Rzeczy, które mówimy na początku związku (bo jesteśmy TACY fajni), a które nie są prawdą (bo jesteśmy TYLKO ludźmi)

Początek związku. Motyle w brzuchu, słońce świeci nawet w deszczowy dzień, gra muzyka. I my, tacy lepsi! Wypowiadamy różne zdania światopoglądowe czy nas określające. Z pełną nonszalancją sprzedajemy piękną wizję siebie. Czasem prawdziwą, czasem... nie.

Nieraz są to zdania zupełnie szczere. Nie mieliśmy może okazji dotąd sprawdzić się w jakiejś sytuacji, więc gdy deklarujemy to czy tamto - nie czujemy, że to ściema. Nie jest to przecież jakieś z gruntu złe, trudno byśmy na dzień dobry robili sobie zły PR i opowiadali o wadach. To, jeśli już robimy - też jest po prostu pewną flirciarską strategią - tak sprzedajemy, by wyszło na koniec, że w sumie to zaleta niemalże. A ja taka szczera, że tak ci tu o tym powiedziałam na wstępie...

Oto przegląd fraz, które wypływają z nas zupełnie naturalnie i wydają się prawdziwe. Tylko że nie są. Przegląd zapewne niekompletny, bo historii tyle, ile człowieków na świecie - jak powiedział mi kiedyś pewien pan pod sklepem nocnym z alkoholem. Te pochodzą od różnych skorych do zwierzeń pań (którym dziękuję za inspirację!).

Nie jestem zazdrosna . To zupełnie mi obce uczucie, nie pasuje do mnie jak mokasyny do tiulowej kiecki. A tak serio - może dotąd nie byłam, ale może się to zdarzyć, a może właśnie byłam jak diabli, więc wiem, że to nie jest najlepsza sprawa i raczej nie uraduje ukochanego. Bo tak już zupełnie poważnie - to nie jestem zachwycona tą twoją koleżanką z pracy, co ta ciebie tak zerka. A ta znajoma z liceum podejrzanie często prosi cię o radę. Jakby była brzydka, to jeszcze bym to jakoś zniosła, ale...

Ja nie rozumiem lasek, co strzelają fochy, serio . Strzelanie fochów jest mi zupełnie obce, bo jestem teraz taka zakochana, że tylko miłość i szczęście, i różowe misie, i kwiatuszki... Ale jak mnie wnerwisz, a to się niechybnie stanie w ciągu najbliższego kwartału, to walnę ci takiego focha, że aż ci w uszach zadzwoni. Bo prawda jest taka, że jestem królową focha, ale skoro na początku znajomości mówimy o jakiejś głupie lasce, co strzeliła focha twojemu kumplowi, to przecież ja się nie przyznam, że moim zdaniem z niej to jest fochowa debiutantka i niegodna jest butów mi czyścić!

Ale to co robisz jest fajne! "Niesamowite, Misiu, potrafisz zjeść sam taką wielką golonkę? Imponujące! (Ależ on jest samcem, mrrrrrr...)" i "Ile ty żresz, człowieku, zadbaj o siebie i przestań wpieprzać tłusty szit!" dzieli nieraz raptem parę tygodni... Podobnie jak "On jest taką artystyczną duszą, ma niesamowite mieszkanie - pełne pamiątek z podróży, książek, plakatów (i tysięcy innych WSPANIAŁYCH przedmiotów)" i "Niewiarygodne, że jeden człowiek potrafi zrobić taki pierdolnik w jedno popołudnie, czuję się, jakbym mieszkała z nadpobudliwym trzylatkiem, który bałagani dla własnej przyjemności i by mnie uprzykrzyć życie!". Tak, bardzo nieraz zmienia się nasza percepcja. Bywa że z dnia na dzień...

