Co mi dała praca w urzędzie, czyli historia pewnych bonusów

Co pani dała praca w urzędzie? Takie pytanie może paść na rozmowie kwalifikacyjnej. I jak na nie odpowiedzieć, żeby wypaść dobrze ? To proste. Trzeba kłamać, kłamać i jeszcze raz kłamać. Bo jakbym miała odpowiedzieć szczerze, to musiałabym powiedzieć, że praca w urzędzie dała mi osiem kilo, trzy dioptrie i bóle w kręgosłupie.

Oczywiście zdobyłam też żółte karteczki i inne sprawności, takie jak sporządzanie pism urzędowych o niskim współczynniku bełkotu, umiejętność rozwiązywania problemów i poruszania się w labiryntach przepisów. Ale to wszystko jest takie oczywiste i banalne. Dlatego dziś napiszę o tym, co zyskujemy spędzając godziny przed komputerem i o tym, że te bonusy wcale nie są takie atrakcyjne.

1. Kilogramy . Przyszły niepostrzeżenie i otuliły mnie ciepłą kołderką fałdek. Zanim zasiadłam za biurkiem wiodłam zupełnie inny tryb życia. Prace, które wykonywałam wcześniej wymagały ode mnie znacznie większych pokładów energii, niż tych które trzeba wykrzesać z palców stukając w klawiaturę. A tu nagle totalna zmiana. Przez pięć dni w tygodniu spędzałam średnio po 10 godzin w biurze. Na początku - czyli przez półtora roku - praktycznie codziennie trzeba było siedzieć po godzinach. Bo umowa była na trzy miesiące i trzeba się było napocić, wykazać, żeby tę umowę przedłużyli na kolejne trzy miesiące. I przyznam, że to siedzenie bokiem mi wyszło. Fatalna była biurowa dieta przekąskowa podlana sosem ze stresu. Wybieganie z domu bez śniadania i wieczorne zajadanie nerwów. Pogrążyło mnie nieracjonalne podejście do posiłków oraz miłość do ciastek i pieczywa we wszelkich odmianach. Bo ja uwielbiam słodkie. Dzień bez Princessy był straconym.

Moje prawdziwe obliczeMoje prawdziwe oblicze Moje prawdziwe oblicze Moje prawdziwe oblicze

I tak tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu było mnie coraz więcej. Ubrania z opiętych stały się za małe, a twarz okrągła jak księżyc w pełni. Był to czas, gdy usłyszałam piękny komplement: "apetycznie wyglądasz" , no tak, apetyt to ja miałam jak smoczyca. Im byłam większa, tym mniej miałam energii i ochoty na jakieś sporty, które wcześniej chętnie uprawiałam. Moją podstawową aktywnością stało się siedzenie. Normalnie przyznałabym sobie medal z siedzenia. Wielki medal z ciasta z kremem waniliowym. Kilogramy zaczęły mi przeszkadzać. Czułam się źle we własnym ciele - jak klucha. Nie miałam energii, męczyłam się wchodząc po schodach. Ale gwoździem do trumny było spotkanie z kolegą, który na mój widok otworzył szeroko oczy i powiedział: "Ale zmężniałaś". No, to mnie otrzeźwiło i skłoniło do podjęcia walki z tłuszczem.

Zderzenie z rzeczywistościąZderzenie z rzeczywistością Zderzenie z rzeczywistością Zderzenie z rzeczywistością

2. Dioptrie . Różne są biurowe pomieszczenia, niekiedy siedzisz na hali z jednym oknem, albo w ciemnej norze i błękit nieba widzisz jedynie na przyklejonej na szafie pocztówce z Egiptu, którą dostałaś od Madzi z windykacji. I od tego mroku i komputera wzrok się psuje. Po dwóch godzinach studiowania tabelek w Excelu albo stawiania kwerend w Accessie oczy są zmęczone jak po maratonie. Zapominamy odwracać wzrok od monitora, przynajmniej raz na godzinę. Żeby oczy odpoczęły i spojrzały gdzieś daleko poza horyzont zdarzeń. Ja zapominałam i po roku pracy w biurze byłam jak ślepa kret. I tak jak kilogramów mogę się pozbyć z gracją damy zrzucającej jedwabny szlafrok, to zbędnych dioptrii za sprawą gimnastyki mi nie ubędzie.

3. Bóle kręgosłupa . Spektakularne siedzenie ma nie tylko zbawienny wpływ na przyrost naturalny pośladków, sprzyja też deformacjom pleców. Spędzając wiele godzin w pozycji siedzącej, na niewłaściwie ustawionym krześle robimy swojemu kręgosłupowi krzywdę. W dodatku zamiast przejść na piechotę trzy przystanki, to wracając z pracy wolałam podjechać tramwajem, albo jeszcze gorzej - samochodem. I w pewnym momencie mój kręgosłup zaprotestował. Zaczął pobolewać lekko, a potem coraz bardziej, tak że nie byłam w stanie wysiedzieć godziny. Nie pomagały już okłady, maści i masaże.

Nie ma ulotek ostrzegających o skutkach ubocznych pracy biurowej. Wraz z umową o pracę nie dostaniemy do podpisania oświadczenia tym, że jesteśmy świadomi spowolnienia metabolizmu w wyniku siedzenia za biurkiem. Nikt nam nie wyśle zestawu kilku prostych ćwiczeń wzmacniających mięśnie pleców, musimy dojść do tego sami. Warto zadbać o siebie zanim będzie za późno. Dlatego za tydzień będzie o tym jak skutecznie się pozbyłam bólów kręgosłupa i kilogramów nabytych w urzędzie.

Ciekawa jestem, co Wy zyskaliście w pracy?

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o:
Copyright © Agora SA