"Kobiety, przestańmy ranić się nawzajem. Każda może być w roli zdradzanej żony" [LIST]

"Obłapia was z pożądaniem i wmawia, że wypełniacie pustkę w jego małżeństwie. Ale to kłamstwo, tam nie ma żadnej pustki. To on ma problem, ale nie starajcie się być lekarstwem" - apeluje nasza Czytelniczka, dzieląc się swoim przykrym doświadczeniem z bycia "tą drugą".

zdradazdrada Shutterstock Shutterstock

Miałam wtedy zaledwie 19 lat, kiedy nieświadomie zostałam kochanką. Albo pieszczotliwie "tą drugą". Poznałam go, oczywiście, na imprezie. Stereotypowo - on po trzydziestce, całkiem dobrze ubrany, przystojny, a ja młoda, naiwna i podniecona jego zainteresowaniem. Nie było obrączki ani zdjęć żony w portfelu. Nie wspominał o narzeczonej, dziewczynie, wspólnym mieszkaniu. Kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, opowiadał o swojej pracy, podróżach i pytał, gdzie chciałabym studiować. Po dwóch godzinach wymieniliśmy się numerami.

Pisał do mnie często, czasem dzwonił i opowiadał o całym dniu. To nie było trudne, zaimponować dziewiętnastolatce, która dotąd miała tylko jednego poważnego chłopaka, a jej życie kręciło się wokół matury. Zaczęliśmy się spotykać, oczywiście w miarę możliwości. On chodził do pracy, a ja miałam jeszcze szkołę i przygotowywałam się do egzaminów dojrzałości, nomen omen podwójnie. Zabierał mnie na długie wycieczki rowerowe, organizował romantyczne pikniki i zapraszał na kolacje. Czułam się przy nim naprawdę wyjątkowo. Był czuły, dowcipny i opiekuńczy.

Wiedziałam, że nie zostawi dla mnie żony. Nie było o tym mowy, zwłaszcza kiedy dowiedziałam się, że spodziewają się dziecka.

Nic dziwnego, że zaledwie po miesiącu byłam już zakochana po uszy. Nie spałam po nocach, chciałam spędzać z nim każdą minutę i wiedzieć wszystko o jego życiu, pracy, rodzinie. Bez wahania zgodziłam się wyjechać z nim na trzy dni w góry, zaraz po maturze. Bez wahania też poszłam z nim do łóżka, właściwie z niego nie wychodząc. Naprawdę uwierzyłam, że poznałam faceta swojego życia.

Dopiero kiedy wróciliśmy z wyjazdu, okazało się, że czasu miał coraz mniej, a wymówek coraz więcej. Był zmęczony, zapracowany i wiecznie nieobecny. Ciągle dzwonił i pisał, ale widywaliśmy się rzadziej. A ja, głupia i zakochana, siedziałam przed telefonem i gapiąc się w wyświetlacz, próbowałam wymodlić wiadomość.

Nie ma niczego fajnego w byciu kochanką. Młodą dupą, którą wkłada pomiędzy drugie śniadanie i papierosa.

Spotkałam ich dwa tygodnie później. W kinie. Trzymali się za ręce, oboje z obrączkami. Zadowoleni, uśmiechnięci i chyba szczęśliwi. Nie podeszłam, nie zrobiłam sceny zazdrości ani awantury. Odeszłam na bok i czułam jak moje ciało mrowieje i zalewa mnie lodowaty pot. Nigdy wcześniej nie czułam się gorzej. Na dodatek jego żona - zadbana, dojrzała i naprawdę ładna. Niczym nie przypominała stereotypowej żony z dowcipów, raczej wręcz przeciwnie.

Płakałam przez dwa dni, ale kiedy zadzwonił nie potrafiłam go zignorować. Po cichu liczyłam, że jakoś to wyjaśni, że przecież to niemożliwie, bo było nam razem tak dobrze. Całe dwa miesiące z hakiem. Powiedziałam mu o wszystkim, a on po prostu potwierdził i przeprosił. Przeprosił, że ma żonę i że mnie oszukał. I wmówił mi, że przy mnie czuje się szczęśliwszy, że daję mu to, czego nie daje mu już jego małżonka. Uwierzyłam, no jasne. Byłam wyjątkowa, lepsza. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Nie da się zapomnieć o tym, że gdzieś w pustym mieszkaniu czeka na niego żona.

Przez pierwsze dwa, trzy spotkania nie myślałam o tym, że jest żonaty. Byłam zbyt zakochana. Ale świadomość, że dzwoniący kilkakrotnie w ciągu jednego wieczora telefon, nie był wcale firmowy, że nie wraca do pustego mieszkania i że to nie mi wyznaje każdego dnia miłość, gdzieś zaczęła mi ciążyć. Byłam zazdrosna i sfrustrowana. Wiedziałam, że nie zostawi dla mnie żony. Nie było o tym mowy, zwłaszcza kiedy dowiedziałam się, że spodziewają się dziecka. Jak kubeł zimnej wody, dosłownie jak uderzenie wymierzone w policzek. Czułam, że to żałosne. Po prostu upokarzające. Być tą drugą, tą, która nigdy nie będzie pierwsza.

Nie da się zapomnieć o tym, że gdzieś w pustym mieszkaniu czeka na niego żona, wydzwania i ma nadzieję, że on po prostu jest jeszcze w pracy. Poświęca dla niego życie, czas, uczucia, a on bzyka młodą, ładną pannę w hotelowym pokoiku i czuje się z tym świetnie. Na początku chciałam się z nią skontaktować, powiedzieć jej o wszystkim, żeby wiedziała, że ją oszukał, że jest zwyczajnym dupkiem, ale chyba nie miałam na to odwagi. Nie potrafiłabym jej spojrzeć w oczy.

Jego żona nie jest wadliwym, starym egzemplarzem. Jest kobietą, tak jak wy i nie chciałybyście być wtedy na jej miejscu.

Nie ma niczego fajnego w byciu kochanką. Młodą dupą, którą wkłada pomiędzy drugie śniadanie i papierosa. Do której dzwoni zanim wejdzie do klatki. Do której pisze SMS-y, siedząc w łazience. Którą zabiera na wycieczkę rowerową, gdy jego żona wyjeżdża do matki. Z którą się kocha po domowej awanturze, w łóżku, w którym śpi jego żona. Dziewczyną, która chociaż angażuje się emocjonalnie i oddaje mu swoje ciało, w razie przypadkowego spotkania przedstawia jako "koleżankę z pracy".

Nie bądźcie naiwne, stać was na coś więcej, niż na bycie przystanią. Ja do dzisiaj żałuję tej relacji, chociaż długo zajęło mi, żeby całkowicie się z niego wyleczyć. Wiem, to miłe, kiedy widzicie jego wzrok, kiedy komplementuje waszą dziewczęcą urodę i jędrne ciało. Obłapia was z pożądaniem i wmawia, że wypełniacie pustkę w jego małżeństwie. Ale to kłamstwo, tam nie ma żadnej pustki. To on ma problem, ale nie starajcie się być lekarstwem. Jego żona nie jest wadliwym, starym egzemplarzem. Jest kobietą, tak jak wy i wierzcie mi na słowo, nie chciałybyście być wtedy na jej miejscu, czekając samotnie na mężczyznę, którego kochacie, wierząc, że naprawdę musiał dłużej zostać w pracy.

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem są to "Seksolatki" Izabeli Jąderek . Życzymy miłej lektury.]

Wydawnictwo PWNWydawnictwo PWN Wydawnictwo PWN

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.