Wolnoć Tomku w swojej sypialni - do mojej nie musisz zaglądać

Wolnoć Tomku w swoim domku? Och, jakże bym chciała, żeby te słowa były prawdziwe. I żebym mogła spokojnie, we własnej alkowie, robić to, na co mam ochotę. Ale niestety, nawet w seksie bywa tak, że wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej osoby.

Przybywa mi lat, więc swoje w życiu już widziałam i z niejednego pieca (jeśli wiecie co mam na myśli) chleb jadałam. Kocham się kochać i nie mam zamiaru tego ukrywać. I z perspektywy czasu z rozczuleniem wspominam nawet wszystkie pomyłki. Cóż bowiem zrobić, kiedy nowy partner okazuje się rozczarowaniem? Dziś na tę myśli tylko się uśmiecham. Doświadczyłam bliskości, perwersji, zdrady, porzucenia, dominacji, ryzyka, spontaniczności. Seks bywał moją kartą przetargową. Partnerzy byli liczni, a każdy z moich kontaktów był oparty na otwartości, wolności i dobrowolności. Czy kogoś jeszcze muszę przekonywać, jak jest mi dobrze? Ok, to teraz łyżka dziegciu. Bo w całym moim życiu jest tylko jedna rzecz, która się od lat nie zmienia. To nic innego, jak złośliwa, pełna agresji ocena .

Z iloma facetami ona sypia? Szacunku do siebie nie ma. Co on w niej widzi? Pójdzie z każdym, lafirynda jedna. Jej facet wyjechał, a ona od razu daje dupy innemu. Za drinka poleciała, kurwa jedna. Kiedyś każdy epitet skrzętnie notowałam w głowie, dziś nie jestem w stanie zliczyć i przytoczyć, ile się już o sobie nasłuchałam. Choć, przyznam bardzo szczerze, na zmianę złości mnie to i bawi.

Wiem, że nic nie interesuje ludzi tak, jak seks, zwłaszcza cudzy. Ten bawidamek, ta puszcza się na wakacjach, ten jak tylko żona nie patrzy to wiadomo, a tamta co noc wraca do domu z innym. Nie trzeba wychodzić poza pole monogamicznych, trwałych relacji, żeby stanąć pod pręgierzem społecznej opinii. Antykoncepcja według niektórych, co najmniej 'nie przystoi', ktoś za głośno się we własnych ścianach kocha, seks przed ślubem jest grzechem, a po niech służy wyłącznie do spełniania małżeńskich obowiązków. Żal nie wspomnieć moich seks-trójkątów, imprez fetyszowych, klubów swingerskich.

Inni to zbokiInni to zboki Inni to zboki Inni to zboki

Co komu do tego? Tak łatwo przypiąć łatkę innym osobom. Wstyd w sumie wszystkim przypominać, że sama mam prawo o decydowaniu o sobie. Z kim dziś pójdę, to wolność tylko moja i tej drugiej osoby. Tymczasem, co chwilę za swoimi plecami słyszę obraźliwe dla mnie słowa. I każda jedna osoba rości sobie prawo do jedynej, niezbywalnej prawdy.

I tak sobie głośno myślę: dlaczego? Powody pewnie są różne, czasem też nakładają się na siebie.

Własne nieudane życie seksualne . A może jednak: mój seks, którego nie mam. Samotność, smutek, niezaspokojone potrzeby. Tak łatwo to wszystko przenieść na grunt zawodowy i prywatny. Frustracja seksualna, rozczarowanie, nadmierna kontrola i jeszcze większa złośliwość - dokładnie tak śmiejecie się z tych, o których mowa, że są seksualnie nieusatysfakcjonowani.

W tym kontekście uwielbiam jeszcze wybujałe ego . Przerost opinii na swój własny temat. Wyniosłość, nadmierna ambicja, prawo do bezwzględnej krytyki - JA wiem lepiej! Czyżby? Złośliwa raczej nie bywam, ale prawdą czasem w oczy kolę: ta wyniosłość i przesadna duma tak czasem próbuje podreperować własne skrzywdzone ego i ukrywa brak poczucia pewności siebie.

Podwójny standard . Mężczyznom wolno więcej, kobiecie nie wypada. Mężczyzna zdobywa doświadczenia, ja się puszczam. Jestem łatwa, nie szanuję siebie. To taka 'moralność', powiadasz? Zastanawiam się, czego tak naprawdę moi ulubieni strażnicy moralności strzegą: moralności mojej czy swojej? Jakim prawem ktoś wchodzi do mojej sypialni bez zaproszenia? Niestety, sprawy nie ułatwia ani religia, ani presja społeczna. Choć ostatnio wyczytałam - co szalenie mi się spodobało, zważywszy na moje zainteresowania - że religia jest jak penis, można być z niej dumnym, ale pokazywać jej publicznie i narzucać innym, zdecydowanie nie trzeba.

Oczywiście, na koniec i o tym nie zapomnę: brak wiedzy dotyczącej seksualności . Nowe, nieznane praktyki seksualne, urozmaicenia, formy związków - dla tych co nie znają - to wszystko może się jawić zagrożeniem dla dotychczasowego, "bezpiecznego" stylu życia. Stąd do agresji już bardzo niedaleko: skoro nie znam, to się boje, jeśli się boje, to albo gryzę, albo uciekam.

A może warto by było wam powiedzieć, ile seks mnie nauczył? Zgłębiłam wiedzę o sobie, wiem co lubię, czego potrzebuje i na co się nie godzę. Wiem, jak jest ważny dla związku i jak codziennie wpływa na moje samopoczucie. Wiem, kiedy jest prawdziwy, kiedy łączę go z uczuciem i co, jeśli w danym momencie buduję, cementuje. Wiem też kiedy nim manipuluję. Niestety, tak jak nie wszystko złoto co się świeci, tak i czasem nie wszystko jest seksem, co na seks wygląda. Wiem, co mogę nim osiągnąć, kiedy kocham się na zgodę, kiedy używam jako przynęty czy nagrody. Wiem, jakiego partnera seksualnego potrzebuję. Ja i moja seksualność są w zgodzie, jestem wdzięczna za to moim partnerom i tym, którzy uczyli mnie otwartego mówienia o seksie.

Wszystkim złośliwym również bardzo dziękuję, to także dzięki wam wiem, co zyskuję i ile wiem o sobie.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.