Ja nie mam włosów na rękach . Jestem naturalnie gładka, zawsze pachnąca i wysmarowana kremem. W wersji hard - budzę się rano w pełnym makijażu (tak, są takie osoby na świecie i wcale nie są jakoś bardzo głupie, ot, tak mają, że wstają "chwilkę" wcześniej i witają dzień - i ukochanego - w pełnym rynsztunku). Jestem lepsza niż wyfotoszopowana lala z internetu (to akurat prawda, ale jeszcze o tym nie wiesz). Zawsze.

Z drugiej strony: nie rozumiem, czemu te laski tak przeginają z obsesją wyglądu ? To mówią na ogół te dziewczyny, które poświęcają swojej urodzie więcej czasu niż trzy statystyczne, zadbane i atrakcyjne kobiety łącznie. Mało kto ma tak, że nic nie musi i wszystko wygląda pięknie i naturalnie. Ta naturalność na ogół jest lepiej wypracowana niż stylizacja na czerwony dywan.

To zdzwonimy się jutro, pojutrze czy tam za tydzień! Nie, prawda jest taka, że byłoby super, gdybyśmy się zdzwonili jeszcze dziś. Ale ja nie zadzwonię przecież, by wyjdzie, że się narzucam, że mi zależy za bardzo i jeszcze uciekniesz. Lepiej więc, gdy będę zgrywać wyluzowaną do granic możliwości i udawać, że wcale mi nie zależy na stałym, intensywnym kontakcie z tobą. Wolę tak na luzaku zarzucić - że możemy się zdzwonić i za miesiąc - to też będzie ok. A nie będzie i będę gryzła palce i dzwoniła do przyjaciółki, by poroztrząsać (ale nie na długo, bo pewnie on zadzwoni w czasie, gdy będę z nią gadała...).

Uwielbiam, jak mi gotujesz! To akurat prawda. Bo fakt, że ukochany stoi specjalnie dla nas przy garach i czaruje mikstury tylko po to, by nas uwieść, urzec i omotać - to działa. Ale gorzej, jeśli gotować nie umie, wychodzi mu zawsze rozgotowane, niedogotowane, dziwne, przesolone, bez smaku... Jak tu wtedy wybrnąć? Jeszcze miesiąc temu mi smakowało, ale byłam na operacji języka i teraz czuję smaki naprawdę - to jedna z opcji.

Trzeba się było cztery lata temu nie zachwycać tym makaronem z keczupem...Trzeba się było cztery lata temu nie zachwycać tym makaronem z keczupem... Trzeba się było cztery lata temu nie zachwycać tym makaronem z keczupem... Trzeba się było cztery lata temu nie zachwycać tym makaronem z keczupem...

Zupełnie mnie nie interesuje twoja była dziewczyna (i wcale nie oglądam jej na fejsie, swoją drogą, to te foty, co je wczoraj wrzuciła to są dość kurewskie, ale mniejsza) w parze ze: spoko, możesz mówić o swojej byłej, nie rusza mnie to . Nie jest tak, że każda była to potwór. Nie jest też przecież i tak, że każda zwiastuje kłopoty i jest nieprzemijającym problemem. Ale nie jest też tak, że tak ZUPEŁNIE nas nie obchodzi. W końcu świadczy też coś o nim, prawda?

Jem wszystko jak leci, nigdy się nie odchudzam, mogę jeść i pić ile chce i nie tyję . Tak. Jestem w tej grupie promila kobiet, które rzeczywiście tak mają. Niech cię nie zmyli to, że po każdym wieczorze z winem, pizzą i popcornem następnego dnia znikam na kilka godzin. WCALE nie jestem wtedy na siłce, gdzie odliczam spalanie. Normalnie - nie rozumiem tych lasek, co mają obsesję wyglądu, phi.

