Bawmy się jak damy!

"Szanuj się", "Nie pozwalaj mu na zbyt wiele za szybko", "Za moich czasów to dziewczęta czekały do ślubu". Śmiać nam się trochę chce dziś słysząc takie porady. Jednak czasami budowanie muru do-zdobycia-ale-dużym-wysiłkiem ma sens. I uatrakcyjnia życie seksualne!

Mam z tyłu głowy historię znajomej, co wyłaziła ze skóry z pożądania, tak ją nowy partner kręcił - ale narzuciła sobie 60-dniowy celibat na początku związku. Nie chciała wyjść na łatwą, to po pierwsze. Po drugie - chciała, by celebrowanie ich pierwszego razu było czymś wyjątkowym. Nie był to jej pierwszy partner, a z niejednym z poprzednich nie czekała przesadnie długo. Z niektórymi nie czekała nawet krótko. A ponieważ czuła, że ten może być kimś wyjątkowym i, kto wie, może tym jednym - uznała, że warto poczekać. Napięcie rosło, było blisko wybuchu, ale się udało. Pierwszy raz, wyczekany (nasze prababki turlają się w grobach ze śmiechu - czekała 60 dni???) był magiczny. Pewnie byłby magiczny i gdyby doszło do niego 55 dni wcześniej. Pytanie tylko, czy wtedy miałaby tak intensywne wspomnienie wszystkiego, co go poprzedziło?

Początki zawsze są niezwykłe. Dlatego warto pozwolić im trwać. Ale dlaczego nie zafundować sobie tych emocji nawet wówczas, gdy początki są gdzieś w dalekiej przeszłości? Trochę się pozakładać, trochę się powymykać, trochę sobie poutrudniać (choć jak wspominałam już kiedyś - trudności się same znajdują, na ogół krzyczą "mamo!").

Cofnijmy się do tych romantycznych czasów...Cofnijmy się do tych romantycznych czasów... Cofnijmy się do tych romantycznych czasów... Cofnijmy się do tych romantycznych czasów...

Przypomnij sobie początki swojego związku. Podniecenie na samą myśl, że za kilka godzin go zobaczysz. Niepewność, bo jeszcze przecież nie ma żadnych stabilnych filarów tej relacji, na razie jest tylko fajnie, ale czy będzie z tego coś więcej? I ta energia erotyczna - chciało ci się kupować nowe majteczki i staniczki, koszulki nocne, przy których rumieniłyby się dziewczyny Donatana. A potem się okazało, że spanie w starym t-shircie jest wygodniejsze. I oczywiście jest. Tylko że może warto w szarzyźnie rzeczywistości wykrzesać trochę tej tajemnicy i niedostępności, połączonej z podniecaniem siebie nawzajem?

Najpiękniejsze i najbardziej intensywne wspomnienia związane z seksem często są zarówno tymi, które miały w sobie niepewność, trochę pierwiastka "czy ja na pewno dobrze robię" zmieszanego z "o matko, straciłam głowę". Jeśli z naszym "starym" chłopakiem nie udaje się już tego ognia wykrzesać, to może pora na dwa miesiące celowej abstynencji? I powrót sexy koszulek, pończoch i obcasów. Bo nowego znaleźć to w sumie żadna sztuka...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.