"Nie jesteśmy do siebie podobne, ale szanujemy te różnice. Tego wymaga przyjaźń" [LIST]

Zgodnie z zapowiedzią inicjujemy cykl Waszych historii o przyjaźni. Wywiad z wybraną parą przyjaciół znajdzie się w książce o przyjaźni, nad którą pracuje Hanna Rydlewska. Zaproście nas do swojego świata.

My (fot. archiwum prywatne)My (fot. archiwum prywatne) My (fot. archiwum prywatne) My (fot. archiwum prywatne)

Chcę wam opowiedzieć historię o "przyjaźni z Internetu". Ja mieszkam pod Warszawą, a Basia w Krakowie. Z Basią poznałyśmy się na forum e-dziecko, w wątku "Czerwcówki 2002" - to było na początku 2003 r. To był wątek dla mam dzieci urodzonych w czerwcu 2002 roku. Stanowiłyśmy fajną ekipę mam z różnych zakątków Polski - Warszawy, Kielc, Krakowa, Lublina.

Basia, taka otwarta na forum, naprawdę okazała się dość cicha i małomówna.

Szybko przestała nam wystarczać znajomość internetowa, więc postanowiłam zorganizować pierwsze spotkanie "w realu", niedaleko Żyrardowa, w pięknej stadninie koni. Było to 1 czerwca 2003 r. Nasze dzieci miały niespełna roczek. Dobrze pamiętam, że Basia, taka otwarta na forum, naprawdę okazała się dość cicha i małomówna.

Potem były kolejne spotkania Czerwcówek, podczas których mogłyśmy się lepiej poznać i zintegrować. Ale też spotkania u siebie w domach i wspólne wyjazdy - nasze rodziny się polubiły, zarówno dzieci, jak i mężowie. Graliśmy razem w scrabble i toczyliśmy długie nocne rozmowy o życiu. Potem zdecydowałyśmy się na wspólny wyjazd na wakacje - my same z dziećmi. I okazało się, że świetnie się dopełniamy. Ja organizuję i sprzątam, Basia gotuje. Nawet żartujemy sobie, że byłybyśmy idealnym małżeństwem.

Czasem nie rozmawiamy ze sobą tygodniami, żeby potem gadać całymi godzinami.

Teraz staramy się spotykać chociaż raz czy dwa w roku. Bardzo żałujemy, że ferie zimowe nigdy nie wypadają u nas w tym samym terminie. Na co dzień mamy Facebooka i telefon, ale czasem nie rozmawiamy ze sobą tygodniami, żeby potem gadać całymi godzinami. Mamy już jednak spory bagaż pięknych wspólnych wspomnień - wyjazd sylwestrowy w Bieszczady i robienie kwiatów z bibuły, moje 40. urodziny niespodzianka, babski wyjazd na Majorkę, koncert Michaela Buble w Krakowie (prezent od Basi!).

Chyba nie jesteśmy do siebie podobne. Mamy czasem zupełnie inne poglądy na różne sprawy - małżeństwo czy wychowanie dzieci. Ale chyba ważne jest to, że staramy się szanować te różnice, unikać spięć i cieszyć się wspólnymi chwilami, które są takie rzadkie. Na początku niewątpliwie połączyły nas dzieci i dziecięce tematy, ale teraz rozmawiamy już na każdy temat, o wszystkim, co jest ważne w życiu. Chyba wiemy o sobie sporo - o swoim dzieciństwie, ulubionej muzyce, chorobach, marzeniach. I obie lubimy serial Grey's Anatomy i włoską kuchnię.

Najbardziej chyba ujęło mnie w Basi to, że jest ona takim spokojnym człowiekiem. Nigdy nie widziałam, żeby była tak wytrącona z równowagi, żeby to było widać na zewnątrz, np. żeby krzyczała na kogoś. A to dla mnie, choleryka, jest godne podziwu. No i uwielbiam to jak Basia gotuje. Robi na przykład najlepsze na świecie tiramisu. Myślę, że Basia jest jedną z pierwszych osób, które dowiadują się o moich problemach - zdrowotnych, w pracy czy rodzinnych. Nie żebym miała jakiekolwiek problemy, oczywiście J Cenię jej spokój i wyważony osąd. A ja jestem gotowa rzucić wszystko i jeszcze dziś pojechać do Krakowa, jeśli by tego potrzebowała.

Monika S. - po czterdziestce, od urodzenia mieszkam w Żyrardowie, pracuję w Warszawie, w dużym wydawnictwie. Mam męża Tomka (bardzo dobrego) i córkę Maję, która jest uczennicą szkoły baletowej.

Zobacz wideo

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to książka "Jak w kabarecie. Obrazki z życia PRL" Andrzeja Klima. Życzymy miłej lektury.]

Foch poleca!Foch poleca! Foch poleca! Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.