Szanuj pracę - patologiczne obrazki z urzędniczego życia

"Szanuj pracę" - tę radę usłyszałam na początku swojej urzędowej drogi (przecież nie napiszę, że kariery) od zaprawionego w biurokratycznych bojach kolegi. "Szanuj pracę" padło, gdy wyskoczyłam z propozycją szybkiego rozwiązania problemu. Okazało się, że swoim podejściem i postępowaniem niebezpiecznie zawyżam wypracowane przez lata standardy. Problem musi dojrzeć, sprawę trzeba przetrawić a pismo musi nabrać urzędowej mocy (czyli poleżeć i skruszeć jak dziczyzna).

Byłam jeszcze naiwna i zdumiona, ale starsi i stojący wyżej w hierarchii urzędnicy, wyjaśnili, mi że jeśli zacznę zbyt szybko pracować, to szef będzie oczekiwał od pozostałych podobnego tempa i wysiłku. Chodzi o to, że Pani Danusia pisze jednym palcem (lewa ręka jest na wiecznym urlopie), a wykresy w Excelu robią jej po znajomości koledzy z pokoju obok. I pani Danusia nie zamierza zmienić swoich nawyków, gdyż pisanie z użyciem kilku palców (a co gorsza dwóch rąk) jest zwyczajnie niezdrowe.

Jednocześnie przy całej tej niezborności należy nieustannie podtrzymywać u szefa wrażenie zapracowania a tym samym uzyskać status osoby potrzebnej a nawet niezastąpionej. Istnieją różne metody na nadanie pracy wyższego priorytetu, rozciągniecie w czasie jej wykonania - dzięki czemu masz zagwarantowane zajęcie na długie dupogodziny.

Krew, pot i łzy

Bicie piany - czyli niezawodny sposób rozdmuchania mało znaczącej sprawy do rozmiarów greckiej tragedii. Dajmy na to zwerbowanie pięciu osób z departamentu na szkolenie pt. "Skuteczne sposoby zniechęcania beneficjentów metodą hipnozy konwersacynej" . Bicie piany jest wykorzystywane najczęściej przez osoby, u których poziom ambicji przerasta poziom inteligencji. Moja koleżanka z pokoju, której nadałam pseudonim Cwana Łasica opanowała tę sztukę do perfekcji. Po pierwsze musisz zostać zauważona: czyli zakładasz szpile, w których biegasz po korytarzu - to ważne, nie chodzisz tylko biegasz. Tupot szpilek jest bardziej medialny niż smętne szuranie w balerinach, poza tym skutecznie robisz wrażenie zarobionej a pośpiech u urzędnika to przecież cecha niezwykle rzadka i poszukiwana. Koniecznie musisz założyć dopasowaną sukienkę w wyrazistym kolorze (niestety neony odpadają), czerwony w zupełności wystarczy i zapadnie w pamięć. W przerwach na bieganie między gabinetem dyrektora, kserokopiarką i pokojem kierownika zaczepiasz przypadkowo napotkanych kolegów i koleżanki, i głośno mówisz.

Opowiadasz o tym "jaka to jesteś zapracowana" i że pewnie znowu będziesz musiała zostać po godzinach. Pamiętaj: mów głośno, każdy w promieniu 20 metrów musi wiedzieć o twoim zarobieniu. Ludzie w uznaniu kiwają głowami doceniając twoje poświęcenie dla kraju. Niestety są też tacy, którzy nie traktują poważnie twojego zaangażowania, ponieważ stawiają na efektywność i jakość pracy, ale tymi się nie przejmuj, ponieważ to nieudacznicy i idealiści, którzy nigdy nie zajdą wysoko w urzędniczej karierze. Mimo wszystko efekty twojej pracy muszą być mierzalne i widoczne, więc wysyłasz 10 maili z wysokim priorytetem, oczywiście każdy do wiadomości Dyrekcji. Dzwonisz, atakujesz, przypominasz o sobie. Zasada jest bardzo prosta: przyrost ilości piany jest odwrotnie proporcjonalny do rangi sprawy. Hitem było atakowanie dyrektora przez pół dnia, żeby zdecydował, który odcień zieleni życzyłby sobie jako tło w prezentacji. Oczywiście rodzi się pytanie, czy dyrektor jest ślepy, skoro pozwala na takie zachowania, czy po ludzku dobry i wyrozumiały?

Cudowne rozmnożenie pracy - najłatwiej jest mnożyć przez dzielenie - niezależnie od tego jak absurdalnie to brzmi, to jednak działa (ale w końcu poruszam tematykę pracy w urzędzie a tam zasady logiki mogą działać nieco inaczej). Dostajesz zadanie do wykonania i dzielisz je sobie na części i każdą z tych części referujesz jako osobne dzieło. Dobrze ilustruje to przykład raportu rocznego. Jak wiadomo rok składa się z czterech kwartałów i 12 miesięcy, więc jak chcesz zaimponować szefowi to stwórz jak największą liczbę tabelek. Robisz raport roczny, ale dodatkowo na tych samych danych generujesz raporty kwartalne i miesięczne. Czyli łącznie z raportem rocznym masz 17 dokumentów. Sukcesywnie przesyłasz dane kierownikowi. Ten jest tobą oczarowany i wnioskuje o premię dla pracownika kwartału. Dostajesz złocony puchar i bon na rajstopy.

Strajk włoski - niektórzy po prostu normalnie pracują w taki sposób. Rozpoznasz ich po tym, że potrafią wpatrywać się przez pół godziny w segregatory w szafie. Woleliby pisać odręcznie gęsim piórem, niestety ku ich zgubie wprowadzono komputery.

Przeciąganie - czyli klasyczny polski sposób: "na ostatnią chwilę" lub dzień po terminie. To metoda szanowania pracy praktykowana przez osoby o temperamencie winniczka. Robisz tak: dwa dni po otrzymaniu zadania od przełożonego (w końcu musiałaś poświęcić wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się z zagadnieniem) informujesz go, że sprawa jest niezwykle skomplikowana, wymaga dalszych prac konceptualnych i najlepiej byłoby zaangażować do tego celu Bartosza, który właśnie ukończył szkolenie pt. "Spychologia w praktyce" i na pewno chętnie pomoże (właśnie zagwarantowałaś łosiowi fuchę na tydzień, bo zauważyłaś, że się nudzi, w dodatku pokazujesz, że nadajesz się do kierowania innymi ludźmi). Na trzy dni przed deadline'm wysyłasz do przełożonego maila z prośbą o przedłużenie terminu rozpatrzenia sprawy. Jesteś sprytna i na wszystko musisz mieć podkładkę - stąd mail, który sobie potem wydrukujesz (kto by tam szanował drzewa). W uzasadnieniu swojej prośby podajesz jakiś merytoryczny argument (żadnych osobistych problemów w stylu: emocjonalne rozchwianie twojego kota, chirurgiczne usuwanie ósemek, leczenie chlamydii).

A teraz zastanów się czy wystarczająco szanujesz swoją pracę.

Wasza (pogrążona w pracy) Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

*Opisane powyżej sytuacje to oczywiście obrazki patologiczne, które chciałam napiętnować. Większość ludzi w mojej instytucji pracuje normalnie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA