Lepsze jest wrogiem dobrego, czyli jak wybierałam bazę pod cienie

Czasem pod moimi tekstami piszecie w komentarzach, że zamierzacie kupić, lub właśnie kupiłyście opisywany przeze mnie produkt. Mam nadzieję, że nie żałujecie swoich decyzji i że chwalone przeze mnie kosmetyki wam służą. Faktycznie przyznaję, że mam dar przekonywania. Ale paradoksalnie wiem to nie dzięki wam, a dzięki sobie. Otóż, pisząc artykuł o bazach pod cienie do oczu przekonałam samą siebie, że najwyższa pora rozstać się z moją bazą, bo jedyne, co mnie przy niej trzyma, to zwykły sentyment. Bo są inne, lepsze produkty. No i wyszłam na tym, jak Zabłocki na mydle.

Zacznę może od tego, że moje powieki są ciemne, brązowe. Przy okazji wyjaśniło się też, dlaczego u innych na powiece makijaż bez bazy trzyma się, może nie tak dobrze, jak na bazie, ale trzyma się - a u mnie absolutnie nie. Moje powieki pożerają cienie, a kreski malowniczo odbijają się dookoła po czym ścierają na wieki wieków. Wiedziałyście, że można mieć tłuste powieki? Ja nie. A można. I moje do takich należą. Oczywiście, tłuste powieki to nic strasznego - głęboko i szczerze wierzę w to, że na tłustych powiekach zdecydowanie później widać oznaki starzenia. Trzeba jednak używać produktów, które będą sebum absorbować lub ograniczą jego wydzielanie. Wcale nie trzeba sięgać po bazy, jeśli ktoś baz nie lubi. Powieki można przypudrować, można nałożyć na nie podkład mineralny, można nałożyć podkład zwykły a później warstwę pudru, można nałożyć korektor i przypruszyć pudrem - te dwa ostatnie sposoby są świetnym rozwiązaniem jeśli trzeba, jak u mnie, wyrównać kolor powieki i rozjaśnić ją przed aplikacją cieni. Ale na żadnym z wymienionych produktów, na żadnym, daję słowo, cienie nie rozprowadzą się cudnie, i nie uzyskają tak pięknego koloru, jak na dobrej bazie. Na dobrej bazie. No właśnie i tu jest początek mojej przygody.

Założenie było takie, że wydam na bazę pod cienie mniej niż pięćdziesiąt złotych. Oraz, że kupię kosmetyk w drogerii, a nie przez internet. Odrzuciłam więc od razu bazę Mary Kay , która skądinąd ma bardzo pozytywne opinie. Prawdę powiedziawszy, to od razu zdecydowałam się na bazę Artdeco . Tyle, że nie było jej w mojej ulubionej drogerii. Ale była przemiła pani, która przedstawiła mi cale mnóstwo baz w bardzo atrakcyjnych cenach, bo w granicach piętnastu złotych. No i oczywiście poruszyło to moją hazardową żyłkę i postanowiłam zagrać w wyszukiwanie kosmetycznych perełek po taniości.

Idealna konsystencja. Kolor też idealny. Dopóki jest w pudełkuIdealna konsystencja. Kolor też idealny. Dopóki jest w pudełku Idealna konsystencja. Kolor też idealny. Dopóki jest w pudełku Idealna konsystencja. Kolor też idealny. Dopóki jest w pudełku

