Zazwyczaj wystarcza mi 69, ale dziś proponuję 98

Tyle lat ma bohaterka wywiadu, który niedawno przeczytałam i którym chcę się z Wami podzielić. Bo rady dotyczące seksu, związków i miłości, jakich udziela ta "babcia", są po prostu mądre. I prawdziwe. I dowodzą, że warto serio traktować tę sferę życia. Uznajcie to za świąteczny prezent ode mnie...

Pauline, bohaterka wywiadu, ma dziewięćdziesiąt osiem lat, jest matką dwójki dzieci. Była zamężna trzy razy - w 1923, 1941 i 1959. Sam wywiad jest częścią książki "You Can Be Right (or You Can Be Married): Looking for Love in the Age of Divorce" . Książka dostępna jest na razie tylko w wersji angielskiej, ale mamy nadzieję, że ukaże się w Polsce.

You Can Be Right (or You Can Be Married): Looking for Love in the Age of DivorceYou Can Be Right (or You Can Be Married): Looking for Love in the Age of Divorce 

Czy miałaś wielu chłopaków, dorastając w latach trzydziestych dwudziestego wieku?

- Nigdy nie miałam problemów z mężczyznami. Zawsze otaczały mnie całe tabuny. Zawsze.

Trzy razy byłaś mężatką, opowiedz mi o swoim pierwszym mężu.

- Pierwszy raz wyszłam za mąż zaraz po szkole, miałam wtedy siedemnaście lat - cóż mogłam wiedzieć o życiu? Nic! Ten facet nie był dla mnie, ale i tak za niego wyszłam. Jednak to właśnie z nim mam dzieci, więc było warto. Potem się z nim rozwiodłam. Chwilę później wyswatano mnie z pewnym mężczyzną z Chatanooga. To był najbardziej tandetny sukinsyn, jaki kiedykolwiek żył. Więc z nim też się rozwiodłam.

A czego w nim szczególnie nie znosiłaś?

- Podzielę się z Tobą dość intymną sprawą, jego hmmm... dyngusek był bardzo malutki. Więc poszedł na operację i sprawił sobie większego.

Naprawdę za to zapłacił?

- Musiało mu zależeć. Ale i tak nie mogłam z nim zostać.

Dlaczego nie?

- Był strasznym tandeciarzem! Dlatego go zostawiłam i potem wyszłam za Billa. To był cudowny mężczyzna, mówię ci. Idealny. Bardzo bystry. I przede wszystkim - szalał na moim punkcie. Spędziliśmy razem wiele cudownych chwil. Ale umarł... I nigdy już nie wyszłam za mąż. Ale miałam kochanka. Bardzo wyjątkowy człowiek.

Jaki on był?

- Żonaty (śmiech)! Jego córka była żoną mojego brata. Miał firmę odzieżową, jedną zresztą ze sławniejszych, zwłaszcza gdy do masowej produkcji weszły t-shirty. Mieliśmy romans przez wiele lat. Spotykaliśmy się w każdą sobotę i wynajmowaliśmy sobie apartament w hotelu Waldorf Astoria...

Miałaś więc trzech mężów i kochanka. Za którym z tych mężczyzn szalałaś najbardziej?

- Za kochankiem.

Dlaczego?

- Romans jest o wiele lepszy niż małżeństwo, bo możesz go bez problemu przerwać w każdej chwili. Poza tym ten człowiek uczynił moje życie wielce ekscytującym. Nigdy się przy nim nie nudziłam. Lubiłam zawsze mężczyzn, którzy mieli pieniądze, mogli mnie zabierać w fantastyczne miejsca i kupować mi ładne rzeczy. Która kobieta nie lubi? Nie daj sobie wmówić, że są takie.

Zawsze gdy kupował prezent żonie, mi kupował zaraz coś jeszcze lepszego. Kiedyś podarował jej wisiorek - diamentowe serduszko. Następnego dnia przyniósł mi kosztowną diamentową bransoletę. Nawet bardzo kosztowną. Rozumiesz, o co chodzi? Coś za coś. Jego zdaniem nic nie było dla mnie za dobre.

Czyli powinniśmy starać się traktować nasze małżeństwa bardziej jak romanse? Czy taka jest twoja rada?

- Tak! Wtedy wszystko będzie o wiele bardziej ekscytujące.

A jak wyglądał związek twojego kochanka z żoną?

- Nigdy się z nią specjalnie nie dogadywał. Zresztą, może nie nigdy - w sumie, co ja tam wiem. Jej rodzina miała duże pieniądze, byli zaangażowani w przetwórstwo rybne. On nie pochodził z bogatej rodziny, zatem pieniądze mogły być powodem ich małżeństwa. Zawsze rozglądał się za innymi kobietami.

Czy jego żona o tym wiedziała?

