Intymne wyznania supermamy. Czy udało mi się połączyć macierzyństwo z pracą?

Uważasz, że da się pracować z domu i w tym samym czasie zajmować się (samodzielnie) dzieckiem? Masz rację, da się. Ale czy naprawdę warto?

Tak sobie wyobrażasz codzienność supermamy? (fot. Ed Gregory/ Pexeles.com)Tak sobie wyobrażasz codzienność supermamy? (fot. Ed Gregory/ Pexeles.com) Tak sobie wyobrażasz codzienność supermamy? (fot. Ed Gregory/ Pexeles.com)

Pracujesz w wolnym zawodzie lub po prostu możesz korzystać z przywileju pracy z domu, zamiast dojeżdżać codziennie do biura? To cudownie. Pewnie wyobrażasz sobie, że kiedy pojawi się dziecko, będziesz mogła pogodzić obowiązki mamy i pracownika bez wychodzenia z domu. Och, zapewne myślisz, że będzie to bardzo wygodne. Korzystne finansowo. No i co najważniejsze, nie będziesz musiała porzucać swojej fasolki na pastwę opiekunki, żłobka lub babci. Ależ będziesz samowystarczalna, doskonale zorganizowana i troskliwa! Jednym słowem będziesz supermamą.

Tak, to tyle jeśli chodzi o wyobrażenia.

Co myślisz o dziecku, które ma przyjść na świat? Że będzie jadło, spało, jadło, bawiło się, spało... i tak przez cały dzień? Tak, są takie egzemplarze. Takie było moje pierwsze dziecko. Każda doba była perfekcyjnie zorganizowana. Córka dużo spała, lubiła poleżeć sama w swoim łóżeczku albo na macie na podłodze. Dużo czasu zajmowała jej spokojna, niespieszna kontemplacja otoczenia. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że miałam przy niej ocean wolnego czasu, którego jeszcze wtedy nie doceniałam i nie potrafiłam efektywnie wykorzystać.

A bobasek będzie słodki nad wyraz i będziecie mu przygrywać w wolnej chwili na gitarce? fot. Unsplash.com)A bobasek będzie słodki nad wyraz i będziecie mu przygrywać w wolnej chwili na gitarce? fot. Unsplash.com) A bobasek będzie słodki nad wyraz i będziecie mu przygrywać w wolnej chwili na gitarce? fot. Unsplash.com) A bobasek będzie słodki nad wyraz i będziecie mu przygrywać w wolnej chwili na gitarce? fot. Unsplash.com)

Drugie dziecko było dokładnym przeciwieństwem - nieprzewidywalne, potrzebujące ciągle nowych bodźców, "nieodkładalne". W ciągu dnia zasypiało (i spało) jedynie na rękach. Nie przewidziałam, że może tak być i przyznam, że nieźle pokrzyżowało mi to plany - krótko po urodzeniu syna podjęłam się bowiem tzw. pracy z domu. W efekcie albo stukałam jedną ręką w klawiaturę, bujając na drugiej dziecię (co dawało mi około godziny, półtorej na pracę), albo, żeby mieć obie ręce wolne, motałam dziecko w chustę (co dawało mi około 45 minut na pracę). Starsze dziecko w tym czasie było w przedszkolu. Chyba że akurat chorowało i było w domu (miejsce na demoniczny śmiech). No i tu zaczynały się jeszcze większe kłopoty supermamy, bo nie da się równocześnie uczciwie wykonywać pracy zawodowej, zabawiać czterolatkę i kołysać niemowlaka. No nie da się. To znaczy, teoretycznie - da się, ale coś lub ktoś na tym ucierpi. Albo dziecko, albo praca.

Tak wyobrażasz sobie miejsce pracy w domu z dwójką dzieci? To lepiej przestań! (fot. Karolina Grabowska/Pexels.com)Tak wyobrażasz sobie miejsce pracy w domu z dwójką dzieci? To lepiej przestań! (fot. Karolina Grabowska/Pexels.com) Tak wyobrażasz sobie miejsce pracy w domu z dwójką dzieci? To lepiej przestań! (fot. Karolina Grabowska/Pexels.com) Tak wyobrażasz sobie miejsce pracy w domu z dwójką dzieci? To lepiej przestań! (fot. Karolina Grabowska/Pexels.com)

Oczywiście, można założyć, że będzie się pracować wieczorami, kiedy dzieci pójdą spać. Takie rozwiązanie wygląda dość kusząco, ale niestety ma słabe strony. Dzieci czasem śpią źle. A to mają koszmary, a to nocne leki, a to katar, a to ząbkowanie. Super, jeśli może je wtedy uspokoić i utulić tata. Niestety, czasem niezbędna jest mama, która wtedy rzuca pracę i próbuje ukołysać zapłakanego (lub zasmarkanego malucha) myśląc równocześnie o zbliżającym się terminie ukończenia. Nie wiem, jak wy podchodzicie do wywiązywania się z terminów, ale dla mnie nieoddanie pracy na czas jest stresujące. A stres przekłada się na moje relacje z dziećmi, mężem no i na moje zdrowie. Problem w tym, że od kiedy pracuję w domu mam mniejszy wpływ na wywiązywanie się z terminów, niż wtedy, kiedy wychodziłam do pracy, zostawiając dziecko pod opieką babci, opiekunki, czy w przedszkolu.

