Lubię komentarze, nawet te przykre. Mogę się z nich wiele nauczyć

Piszesz w internecie - musisz mieć grubą skórę i dużo dystansu do siebie. Łatwo powiedzieć, trudniej wdrożyć, ale przynajmniej warto spróbować.

Przyznam, że artykuł Ani Konieczyńskiej o 13 typach niemiłych komentatorów wzbudził we mnie mieszane uczucia. Między innymi dlatego, że Ania napisała go w liczbie mnogiej, co mogło sugerować, że jest to opinia całej redakcji - a nie jest, dlatego, że zacytowała komentarze osób, które nie są tu trollami oraz dlatego, że Ania nie wchodzi w dyskusję z czytelnikami, co jest dla nich irytujące. Każda z dziewczyn publikujących na łamach Focha miała okazję przeczytać zarówno konstruktywne, intrygujące jak i przykre opinie na swój temat i swoich tekstów też. Cóż, nadal żyję, mam włosy na głowie i nabieram coraz więcej dystansu do wirtualnej rzeczywistości .

Naturalne jest to, że kontrowersyjny tekst wywoła falę komentarzy, z których wiele może być niemiłych dla autora. Każda z nas musi się z tym liczyć, choć bywa to trudne. Być może czasem lepiej nie czytać komentarzy pod swoimi tekstami. W ogóle. Może tak jest łatwiej. Napisać tekst, wysłać go w internetowy kosmos i zapomnieć o nim, jak o zaliczeniu trudnego przedmiotu na studiach. Ale mnie to nie przekonuje.

Przyznaję, że również popełniałam grzech milczenia. Nie odpisywałam czytelnikom, nie wiedziałam do końca jak sensownie wybrnąć z trudnych sytuacji. Zwłaszcza na początku, kiedy nie miałam jeszcze swojego działu i czułam się bardziej anonimowa niż obecnie. Przyznaję, że w jakiś sposób krępowało i niepokoiło mnie odpowiadanie na nieprzychylne komentarze, które były, są i będą ciemną stroną internetu. Fakt, bardzo przeżywałam wszystkie negatywne opinie i osobiste wycieczki. Znosiłam to słabo. Ale... do wszystkiego można nabrać dystansu. Powoli, z czasem człowiek się tego uczy. Tak samo, jak nauczyłam się odpowiadać trochę z przekorą na nieprzyjemne wpisy. Mieszanka ironii i humoru, to chyba najlepsza recepta na nieprzychylne opinie , tak mi się przynajmniej wydaje.

Powiem szczerze, że lubię czytać komentarze, te negatywne również. Nie dlatego, że jestem jakąś popapraną masochistką, tylko dlatego, że nauczyłam się wyciągać z nich wnioski i nie traktuję ich już osobiście. Jeśli znajdujecie w moich tekstach błędy językowe i mi to wytkniecie, to super. Następnym razem już ich nie popełnię. Jestem dyslektykiem, ale pracuję nad tym problemem. W przeciwieństwie do większości koleżanek w redakcji, poza prowadzeniem bloga milion lat temu, nie miałam doświadczeń w mediach i dziennikarstwie. Mam wykształcenie techniczne i lubię wszystko, co da się ujarzmić Excelem, co jest policzalne, weryfikowalne lub da się opisać matematycznym wzorem. Umysł mam raczej ścisły (nie ściśnięty) niż humanistyczny, więc i tak uważam za sukces fakt, że Redaktor Naczelna zaufała mi na tyle, że piszę do Focha już ponad dwa lata i tych błędów językowych jest w sumie niewiele.

Kogo by tu obsmarowaćKogo by tu obsmarować Kogo by tu obsmarować (CC0/pexels.com) Kogo by tu obsmarować? (CC0/pexels.com)

O ile pozytywne komentarze są zastrzykiem dobrej energii i oczywiście je uwielbiam, to te krytyczne są kubłem zimnej wody, ale dają mi jednocześnie sporo do myślenia. Nie mówię tu o chamskich tekstach z wyzwiskami, które trafiły się każdej z autorek - te olewam, albo jeśli mam natchnienie, to odpisuję w sposób równie miły (niestety wbrew zasadzie nie karmić trolli) .

Nieustanne potakiwanie i głaskanie się po głowach jest na dłuższą metę nudne, a Towarzystwa Wzajemnej Adoracji stają się w pewnym momencie niestrawne jak zleżałe nóżki w galarecie. Lubię konstruktywną krytykę i mocne argumenty, których chętnie wysłucham. Nie uzurpuję sobie prawa do jedynie słusznej racji. Co więcej, w przypadku kilku tekstów, w których przyjęłam jakąś tezę, po krytycznych komentarzach zmieniłam zdanie. Korona mi z głowy nie spadła.

Dyskusje pod tekstami prowokują do myślenia i szukania drugiego dna. Bywają też szalenie inspirujące, do tego stopnia, że kilka razy stały się zalążkiem do napisania kolejnego felietonu. Za ogromną zaletę komentarzy na Fochu uważam to, że przełamałam swojego wewnętrznego introwertycznego dzikusa, że za sprawą rozmów pod tekstami koleżanek z redakcji udało mi się poznać osobiście kilka stałych czytelniczek. Dzięki e. zaczęłam się wspinać. Zaś z anną T urządzimy sobie niebawem spotkanie biurew w Brukseli.

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.