Szkolny mundurek? Właściwie dlaczego nie!

Szkolny mundurek kojarzy się z przymusem podporządkowania się odgórnym regulacjom. Jest przejawem uniformizacji, odbierania dzieciom ich indywidualnych cech. Jest złem. Czy aby na pewno?

Szykując wyprawkę do zerówki (fot. Marta Lewin)Szykując wyprawkę do zerówki (fot. Marta Lewin) Szykując wyprawkę do zerówki (fot. Marta Lewin) Szykując wyprawkę do zerówki (fot. Marta Lewin)

Jeśli chodziliście do szkoły w latach osiemdziesiątych (i wcześniej), to pewnie musieliście nosić "białą górę" i "granatowy dół". A na to niezbyt ładne i przyjemne w użytkowaniu granatowe fartuszki - bluzy z białymi kołnierzykami zapinane z przodu na guziki. Oczywiście, do fartuszka trzeba było przyszywać tarczę szkoły i prezentować ją z godnością. Chociaż te stylonowe fartuszki same w sobie były raczej pozbawione godności. Do tego były dość uciążliwe w noszeniu, bo chociaż nie "łapały" plam, to daleko im było do higienicznych, "oddychających" tkanin. W pewnym momencie bardzo pożądanym wzorem fartuszka stały się tzw. "krzyżaczki" - czarne, na szelkach, obszyte plisowaną falbanką. Pełne uroku i gracji. Ale niełatwo je było w latach osiemdziesiątych zdobyć.

"Obowiązek mundurkowy" został wycofany pod koniec lat osiemdziesiątych. Podobno chodziło o zmniejszenie kosztów szkolnych wyprawek. Chociaż inni twierdzą, że to powiew wolności wywiał mundurki ze szkół. W 2007 roku podjęto próbę ich przywrócenia. Sprzeciw jednak był znaczny i w większości szkół mundurki utrzymały się jedynie przez rok. Kiedy przypominam sobie tamte dyskusje (cały strój czy tylko "górna część"; fartuszek, bluza, czy tylko kamizelka; kamizelka dżinsowa czy z polaru) to wniosek nasuwa mi się jeden - nienawidzimy szkolnych mundurków.

Mało tego, że muszą chodzić gęsiego - to jeszcze w mundurku (fot. Vikimedia)Mało tego, że muszą chodzić gęsiego - to jeszcze w mundurku (fot. Vikimedia) Mało tego, że muszą chodzić gęsiego - to jeszcze w mundurku (fot. Vikimedia) Mało tego, że muszą chodzić gęsiego - to jeszcze w mundurku (fot. Wikimedia)

Dlaczego nienawidzimy? Po pierwsze: dlatego, że trzeba je kupować . A to obciąża i tak nieźle wydrenowaną przed rozpoczęciem roku rodzicielską kieszeń. Poza tym nasza narodowa nieufność kazała by nam sądzić, że na obowiązku mundurkowym ma KTOŚ zarobić. KTOŚ wybrany, wytypowany i na pewno już zacierający ręce z radości na myśl o tym, ile zarobi na biednych rodzicach, którzy MUSZĄ ubrać dzieci w jedyny słuszny, szyty przez niego model fartuszków.

Nie zaglądam wam do portfela i nie próbuję oceniać, czy wydajecie swoje ciężko zarobione pieniądze we właściwy sposób. Sama z niejaką zgrozą patrzę na ceny piórników, plecaków, kompletów książek, szkolnych kapci i sportowego obuwia na W-F. A tu jeszcze trzeba by było zaopatrzyć dziecko w kilka zestawów "specjalnych" ubrań. Tylko że przyzwoite ubrania, w których dziecko będzie chodziło do szkoły, kupić tak czy inaczej trzeba. I jakoś tak się dzieje, że w wielu miejscach na świecie ceny szkolnych zestawów są niższe od cen codziennej odzieży. I w wielu miejscach na świecie, gdzie żyją naprawdę ubodzy ludzie, pieniądze na eleganckie szkolne ubranie dla dzieci są. Myślę o Malezji, Filipinach czy Indiach, w których szkolny mundurek jest powodem do dumy, a nie wstydu. Tu przypomina mi się dokument o mieszkańcach slumsów w Dharavi w Indiach, z których dzieci, te same które popołudniami zarabiały segregując śmieci, szły rano do szkoły w czystych, śnieżnobiałych koszulach...

Po drugie: dlatego, że ktoś chce nam ograniczyć wolność wyboru . Przecież wiadomo, że indywidualizm rodzica (a nie, przepraszam, przecież tu chodzi o dziecko - czy na pewno?) najlepiej wyraża się przez strój. Dlaczego zatem narzucać dziecku odgórnie ustalone zasady co do tego, w co ma się ubrać do szkoły?! A niech idzie i czerpie pełnymi garściami z sieciówkowych wieszaków i ciucholandowych koszy. Niech tworzy swój własny styl i niech pokazuje go w szkole, bo jak nie tam, to gdzie?!

Nie no, jasne, tylko że żyjemy w świecie, gdzie obowiązują pewne zasady i standardy. Chociaż bardzo często lubimy o nich zapominać lub je omijać. A może właśnie warto nauczyć dziecko, że są sytuacje, w których musimy nasz strój dostosować do odgórnie ustalonych zasad? A zasady te nie powstały po to, żeby gnębić, ale po to, aby człowiek ubrał się godnie i odpowiednio do sytuacji. Czyli na przykład aby człowiek, ten młody, do szkoły przyszedł w schludnej koszulce z kołnierzykiem i prostej, skromnej sukience lub spódnicy lub w ciemnych spodniach. Tak zwyczajnie. Bo czasem tak właśnie trzeba.