Aha, nie wiem, czy wiecie, ale matki dzielą się na mądre i pracujące nocami . Te mądre - czas po położeniu dzieci spać, wykorzystują na zaspokajanie swoich potrzeb i na relaks. Natomiast matki pracujące nocami nie mają czasu na: gimnastykę z Mel B, obejrzenie nowego (i starego) sezonu "True Detective", spokojne porozmawianie z mężem, przyjaciółką, kimkolwiek, sprzątnięcie kuchni i przygotowanie obiadu na jutro, pomalowanie paznokci, niespieszny seks, poczytanie książki, gazety. No bo, nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka, prawda?

Trudno jest także być za dnia supermamą zaangażowaną w pokazywanie świata dziecku, wspólne malowanie, lepienie, gotowanie, sprzątanie, czytanie, układanie, spacerowanie, a wieczorem - wydajnym i rzetelnym pracownikiem. Bo na dwóch etatach - bez chwili na relaks - człowiek się wypala. W efekcie niczego nie robi dobrze - będąc z dziećmi myślami jest w pracy, pracując czuje gorzki wyrzut, że jeszcze kilka godzin temu zbywał swoje dzieci (dla których przecież zdecydował zostać się w domu), bo myślał tylko o tym, kiedy będzie mógł w spokoju zasiąść za biurkiem (zrzucając z niego uprzednio misie, lalki i klocki).

Niedawno zachwyciła mnie autorka bloga nebule.pl pisząc, że wykorzystuje na swoją pracę (nad blogiem) czas po śniadaniu, ponieważ jest to pora dnia, w której dziecko (samo) bawi się najefektywniej. Stwierdziłam, że niepotrzebnie marnuję tę godzinę po śniadaniu na sprzątanie, powinnam zepchnąć talerze na bok stołu i zasiąść przed komputerem pozwalając dzieciom na nieskrępowaną zabawę w pobliżu. Niestety, dzieci nie chciały uszanować faktu, że ich matka właśnie zarabia na ich jedzenie/ubrania/zabawki (niepotrzebne skreślić). Co chwila byłam niezbędna, aby rozwiązywać konflikty, łamigłówki, czytać, masować (potłuczone części ciała), wyplątywać włosy córki z pięści syna, wysadzać na nocnik i do miliona innych rzeczy.

Wreszcie po piętnastu minutach względnego spokoju podeszła do mnie córka, żeby powiedzieć: "Mamo, przecież ty wcale nie pracujesz. Normalni ludzie, jak pracują, to wychodzą do pracy z domu. Dlaczego ty nie wychodzisz do pracy mamo? " Bo ja, drogie dziecko, nie jestem normalna.

Bo wymyśliłam sobie wspaniały plan, według którego mam zarabiać co miesiąc pewną kwotę - nie pomniejszając jej o koszty opiekunki lub prywatnej placówki opiekuńczej (czytaj - przedszkola). Bo wymyśliłam sobie, że na pewno dam radę, bo jestem taka dobrze zorganizowana, silna, twarda i nie potrzebuję aż tak dużo snu. Zapomniałam, że poza opieką nad dziećmi i pracą zawodową człowiek potrzebuje czasu na relaks, podtrzymywanie kontaktów międzyludzkich oraz obcowanie z małżonkiem. A poza tym uwierzyłam, że ta praca będzie dla mnie idealna odskocznią od zajmowania się dziećmi i domem. To ostatnie to akurat prawda. Chociaż dobrą, a prawdopodobnie mniej stresującą odskocznią byłoby czytanie książki.

Nie, absolutnie nie żałuję, że pracuję i na pewno z tej pracy nie zamierzam rezygnować. Ale czuję, że nadszedł czas na zmianę organizacji życia. Czas, który poświęcam na pracę z domu nie może być czasem wykradanym dzieciom i sobie. Założenie, że będę trzymała dzieci pod kwoczymi skrzydłami, równocześnie wybijając rytm na klawiaturze było złe. Jeśli projekt "domowego biura" ma się udać potrzebna jest osoba, która przez kilka godzin w tygodniu zajmie się dziećmi. Wszystko jedno, czy będzie to niania, babcia, czy pani w przedszkolu. I dlatego, przyszła mamo pracująca w domu, nie zakładaj, że ze wszystkim poradzisz sobie sama. Jeśli uważasz się za wspaniałą organizatorkę, to zorganizuj sobie zawczasu pomoc, aby móc czuć się spełnioną mamą czerpiąca radość z przebywania z choćby najbardziej wymagającym dzieckiem i jednocześnie czuć satysfakcję z dobrze wykonanej pracy zawodowej.

PS. Ten tekst miał być wypolerowanym diamentem, ale wylądowałam z chorym synkiem w szpitalu. Jesteśmy już w domu. Cali i zdrowi. Przynajmniej synek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.