- Opowiem ci pewną historyjkę. Kiedyś mieli domek letni w stanie Maine. Pewnego dnia, po drodze tam, zatrzymali sie u mnie w pracy. Pracowałam wtedy w fabryce obuwia. Jego żona przyszła do mojego biura i zapytała, czy nie miałabym ochoty z nimi pojechać. Zdziwiona i nieco oburzona zapytałam, po jaką cholerę miałabym tam jechać. I wtedy ona powiedziała: "Bo on jest bez ciebie taki nieszczęśliwy...". Nigdy tego nie zapomnę.

Pojechałaś ?

- Oczywiście.

Czyli wiedziała cały czas? Zawsze?

- Tak, wiedziała. Ale wiedziała też, że nie może nic z tym zrobić, nie ma szans. Była przemiłą, ale dość brzydką kobietą. W dodatku niezbyt interesującą, bez iskry. Pozostali jednak małżeństwem do jego śmierci. Jestem też pewna, że miał w tym czasie wiele kobiet poza mną.

Czy twój brat i jego żona wiedzieli?

- Tak. Jego córka powiedziała do mnie jakiś czas temu, że wie o moim romansie z jej ojcem. Powiedziała, że szalał na moim punkcie.

Czy miałaś nadzieję, że on opuści dla ciebie żonę?

- Och, kiedy coś mam, chciałabym to mieć na wyłączność. Ale z nim było inaczej - nie mogłabym go poślubić, to wzburzyłoby cała moją rodzinę. A to naprawdę było zbędne. Mój ojciec często pytał, czy jestem szczęśliwa. A ja zawsze potwierdzałam. I on zawsze powtarzał, żebym robiła to, co robię, bo to lepsze niż bycie samotnym i nieszczęśliwym.

Czego jeszcze ojciec nauczył cię o życiu i miłości?

-  Och, mój ojciec to też był niezły kobieciarz. Nie oszukujmy się - w tych czasach każdy facet, który przyjechał do tego kraju i zarobił parę ładnych dolców, był kobieciarzem, zdradzał żonę i korzystał z uroków życia.

A jak było z kobietami?

- W tamtych czasach? Zupełnie inaczej. Teraz jest łatwiej. Teraz wszyscy się puszczają i zdradzają (śmiech)

Czy myślisz, że to dobrze, że jesteśmy bardziej wyzwoleni, zdradzamy i skaczemy z kwiatka na kwiatek?

- Cóż, nie bardzo chciałabym, żeby robiła tak moja córka. Ale gdyby była nieszczęśliwa w małżeństwie, chciałabym żeby szybko się rozwiodła i ułożyła życie z kimś innym. I tak zresztą było. Teraz ma drugiego męża, to naprawdę cudowny człowiek i bardzo w niej zakochany. Ona go bardzo lubi. Nie wiem, czy go naprawdę kocha, ale jest jej w tym związku dobrze.

Czy któryś z twoich mężów cię zdradzał?

- Nie. Choć właściwie powinnam powiedzieć - żadnego na tym nie złapałam (śmiech)!

Porozmawiajmy jeszcze o twoim trzecim mężu, Billu.

- Och, był naprawdę cudowny.

Co sprawiało, że to małżeństwo było takie udane?

Po pierwsze - najważniejsze jest seksualne dopasowanie. Jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to chyba oszalał. Bill był tez bardzo ekstrawagancki, lubił dokładnie takie życie, jakie lubiłam ja. Często chodziliśmy na tańce - uwielbialiśmy to. Lubiliśmy tez wypić dobrego drinka, nawet kilka.

Miał też wielu przyjaciół. Poznałam wszystkich. Wszyscy byli czarującymi oszustami i zdradzali swoje żony. Większość mężczyzn, to zdrajcy. Mogłabym takiego bez problemu znaleźć choćby jutro. Ale mam już dość mężczyzn. Na litość boską, mam dziewięćdziesiąt osiem lat, po cholerę mi mężczyzna? Co on mógłby mi dać i co ja mogłabym dać jemu? Nic.

Jakiej rady udzieliłabyś małżeństwu z dziesięcioletnim stażem, chcącemu nieco urozmaicić swoje życie erotyczne?

- Przede wszystkim mężczyzna nie może w seksie być egoistą. On ma łatwość doznawania orgazmów, zatem powinien skupić się na tym, żeby i ona je miała. To całe "bam, bam, bam i dziękuję madame", to nie jest to, o co chodzi. Ale prawda jest taka, że po dziesięciu latach ciężko jest cokolwiek urozmaicać. Jeśli do tej pory nie było dobrze, to lepiej chyba się po prostu rozwieść. To jedyna droga do szczęścia. Lepiej być singlem. Jeżeli żyjesz z kimś, kto nie daje ci szczęścia, to jest to żałosne. To o wiele gorsze od bycia samotnym.