Przeszłość z elegancką nutą (fot. Vikimedia)Przeszłość z elegancką nutą (fot. Vikimedia) Przeszłość z elegancką nutą (fot. Vikimedia) Przeszłość z elegancką nutą (fot. Wikimedia)

Po trzecie: po co tworzyć armię małych, odartych z indywidualnych cech robocików? Nijakich, nie wyróżniających się z tłumu? Pewnie po to, żeby za parę lat w tym samym szyku i rynsztunku (stroju) bojowym wtłoczyć do Mordoru na Domaniewskiej. O, niedoczekanie! Patrz - punkt poprzedni, strój jest kluczowy w wyrażaniu indywidualizmu. I zapewne też w rozwijaniu kreatywności.

A mnie się wydaje, że indywidualizm dzieci kształtujemy nie poprzez ubranie, a poprzez stwarzanie im możliwości rozwoju i inspirując je do podejmowania rozmaitych wyzwań. Indywidualizm przejawia się w tym, co się lubi, co potrafi się zrobić dobrze, a co nie, w tym jak reaguje się w różnych sytuacjach. Szkolny strój w tym wszystkim nie jest kluczowy.

Po czwarte: mundurek szkolny to relikt komuny. Tak jest. To obraz politycznego i gospodarczego zniewolenia. Tfu!

Zaraz, zaraz. Czyli te wszystkie powieści o przedwojennych szkołach, to kłamstwa? Te opowieści o marynarskich kołnierzykach, plisowanych spódniczkach, berecikach, płaszczykach, marynarkach? A te wileńskie uczennice w plisowanych spódniczkach i fartuszkach-krzyżaczkach, te panienki z żeńskich szkół w granatowych sukienkach, ciemnych pończochach i obowiązkowo granatowych płaszczykach z przyszytymi tarczami - to nic? To przecież kawałek pięknej historii wolnej Polski.

Po piąte: mundurki są brzydkie. Te stylonowe fartuchy (zapinane współcześnie na zamki błyskawiczne) wyglądają jak strój ochronny z warsztatu, te mechacące się po dwóch praniach poliestrowe bluzy, w których jest zawsze za gorąco, te dżinsowe i polarowe (dlaczego, na litość, polarowe?!), źle uszyte kamizelki i mój absolutny "hit" w kategorii szkolnych mundurków - "uniwersalne granatowe spodnie dresowe". Żałość.

Naprawdę mundurki są tak odrażająco brzydkie? ?(fot. Vikimedia)Naprawdę mundurki są tak odrażająco brzydkie? ?(fot. Vikimedia) Naprawdę mundurki są tak odrażająco brzydkie? ?(fot. Vikimedia) Naprawdę mundurki są tak odrażająco brzydkie? (fot. Wikimedia)

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego po raz kolejny zmuszeni byliśmy w 2007 roku stosować byle jakie półśrodki, zamiast zainspirować się pięknymi strojami szkolnymi dzieci z krajów, w których "obowiązek mundurkowy" istnieje po dziś dzień. Żeby nie szukać daleko - wystarczy przyjrzeć się strojom noszonym przez dzieci w Wielkiej Brytanii.

Dlaczego piszę o mundurkach, które w państwowym polskim szkolnictwie nie istnieją? Bo rozpoczęcie roku szkolnego wprowadza mnie w taki nostalgiczny nastrój. Bo w tym roku szykuję mojemu dziecku wyprawkę do zerówki. Bo wspominam moment, kiedy sama po raz pierwszy weszłam do szkolnej klasy (w mundurku). I dlatego, że bardzo mi się podoba idea mundurków . Być może ten mój sentyment wynika to z tego, że mundurki nie zdążyły mi się przejeść, kiedy sama chodziłam do szkoły. Obowiązek ich noszenia skończył się, zanim zdążyłam się porządnie zbuntować i zapragnąć, by zamiast granatowej spódnicy założyć czerwony dres. Na drugi rzut tych już mocno wypaczonych mundurków nie zdążyłam się załapać i tylko z pewnym zażenowaniem śledziłam kolejne propozycje wzorów.

Uważam, że noszenie przez dzieci mundurków do szkoły jest bardzo dobrym pomysłem. Przede wszystkim to oszczędność czasu i energii na podejmowanie dramatycznych decyzji - "w co mam się dziś ubrać i dlaczego mam założyć tę samą koszulkę co trzy dni temu?!". Pozwala nie skupiać się w szkole na tzw. "metkach", pozwala unikać porównywania.

Przyzwyczaja dziecko (oraz jego opiekunów) do tego, że strój musi być adekwatny do sytuacji. Nie przychodzi się na lekcje do szkoły w wydekoltowanym topie na ramiączkach, bluzie z kapturem czy przetartych dżinsach. Bo to nieeleganckie. Za to biała koszula, ciemna sukienka, czy spódnica i czarne wypastowane buty - są eleganckie.

A gdybym miała się zatracić w romantycznych rozważaniach o mundurkach, to powiedziałabym, że przywołują one ten uroczy klimat przedwojennych szkół, czy też pensji dla panien . No i dobrze, przyznam, patrzenie na grupę dzieci odzianych w stylowe mundurki dostarcza mi bardzo przyjemnych estetycznych przeżyć. A wy? Nienawidzicie mundurków, czy wręcz przeciwnie?

Więcej o:
Copyright © Agora SA