A co ciebie inspiruje do pracy?

Nie ma co się oszukiwać, ale w typowej pracy biurowej trudno się czymś inspirować. Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta, jak rytm w piosence disco-polo: większość czynności jest ściśle zaplanowana i wycelowana w przewidywalny efekt. Na szczęście, nie każdy pracuje w nudnym biurze.

Inspiracja i jej siostra natchnienie są cudownymi zjawiskami. Pojawiają się niespodziewanie jako impulsy, przebłyski albo lampki zapalające się w głowie. Towarzyszy im to fantastyczne uczucie, nowego pomysłu. Każdy, ktokolwiek tworzył coś własnego był pod wpływem tych bezpiecznych używek. Jednak nie każda praca wymaga kreatywności. Są zawody, gdzie bujna wyobraźnia i naturalna potrzeba wychodzenia poza schematy są źle widziane. I tak, kreatywna księgowość w oczach inspektora kontroli skarbowej nie zostanie doceniona.

Na wagaryNa wagary Na wagary /fot. Magda Acer Na wagary /fot. Magda Acer

Będąc młodą biurwą wierzyłam naiwnie (tak bardzo, jak tylko naiwne mogą być marzenia młodych kobiet), że mogę zaproponować jakieś zmiany w resorcie, ubarwić nieco pismo urzędowe inspirując się literaturą piękną. Wpleść kilka sympatycznych epitetów, nadać jego treści kształt, który w choć minimalnym stopniu oddałby emocję chwili oraz moje wewnętrzne zaangażowanie w temat. Jednak w urzędzie nikt nie lubi być zaskakiwany. Tu ceniony jest ład i porządek, prawo i... wystarczy. Literackie potoczyste frazy nie wchodziły w grę. Żadnych nieprofesjonalnych zwrotów typu "Pragnę uprzejmie poinformować", "Chciałbym serdecznie zaprosić" , ponieważ "Pragnąć to można mężczyzny, a chcieć się można napić" - wytłumaczyła mi konkretnie szefowa, zwracając pismo do poprawy. Dokumenty urzędowe muszą być formalne, precyzyjne, bardzo poważne i pełne odwołań do konkretnych przepisów prawa. Czyli taaaakie nudne. Będąc biurwą zaprawioną w boju, mogę tylko podśmiewać się z młodzieńczej naiwności. Te procedury, ścisłe przestrzeganie przepisów KPA i wszelkich terminów mają oczywiście swoje dobre strony. Porządkują biurowy świat, teoretycznie nie dają pola do nadużyć i ułańskiej swobody.

Niemniej - używając słowa typowego dla urzędowej gwary - łatwiej pisze mi się procedury, a kwerendy śmielej się generują, gdy puszczam sobie jakieś inspirujące kawałki - ostatnio najlepiej działa na mnie stare dobre Thievery Corporation. Po prostu lepiej pracuje mi się przy muzyce. Jasne, muzyka nie inspiruje mnie wprost do sporządzania tabel przestawnych w Excelu, nie sprawi, że doznam twórczego objawienia podczas przygotowywania raportu kwartalnego, ale w jakiś przedziwny sposób napędza mój mózg do działania.

Inspirujemy się w SzczecinieInspirujemy się w Szczecinie Inspirujemy się w Szczecinie /fot. Magda Acer Inspirujemy się w Szczecinie /fot. Magda Acer

Inspiracją może stać się cokolwiek, niebanalne zdanie w książce, kształt liścia, zapach powietrza po burzy oraz interesujący ludzie. Artyści chętnie czerpią garściami z natury, która jest inspiracją doskonałą i niewyczerpaną. Cienie rzucane przez drzewa, dźwięki otaczającego świata budzą drzemiące w nas pokłady wyobraźni. Bliski jest mi nurt architektury organicznej, której ideą jest harmonijne wkomponowanie budynków w krajobraz, w taki sposób, żeby stały się jego integralną częścią. Projektowanie z poszanowaniem tzw. genius loci (ducha miejsca). Tworzenie z wykorzystaniem materiałów występujących w otoczeniu, co sprawia, że dom staje się dopełnieniem krajobrazu, a nie szkaradną blizną, czy też wrzodem na plecach dolnych.

Jednym z najbardziej znanych przykładów tego sposobu myślenia o przestrzeni jest "Dom nad wodospadem" Fallingwater zaprojektowany przez amerykańskiego architekta Franka Lloyda Wrighta w 1935 roku dla biznesmena Edgara Kaufmanna. Pierwotnie dom miał pełnić charakter letniej rezydencji w sąsiedztwie wodospadu Bear Run w stanie Pensylwania. Wright był znany ze swego perfekcjonizmu, dlatego prace nad projektem trwały blisko rok. Uwzględniały takie uwarunkowania jak dokładna analiza topografii terenu, pełną dokumentację szaty roślinnej oraz struktury samego wodospadu. Jak to jednak z wielkimi artystami bywa (oraz pozostałymi popełniającymi grzech prokastynacji) Wright miał mnóstwo pomysłów i analiz. Miał też projekt, ale tylko w głowie. Choć w rozmowach z inwestorem przedstawiał ten dramatyczny brak rysunków w sposób nieco bardziej optymistyczny. Mówiąc dosadnie łgał. Biznesmen jak to biznesmen nie był w ciemię bity i postanowił złożyć spontaniczną wizytę w celu zapoznania się z ambitnym projektem. Wright naszkicował plan domu w dwie godziny. Bo nic tak nie kręci jak praca pod presją. Inwestor jednak nie był zachwycony koncepcją, ponieważ oczekiwał domu z widokiem na wodospad , a nie domu który wieńczy wodną kaskadę. Architekt w końcu przekonuje Kaufmanna do swojego projektu i budowa rozpoczyna się na przełomie 1935 i 1936 roku. Droga do celu nie jest usłana różami. Postępy na budowie przerywane są konfliktami między inżynierami, inwestorem a Wrightem. Architekt zagroził (a jednak Foch!), że odejdzie, jeśli w elewacji nie zostanie wykorzystany kamień z pobliskich kamieniołomów. Kaufmann odpuścił, dzięki czemu Wright mógł zrealizować swoją wizję. I bardzo dobrze, że tak się stało, ponieważ dom jest przepiękny. Inspiracja otaczającym krajobrazem jest czytelna i znakomicie się sprawdziła w przypadku tego projektu.

Dom nad wodospadem. proj. Frank Lloyd WrightDom nad wodospadem. proj. Frank Lloyd Wright Dom nad wodospadem. proj. Frank Lloyd Wright /fot. www.wright-house.com Dom nad wodospadem. proj. Frank Lloyd Wright /fot. www.wright-house.com

Ciekawa jestem jakie są wasze inspiracje w pracy i nie tylko, bo przecież nie samą pracą człowiek żyje.

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o:
Copyright © Agora SA