Czy myślisz, że to niemożliwe, żeby być z kimś szczęśliwym przez pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat?

- Tak. I powiem ci, dlaczego. Przyzwyczajacie się do siebie, wpadacie w rutynę. Starzejecie się i szukacie też zupełnie innych rzeczy w świecie. To staje się nudne, a ja nie znoszę nudy. Trzeba mieć wiele pasji i przede wszystkim wiele żywych uczuć. Bez nich nie ma niczego. Musisz czuć cały czas potrzebę bycia z tym kimś, a on musi czuć to samo w związku z tobą. Musi też być pożądanie, żywe. Nie ma tak, że uprawiacie zawsze seks w poniedziałki. Ma być tak, że on wraca z golfa, brudny, ubłocony i nagle znajdujecie się w sypialni i diablo przyjemnie spędzacie tam czas!

Czyli trzeba zachować spontaniczność?

- Tak, to właśnie spontaniczność jest ważna.

Jaka jest najdziwniejsza rzecz, o jaką poprosił cię mężczyzna?

- Było tego wiele, właściwie WSZYSTKO. Ale podstawa jest taka - jeśli chcesz spełnić prośbę, zrób to. Natomiast jeśli nie chcesz, powiedz jasno, że cię to nie interesuje. To jest proste. Na przykład jeżeli facet powie ci "Obciągnij mi" . Jest wiele kobiet, które to lubią, ba, jest wiele, które to uwielbiają. Niektóre nie znoszą. Tak jak wielu facetów nie cierpi robić tego kobiecie, wyobrażasz to sobie w ogóle? Choć to działa przecież w dwie strony.

Dlaczego miłość umiera?

- Powiem ci, dlaczego. Nieuchronnie ktoś podąży nagle w swoją stronę. Dlatego trzeba mieć tak wiele wspólnego, żeby pozostać w szczęśliwym małżeństwie. Jeżeli on lubi chodzić na tańce, a jego kobieta nie znosi, zrozumiałe jest, że nie trzeba chodzić cały czas razem. Ale to musi być sporadyczne. Jeśli będziesz wiecznie odmawiać, to on w końcu znajdzie kogoś, z kim będzie mógł tańczyć. To się tyczy wszystkich sfer życia. Nawet głupiego wyjścia do baru. Mężczyźni lubią wyskoczyć z domu, jeżeli nie mają w nim co robić. W barze można poznać wielu miłych ludzi. Zanim się zorientujesz, wszędzie gdzie facet pójdzie sam, może kogoś poznać. Dla tego takie ważne jest to, żeby jak najwięcej rzeczy robić razem.

Jak ważne są zatem kompromisy?

- Bardzo. Tak naprawdę, trzeba się całkowicie oddać drugiej osobie. I ona musi zrobić dokładnie to samo. Obydwoje musicie dawać z siebie równie dużo. Na przykład jeśli mężczyzna lubi grać w golfa, jego żona powinna się tego nauczyć. W końcu on będzie spędzał dużo czasu na polu golfowym...

A jeśli kobieta lubi grać w brydża...

- To, do jasnej cholery, on ma się tego nauczyć. To zresztą jest część, ważna część, bycia razem - uczenie się od siebie różnych rzeczy.

Według statystyk, coraz więcej kobiet jest w małżeństwie tą stroną, która prosi o rozwód. To chyba zupełnie inaczej niż w czasach twojej młodości?

- Racja. Świat jest w ogóle zupełnie innym miejscem. Dziś kobiety odnoszą sukcesy na wielu polach. Co więcej, często odnoszą one większe sukcesy niż mężczyźni. Także ich mężczyźni. A niestety tak już jest, że gdy kobieta ma w życiu większe osiągnięcia niż jej mąż, to on traci szacunek do samego siebie. I staje się tylko domowym zwierzątkiem, to nigdy nie jest dobre. Taka jest moja opinia. Mogę się zresztą mylić, wiele razy się w życiu pomyliłam.

Czy sądzisz, że mężczyźni w dzisiejszych czasach zniewieścieli?

- Tak sądzę. Przede wszystkim są o wiele bardziej zainteresowani swoim wyglądem! Naprawdę, o wiele bardziej, niż za moich czasów. Ubierają się zupełnie inaczej. Chodzą regularnie na siłownię. Tak naprawdę to kobiety muszą się starać, żeby za nimi nadążyć.

Chciałabyś być młodą kobietą w dzisiejszym świecie?

- O tak! Bo myślę, że mogłabym nadążyć za każdym i zdobyć każdego mężczyznę. Nie chcę być zarozumiała - nie zrozum mnie źle. Po prostu ja mężczyzn naprawdę rozumiem. Mój ojciec zawsze mi powtarzał: "Gdybym miał u boku taką kobietę, jak ty, mógłbym rządzić światem" . Zawsze miałam to, co chciałam. I mogłabym nadal.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.