sądzi o tym kręgosłup), z drugiej - nie sprzyja skupieniu. Szczególnie, jeśli wokół jest bałagan (lub po prostu ślady życia innych domowników).

Potrafię pracować jedynie w uporządkowanej przestrzeni. Mój dzień pracy rozpoczyna się często od porządków. Pół biedy, jeśli porządki zajmują mi piętnaście minut, gorzej, jeśli wpadam w "ciąg" i kończę je w porze, w której powinnam kończyć pracę. Czasem w moje poukładane dokumenty, rysunki, porozkładane książki i wszelkie inne niezbędne akcesoria wpadają domownicy powodując mniej lub bardziej odwracalne szkody i chaos. Czasem porzucam swoją pracę, bo czeka pranie, prasowanie, gotowanie - a przecież jestem w domu, na miejscu, więc wypada się tym domem zająć. Czasem zamykam się w sypialni i choćby dzieci płakały z tęsknoty za mną (pozostając rzecz jasna pod opieką innej osoby dorosłej), ja twardo udaję, że mnie nie ma, bo mam coś do zrobienia. I czasem sobie myślę, że jednak dobrze jest oddzielić pracę od życia w domu, mieć luksus zamknięcia za sobą drzwi na parę godzin i myślenia wyłącznie o pracy zawodowej.

A wy, wolicie pracować w domu czy poza domem?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.