Piąte królestwo, czyli o mojej miłości do grzybów

Nasza ulubiona Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku czasem odrywa się od swojego biurka w urzędzie i rusza do lasu. Zwłaszcza jesienią. Nas urzekła ta opowieść o grzybobraniu i emocjach, które mu towarzyszą.

Dawno dawno temu, w czasach Karola Linneusza były dwa królestwa: zwierzęta i rośliny (Regnum Animale i Regnum Vegetabile ). Do połowy XX wieku grzyby zaliczono do roślin ponieważ były nieruchome i tylko wzrastały pod drzewami lub między niedomytymi palcami. Ale jak je dokładnie przebadano, to się okazało że w ich ścianach komórkowych znajduje się chityna - czyli ten sam polisacharyd, który jest elementem konstrukcyjnym pancerzyków owadów. I to było trochę frustrujące, bo nie za bardzo wiedziano gdzie te organizmy umiejscowić. W styczniu 1969 r. Robert Harding Whittaker opublikował w magazynie Science dość rewolucyjny artykuł "New Concepts of Kingdoms of Organisms" w którym zaproponował podział świata ożywionego na pięć królestw. I jako piąte królestwo wyodrębnił właśnie grzyby*.

Grzyby zbierałam jak to się mówi od małego. I kiedy wchodzę do lasu, to wpadam w mały szał. Moje oczy wypatrują bezwiednie pięknych kapeluszy. Nie potrafię się opanować. Mam wrażenie, że gdy ich szukam to odzywa się we mnie jakaś pierwotna natura zbieracza z epoki wczesnego mezolitu. Emocje, które towarzyszą znalezieniu licznej rodziny borowików są równie wielkie jak te, które są udziałem, tych, którzy wygrywają na wyścigach konnych.

Wiem gdzie mieszkają, wiem kiedy do nich przyjść. Podgrzybki kryją się w borach sosnowych i pod świerkami. Szlachetne prawdziwki wyrosną tak naprawdę wszędzie, często na środku drogi. Koźlaki, a wśród nich najpiękniejsze czerwoniaki lubią brzozowe zagajniki. Nawet w jakiś sposób są podobne do brzóz, też mają czarnobiałe nóżki jak pnie drzew. U mojej koleżanki spod Płońska mówi się na nie "pociechy", ponieważ są takie ładne, że gdy ktoś je znajdzie to odczuwa niestłumioną radość.

Wieczorem po skończonym grzybobraniu, gdy zamykam oczy to widzę poszycie. Śnią mi się te elegancie borowiki, efektowne koźlaki i aksamitne łebki podgrzybków. I już je widzę w occie, suszone albo duszone. Pełne ziemnych aromatów i tajemnic. Rydze smażone na maśle to po prostu poezja. Niestety na Mazowszu i na Mazurach występują już bardzo rzadko (sporo rośnie ich jeszcze na południu Polski). Na szczęście można je kupić pod Halą Mirowską i na Bazarze Szembeka. Pieczarka ani boczniak nie zastąpią smaku leśnych grzybów, które mają w sobie tę dzikość rodem z kniei. Mam nieodparte wrażenie, że w swoich kapeluszach skumulowały ducha drzew pod którymi rosły. Bo grzyby współpracują z drzewami - fachowo nazywa się to mikoryza (czyli znakomita symbioza polegająca na barterowej wymianie wody i soli mineralnych ze strony grzybów na glukozę ze strony drzew).

To, co nas grzybiarzy interesuje to owocniki, podczas gdy właściwy organizm - grzybnia kryje się pod ziemią. Obok Wielkiej Rafy Koralowej największy żyjący organizm na ziemi to właśnie grzyb - Armillaria ostoyae czyli opieńka. Zajmuje powierzchnię blisko 10 kilometrów kwadratowych stanu Oregon w USA. Szacuje się, że może liczyć sobie nawet 8 tysięcy lat.

Na koniec przytoczę przepis Olgi Tokarczuk na Tort z Muchomora Czerwonego z książki "Dom dzienny. Dom nocny".

Trzy dojrzałe barwne kapelusze muchomora

2 i pół szklanki cukru pudru

5 żółtek

kostka masła

cytryna

dwie łyżki rumu

Kapelusze skropić rumem. Utrzeć żółtka z dwiema szklankami cukru pudru i masłem. Dodać drobno posiekana skórkę z cytryny. Przekładać kapelusze masą. Czerwony kropkowany wierzch tortu oblać cukrem zrobionym z reszty cukru pudru i soku cytrynowego.

Jeść powoli. Czekać...

*Pozostałe to: bakterie, protisty, rośliny zielone i zwierzęta - gdyby ktoś chciał wiedzieć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.