Czego organizm kobiety po trzydziestce nie wybacza?

Wpadłam ostatnio na artykuł pod tym przyciągającym uwagę tytułem. Lepiej nie igrać z organizmem, bo się obrazi i będzie kłopot, więc kliknęłam. Mądrości były niezwykłe, bo wychodzi na to, że lepiej się od razu położyć i umrzeć z nudów.

Żeby się organizm nie obraził, należy zasadniczo leżeć, smarować się kremami 30+ i - nie, nie pachnieć! - wstawać jedynie na fitnesy. Zarywanie nocy, picie, palenie (wrzućmy to do worka: imprezy i życie towarzyskie) są niewskazane. Należy za to o siebie dbać. Cóż za pojemne pojęcie! Ilekroć z doskoku trafię do miłych pań z salonu z woskiem w nazwie, rozmawiam sobie o tym, jak ciężko jest o siebie tak NA SERIO dbać. Bo jeśli miałabym się oddawać w ręce kosmetyczek, fryzjerek, makijażystek i "depilatorek" z taką częstotliwością, jak jest to zalecane, to rzeczywiście nie starczyłoby mi już czasu na imprezy... Na szczęście można sobie domowymi sposobami, późną nocą przyciąć grzywkę nożyczkami do papieru nad umywalką w asyście słabo drżącego halogena, albo peeling z kawy na twarz zaserwować (i w portfeliku mamy dwie stówki!).

Ale ja nie do końca o tym chciałam. Poradami jak żyć mądrze, zdrowo, na diecie i w zgodzie ze swoją grupą krwi, numerem buta oraz ascendentem - internet jest wypełniony po brzegi. Polecam pogooglować, jest fan, jak mawiają na dzielni. Ja chciałam o tym, czego mój organizm tak ogólnie nie wybacza. Nie tylko po trzydziestce. Po prostu nie wybacza, buntuje się, nie pozwala się wyspać (a przecież zarywanie nocy to prosta droga do zmarszczek!), boleśnie kłuje w boku i skręca w środku.

Nie jestem alfą i omegą, zdarza mi się gapiostwo czy bezmyślność, jak każdemu. Ale tępię to u siebie jak mogę i bardzo się wstydzę, gdy mnie coś takiego dopada. Bo, jakkolwiek uważam, że każdy powinien być sobą i tego typu dyrdymały, to jednak wolałabym, by świat przepełniali ludzie, którzy będąc sobą są zarazem myślący, życzliwi, a przynajmniej nieinwazyjni. Czasem zupełnie szczerze żałuję, że raczej mam tendencję, by dążyć do doskonałości (takiej wiecie - zdrowej, mojej), niż sobie zwyczajnie, po ludzku odpuścić i nie przejmować się światem i jego przejawami ogólnej głupoty, wdupizmu, chamstwa, bezmyślności i bylejkakości. Bo to ich mój organizm kobiety po trzydziestce wybaczyć nie może. I nie chce!

Także ten...Także ten... Także ten... Także ten...

GŁUPOTA

Ponoć nie boli. A szkoda, bo ludzie, gdy ich boli, starają się coś z tym fantem zrobić. Natomiast z bezbolesną głupotą żyje zatrważająco wiele osób. I to żyje sobie szczęśliwie, nie martwiąc się o nic, a już na pewno nie o to, że komuś z ich głupotą źle i nie po drodze. Jeszcze do niedawna zakładałam, że jeśli ktoś się wyjątkowo głupio zachowuje, wypowiada - to pewnie przypadek, wypadek przy pracy. Normalnie jest to zapewne super mądra osoba, ale ma zniżkę formy, ucisk na neuron czy coś... Ale nie. Dziś już wiem, że głupi nie tylko ten, co głupio robi, jak twierdził Forrest. Głupi ten, co głupi.

WDUPIZM

Ponieważ sama nie umiem wyznawać tej filozofii, buntuję się od małego paluszka po koniuszek włosa na głowie, gdy ktoś umie i korzysta ze wszystkich sił. Choć ostatnio dochodzę do wniosku, że może jest w tym szaleństwie metoda. Z problemem wdupizmu zmierzyłam się już na Fochu .

CHAMSTWO

Drzwi nie przytrzyma, choć widzi, że w rękach i w zębach niosę zakupy. "Dzień dobry" nie odpowie, choć moje było słyszalne, nie wymamrotałam go pod nosem wciśniętym w szalik (to ważne, bo zostało mi niedawno uświadomione, że jestem słyszalna, wcześniej miałam obawę, że mam coś z głową lub z uszami - ja słyszę przecież, że mówię to "dzień dobry", ale skoro mi nie odpowiadają, może to tylko głos w mojej głowie?) - to i wiele innych elementów składa się na chamstwo nasze codzienne. Nie wyrosłam niestety jeszcze z naiwności, że to się kiedyś zmieni, że ludzie po prostu będą takie mini akcje wykonywali, automatycznie, jak roboty. Skoro gacie zdejmują, nim na klozecie zasiądą, to i odrobinę dobrego wychowania okażą, tak po prostu. Pewnie stracę nadzieję po czterdziestce.

[Chór grecki śmieje się ze mnie w głos i śpiewa na monotonną nutę: "O, naiwna dzieweczko"]

BEZMYŚLNOŚĆ

Idzie baba z babą chodnikiem, siaty niosą, pieska prowadzą na smyczce i dziecko za rączkę. Chodnik ma 2 metry szerokości, baby w sumie w biodrach też coś koło tego. No i te żyjące przyległości i martwe siaty. Więc zejść musisz z chodnika, na jezdnię, by procesja przeszła, bo żadna z bab (dziecka nie sposób winić - genów się nie wybiera; pies z drogi złazi, więc najmądrzejszy z tej czwórcy) nie ruszy o milimetr swego ciała, a jeśli ty nie umkniesz, zanurzysz się w biuście którejś z nich... I jeszcze usłyszysz: K..., jak leziesz! To tylko taki obrazek, ale bezmyślność, niestety, dość wszechobecna - ma wiele oblicz. Ludzie niestety nie myślą. Nie biorą pod uwagę, że ich akcja może wywołać reakcję. Że jeśli niosą drabinę i gwałtownie się obrócą - skoszą kilka osób. Może nie oglądają głupich komedii, w których bezmyślność często jest głównym generatorem gagów?

BYLEJAKOŚĆ

Wszystko tak na plujkę, na słowo, na moment. Kiedyś może się i dało sznurkiem przewiązać walizkę i jechać dyliżansem w daleką podróż. Ale dziś już nie trzeba, nie powinno się. Nie mogę pojąć, dlaczego ludzie wolą prowizorkę, rozwiązania nie tyle tymczasowe, co fatalnie krótkofalowe, rozwalające często wszystko dookoła. To wyłazi na przykład w sytuacjach zawodowych - ktoś zrobi, byle było, nieważne, że następny, co po nim przyjdzie, będzie musiał poprawić, bo mu się na głowę posypie. (Tu czytelnik powinien sobie zwizualizować sytuację metaforyczną: piramida z puszek w supermarkecie - puszki u podstawy zostały postawione BYLE JAK! - wszystko się wypnie, przy najmniejszym przeciągu...). Przecież na ogół, koniec końców, poprawić po sobie musi ten, co byle jak zrobił. To nie lepiej od razu porządnie?

[Chór się załamał, patrzy na mnie z powątpiewaniem]

A wasze organizmy na co reagują alergicznie?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.