W jakim żyjesz czasie - przeszłym, teraźniejszym czy przyszłym?

Są ludzie, których umiłowanym zajęciem jest roztrząsanie przeszłości. Zwłaszcza, gdy ta jest nasycona krzywdą. I nieważne, czy prawdziwą, czy wyimaginowaną. Są tacy, dla których najważniejsze jest to, co tu i teraz. Są wreszcie tacy jak ja. Zapatrzeni w przyszłość. I ślepi na całą resztę.

Nie wiem, skąd się to wzięło, ani nawet kiedy zaczęło. Pierwsze symptomy były delikatne. Dyktowane zdrowym rozsądkiem zwykłe planowanie przyszłości. Klasyczne analizowanie konsekwencji podjętych decyzji, przetykane jednak łatwym, automatycznym odnajdywaniem się w "tu i teraz". Spontaniczność miała wtedy jeszcze coś do powiedzenia. Niezauważalnie przerodziło się to jednak w coś zupełnie innego. W trzymanie ręki na pulsie - nieustanne. Koniec pracy nad każdym projektem automatycznie oznaczał podjęcie prac nad kolejnym. Przy czym najbardziej byłam zadowolona, gdy pierwszy zarys kolejnego projektu powstawał równolegle z nanoszeniem finalnych uwag. Anna Rączkowska ze swoim syndromem prymusa powinna wiedzieć, o jakim stanie piszę . Pośpiech napędzało rozwarstwienie czasów. Bo gdy wiosna zaczynała przeradzać się powoli w lato, ja kończyłam już prace nad projektem tematycznie osadzonym w jesieni. Nie muszę dodawać, że teraz już myślę o Bożym Narodzeniu, prawda? Pod nosem kolęda, na przegubie test zapachu na zimę.

Patrzysz w przeszłość, przyszłość, czy w komputer?Patrzysz w przeszłość, przyszłość, czy w komputer? fot. Konrad Kalbarczyk Patrzysz w przeszłość, przyszłość, czy w komputer? / fot. Konrad Kalbarczyk

Każde moje działanie miało służyć temu, aby dzięki lepszej organizacji czasu w pracy, mieć więcej wolnego czasu dla siebie i ważnych dla mnie osób. Ale gdzieś w tym wszystkim zaplątał się mały błąd. Jeden z trybików okazał się wyszczerbiony i maszyna zamiast pracować w równym tempie, zaczęła przyspieszać. Najczęściej używanym przeze mnie zdaniem stało się: " Przepraszam, ale mam naprawdę dużo pracy".Im intensywniej pracowałam, im bardziej zależało mi na tym, by mieć wreszcie wolny czas, tym mniej go było. Bo nawet gdy nie pracowałam, to w głowie roiłam kolejne plany ulepszeń, przynajmniej na kolejne dziesięciolecie. I tylko sen był wybawieniem. I nikt prócz mnie samej nie był temu winien.

Otrzeźwienie zostało wymuszone przez okoliczności zewnętrzne. Wywieziona do ciepłego kraju, otoczona rozleniwionymi Włochami z upodobaniem powtarzającymi swoje: "piano, piano" , musiałam zwolnić. Na tyle skutecznie, aby dostrzec, że goniąc za przyszłością, chcąc być na nią najlepiej przygotowaną, przeoczyłam wiele ważnych wydarzeń rozgrywających się tuż obok mnie. Mojemu koledze urodziła się piękna córeczka, ale nie wysłuchałam opowieści o zmianach w życiu do końca, gdyż wzywały mnie obowiązki. Przyjaciółka pojechała w swoją pierwszą egzotyczną podróż z mężem, a ja nie zauważyłam kiedy. Dopiero zdjęcia na Facebooku uświadomiły mi, że raczej tegorocznego lata nie spędza na warszawskiej Pradze. O urodzinach innej przyjaciółki, gdyby nie Facebook, także zapomniałabym. Przykładów było znacznie więcej, ale ich wyliczanie nie tylko mnie by znużyło. Zatem katharsis? Możliwe, ale nad wyraz ulotne.

Bo widzicie, gdy po pewnym czasie wróciłam to rzeczywistości szybko przekonałam się, że życie przyszłością ma też i dobre strony. Jest jedynym - chyba - rozwiązaniem, gdy teraźniejszość kaleczy i uwiera. Gdy na przykład dzieje się coś, co, mówiąc łagodnie, razi mą wrażliwość, już myślę o tym, jak wspaniale będzie, gdy się z tego wyplączę. I nie są to rojenia czy swobodne marzenia, tylko konkretny plan i zarys działań, jak wybrnąć z niekomfortowej sytuacji. Gdy jestem w towarzystwie, które szerzy poglądy nasycone pogardą wobec drugiego człowieka, albo udaję się w inną stronę (to polecam gorąco), albo koncentruję się na działaniu, które ma sens, albo zatapiam się w myślach o tym, że karma ich dopadnie - tak, tak, oczywiście w mojej ukochanej przyszłości.

Tak, pewnie już dawno wpadliście na to, co chcę napisać w finale. Gdy przesadnie popadamy czy to w przyszłość, czy to przeszłość - znak to niechybny, że coś złego dzieje się z teraźniejszością. A ponieważ trudno mi teraz jednoznacznie stwierdzić, czy piszę to wszystko ku przestrodze dla innych, czy bardziej dla siebie, pozwólcie, że wykpię się cytatem. Niegłupim za to.

(...) żyjemy więc zawsze w oczekiwaniu czegoś lepszego, i to często zarazem w pełnej żalu tęsknocie za minionym. Rzeczy teraźniejsze natomiast przyjmujemy w poczuciu tymczasowości, uważając je za nic innego, jak tylko drogę do celu. Dlatego to ludzie, spoglądając u kresu swych dni wstecz (...) ze zdziwieniem widzą, iż to, co na ich oczach przechodziło tak niedocenione i mdłe, stanowiło właśnie ich życie - było tym właśnie w czego oczekiwaniu żyli. I tak z reguły przebiega ludzkie życie - człowiek mamiony nadzieją, pląsa wprost w objęcia śmierci."

Arthur Schopenhauer

Więcej o:
Copyright © Agora SA