Wśród propozycji była baza Bell Perfect Skin . Odrzuciłam ją jednak, ponieważ jest w kolorze lekko fioletowym i nie zapewnia mocnego krycia. Chociaż jest dobra i trwała, to moich potrzeb nie zaspakaja. Kolejna była baza Paese Eyeshadow Base w kolorze kawy z mlekiem. Wydawało mi się, że to będzie strzał w dziesiątkę, bo kolor prezentował się bardzo obiecująco. Niestety, po roztarciu idealnie wtapiał się w kolor skóry, czyli znowu baza nie pomagała w zamaskowaniu koloru powiek. Nie wiem też, jak ten produkt zachowywał by się podczas aplikacji cieni i czy jest trwały, bo nie miałam okazji sprawdzić. Następnie dorwałam bazę Shadow Base firmy Ingrid (ciekawa jestem, czy zetknęłyście się z tą marką?) i miałam na nią wielką ochotę bo miała ładny beżowy kolor, dobrze się rozprowadzała na skórze, a podczas aplikacji cieni zachowywała się bardzo podobnie, jak moja sprawdzona baza Inglota. Z tą różnicą, że kosztowała dziesięć złotych. Tymczasem pani z drogerii zasugerowała mi, że już raczej powinnam wybrać bazę Catrice Prime and Fine Eyeshadow Base , bo to całkiem inna (w domyśle - lepsza) jakość produktów, a różnica w cenie niewielka. No i dałam się namówić. Żałuję. Dlaczego? Nakładanie bazy to jest jakiś koszmar. Tragedia. Nie wiem, może trzeba ja narzucać na powiekę, jak tynk, czy też może przyklejać kluseczki zrolowanej bazy na klej do sztucznych rzęs? No naprawdę, aplikacja jest drogą przez mękę. Jeśli przypadkiem uda się równomiernie nanieść produkt na powiekę, no to victoria! Bo daje świetne wykończenie powieki, matuje, koryguje kolor, cienie blendują się na niej dobrze no i jest trwała, to jej trzeba przyznać (cholerze jednej!). Ale pomimo tych zalet strzelam focha (chyba pierwszego tak radykalnego kosmetycznego focha) i nie polecam.

Baza prawie idealna. Niestety 'prawie' robi różnicęBaza prawie idealna. Niestety 'prawie' robi różnicę Baza prawie idealna. Niestety 'prawie' robi różnicę Baza prawie idealna. Niestety "prawie" robi różnicę

Po nieszczęśliwej przygodzie z produktem Catrice kupiłam wreszcie bazę Artdeco , bo to wiadomo, pewniak. Szkoda, że nie mogłam zajrzeć pod pokrywkę tego pewniaka w drogerii, bo akurat nie było próbki... Bez przyjrzenia się produktom zwykle nie podejmuje decyzji o zakupie, ale tym razem byłam zdesperowana i kupiłam. I jestem trochę rozczarowana. Przede wszystkim liczyłam na to, że baza jest kryjąca. Tymczasem jest ona raczej transparentna, czyli problem przebarwień na powiekach nie został rozwiązany. Niestety, baza zawiera drobinki, o czym jakoś nikt wcześniej mnie nie uprzedził. I tu drugi w historii kosmetyczny foch. Mam focha na kosmetyki z drobinkami. Mam dość drobinek. Po jakiego grzyba wszędzie się te drobinki ładuje?! Czy baza pod cienie do powiek ma rozświetlać?! No naprawdę, ludzie! Na jakość produktu złego słowa nie powiem - rozprowadza się doskonale. Bardziej niż doskonale! Rozprowadza się genialnie. Ze względu na konsystencję zdecydowanie polecam wszystkim paniom, które maja cerę dojrzałą. Baza nie zbierze się w załamaniach, nie ucieknie z powieki, nie podkreśli zmarszczek. Będzie dokładnie tam, gdzie jest jej miejsce. Rewelacja! Nakładanie i rozcieranie na niej cieni to prawdziwa rozkosz. Do tego wszystkiego makijaż trzyma się w niezmienionej formie dwanaście godzin. Ale te drobinki... i transparentność. No szkoda, szkoda. Lubię tę bazę, ale mogło by nam być lepiej. A tak nasz związek idealny nie jest.

Wychodzi na to, że dla mnie w dalszym ciągu numerem jeden jest baza Inglota . ALE nie wiem, czy wiecie, Gosh ma też bardzo interesującą bazę. Bardzo... Korci, oj korci... ale póki co używam Artdeco a baza Gosha (wraz z korektorem pod oczy) czekają na mnie w drogerii. A dokładniej, czekają w drogerii na dzień moich urodzin. Jak widzicie - jest plan. Kiedyś napiszę o Goshu!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.