Nie przeszkadza mi, że się spóźniasz . Wiem, że i tak lecisz do mnie na skrzydłach i szukasz przecież wolnej chwili, gdy tylko możesz, by się zobaczyć. Więc fakt, że po raz czwarty w tym tygodniu stałeś w korku (i wybuchła bomba, i była procesja...), gdy do mnie jechałeś, nie jest zupełnie problemem, no co ty. Ja sobie tu na ciebie czekałam i WCALE nie myślałam tych niemiłych rzeczy i że co to ja powiem, jak się pojawisz. (Powiem ci to za trzy tygodnie, jeśli w ogóle mnie zastaniesz na kolejnym spotkaniu).

Fajnie, że tak często się gościmy z twoimi przyjaciółmi . Tak, to prawda. Właśnie się poznaliśmy i zapałaliśmy do siebie sympatią. Zjedliśmy już w tym tygodniu wspólnie kolację i byliśmy dwa razy na drinku. Są naprawdę fajni. Tylko czemu ich tak dużo w naszym życiu. Może oni też mają dom i nie muszą u nas siedzieć przez pół weekendu?

Cieszę się, że masz fajnych kumpli i z nimi często wychodzisz . To pierwsze mnie cieszy serio serio. To drugie mnie cieszy tylko dlatego, że wiem, że twoja była robiła ci afery o te męskie schadzki. Ja zacznę je robić dopiero za parę miesięcy. No, tygodni.

Nie uznaję zdrady . Oczywiście. Przede wszystkim twojej. Swoją pewnie jestem w stanie jakoś wytłumaczyć. Ewentualnie zachować dla siebie.

A z drugiej strony: marzy mi się coś szalonego, może trójkącik? Może naprawdę tak myśli, może chciała wyjść na swobodną i otwartą na nowe doznania, bo to sexy i fajnie brzmi. Jedno wino później można i takie wyznanie (i inne, ale tam moja wyobraźnia już się nie zapuszcza) uczynić. A potem, gdy pojawi się chęć realizacji zawsze można zrzucić na to katolickie wychowanie, które jednak okazuje się być silniejsze od wszystkiego...

Nie chcę brać ślubu, a już na pewno nie chcę mieć wesela - żenuje mnie ta cała otoczka... Tak. To zdanie wypowiada się lekko i łatwo, gdy jest się na trzeciej randce. Ogląda się przecież te wszystkie komedie, w których Te Głupie Laski przerażają Fajnych Facetów, bo mają Dziwne Ciśnienie. My nie chcemy być takimi bohaterkami, więc lekko rzucamy zdania o tym, że niekoniecznie, że to może przyjdzie z czasem, że w dzisiejszych czasach... A potem głupio się przyznać po roku czy dwóch, że optyka się zmieniła, że pierścionkiem nie pogardzę, zwłaszcza, że już jest się tą ostatnią owcą w stadzie, co nie ma "potwierdzenia".

Cokolwiek by się nie stało, będziemy przyjaciółmi. Tak, w to wierzymy i mamy najlepsze intencje. Ale jest jeszcze coś takiego, co się nazywa "życie" i nie zawsze nam wychodzi na dobre to, co ono niesie. Oczywiście - wizja wieczystej przyjaźni z kimś, z kim się kiedyś było blisko, widziało się nago i robiło różne fajne rzeczy nie jest zupełnie nierealna. Zdarza się, historia zna takie przypadki. Ale obiecywanie sobie tego na etapie początkowym, gdy jeszcze nie wiadomo, co to całe "życie" przyniesie, niestety nie jest wiarygodne.

Jestem twarda! No co ty, myślałeś, że TO mnie rusza? Tak, jestem totalnie niezależna, zmieniam opony, wwiercam się w ściany i nie potrzebuję do życia faceta, bo jestem siłaczką. Zawsze sobie radę dam, o mnie się nie martw. W wolnym tłumaczeniu: lubię, gdy ktoś czasem się o mnie zatroszczy, przejedzie pół miasta, by mnie odebrać skąd, bym "nie łaziła sama po nocy, bo niebezpiecznie", pogłaszcze po głowie, utuli.

Czuję, że to dopiero początek listy... Macie swoje typy?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.