Niepłodność - czyli jak stracić "przyjaciół" w dziewięć miesięcy [LIST]

"Chciałam mieć własny dom, potem planowaliśmy ślub i dziecko. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z moim planem" - pisze Czytelniczka, które zmagała się z niepłodnością i depresją. Chce jednak, aby jej historia dodała otuchy tym kobietom, które też walczą o macierzyństwo.

Godzinami planowałam, jak urządzę pokoik dziecięcy (fot. Pexels.com CC0)Godzinami planowałam, jak urządzę pokoik dziecięcy (fot. Pexels.com CC0) Godzinami planowałam, jak urządzę pokoik dziecięcy (fot. Pexels.com CC0) Godzinami planowałam, jak urządzę pokoik dziecięcy (fot. Pexels.com CC0)

Z napisaniem listu nosiłam się już kilka tygodni, ale dopiero gdy przeczytałam dwa inne listy nadesłane do redakcji: jeden o przyjaciołach "Z przerażeniem patrzę na ludzi, którzy obywają się bez przyjaciół" i drugi o niepłodności: "Piszecie o matkach i tych, które matkami nie chcą być. A są jeszcze takie jak ja, walczące z niepłodnością" , aż podskoczyłam - jestem doskonałym przykładem na niedoskonałe połączenie obu tych problemów!

Najpierw dom, potem ślub, a na końcu dziecko!

Historia rozpoczyna się ok. dwa lata temu, kiedy to byłam jeszcze zapiętym na ostatni guzik pod szyją korpoludkiem, z dobrą, stałą pracą, niezłym wynagrodzeniem i narzeczonym na koncie. Taka stabilizacja? Toć to luksus! Stwierdzając, że "lepiej już nie będzie", zdecydowaliśmy się na budowę własnego domu, ślub, i dziecko (dokładnie w tej kolejności).

Na ślubie sześć kobiet w ciąży - oj, posypały się ciąże wśród przyjaciół. Jak to dobrze,  będziemy razem siedzieć na brzegu piaskownicy i wychodzić na spacery. Jako odpowiedzialna, wciąż jeszcze młoda osoba (29 lat), zaprzyjaźniłam się z kwasem foliowym i odstawiłam szkodliwe dla potencjalnego potomka używki. Pierwsze miesiące prób to entuzjazm i radosne wyczekiwanie. W myślach już planowałam kolory ścian w pokoju dziecięcym, w końcu w nowym domu przewidzieliśmy aż dwa! Po kilku miesiącach byłam już zaznajomiona z kalendarzykiem, termometrem i biegałam co chwila do lekarza, by potwierdzić termin owulacji (tak, tak przywilej pakietu medycznego w korpo). Lekarz mówi - do roku takie starania to normalka. Radosne wyczekiwanie zamieniły się w strach i poczucie bezsilności. Mija kolejnych kilka miesięcy.

W pracy nie dostałam awansu, bo wyszłam za mąż.

Tymczasem w pracy zwiększają ciśnienie, przykręcają śruby, by wyrobić 200 procent normy. Nie chcę już pracować po 12 godzin dziennie, chciałabym mieć życie rodzinne, czas dla męża - okazuje się, że jestem głupia i do niczego się nie nadaję. Wyszłam za mąż, więc nie dostaję wcześniej obiecanego awansu, bo przecież zaraz zajdę w ciążę i "zniknę".

W tym czasie większość znajomych par zachodzi w mniej lub bardziej planowane ciąże. Uśmiecham się - gratuluję, ściskam i życzę zdrowia. Coraz bardziej nerwowo reaguję na fundamentalne przy każdym spotkaniu pytanie "Kiedy wy?". Co miesiąc, ten sam emocjonalny rollercoaster: okres - rozpacz, bezsilność, żal (dlaczego to właśnie mnie spotkało!?), gniew, brak sił, by wyjść z domu. Środek cyklu - nowe nadzieje - usilne starania, i precyzyjne wyliczanie dni płodnych. W odpowiednim momencie jadę do męża przez całą Polskę, żeby "zdążyć", żeby tylko tym razem się udało. Mąż czuje się jak byk rozpłodowy - nasz seks ogranicza się do "próbowania tylko w te dni".

W końcu dopada mnie depresja. Tyję 10 kg.

Kupuję śpioszki dla dzieci przyjaciółek - staram się spędzać z nimi czas, mimo że ich radość i rozmowy o ciąży/ dzieciach bardzo mnie ranią. W końcu nie wytrzymuję, pojawia się koleżanka depresja. Tyję 10 kg i nie widzę powodów, aby umyć włosy. Kierują mnie na leczenie. Przez szpital opuszczam ślub przyjaciółki - co przekazuję jej z płaczem w słuchawce - mówi, że rozumie. Z leczenia wysyłam własnoręcznie zrobione kartki urodzinowe dla pociech przyjaciół. Po powrocie przyjaciółka od ślubu informuje mnie, że jest w 12 tygodniu ciąży. Gratuluję, ściskam - lecą łzy, mówię jednak, że zazdroszczę, że też bym tak chciała, że mnie trochę boli, że ja nie mogę.

Powoli wracam do zdrowia -  najpierw umysłu, potem ciała. Zakładam własną działalność, bo muszę jakoś zarabiać. Wyszukuję najlepszego specjalistę od niepłodności w mieście (nie mam już ani pracy ani pakietu medycznego, więc za wszystko płacimy sami). Wysyłam męża na badania - są dobre - idziemy do przodu. Moje badania: są niewielkie przeszkody, ale ponoć da się to wyrównać lekami. Dlaczego do cholery nikt wcześniej nie skierował mnie na takie badania! Jajowody drożne - hurra!

Rodziny z dziećmi nie mają czasu, aby z nami się spotkać. Może też i ochoty.

Chciałabym podzielić się radosną nowiną o szansie nie tylko z mężem, ale i z przyjaciółkami, w końcu mówili, że kibicują. Co słyszę? Nie ma czasu - jedna idzie z dzieckiem na basen, więc może kiedy indziej pogadamy? Kolejna - niestety szkoły rodzenia, kupowanie wyprawki i spotkania z innymi koleżankami "mamami" zajmą cały tydzień, może w przyszłym? Są jeszcze inni przyjaciele, ale na ten spacer nas nie zaprosili - idą z dzieciakami, więc zakładają, że rozmowy o nich, nas nie będą interesować. Nie poddajemy się tak łatwo, zapraszamy ich do nas: w dogodnym terminie z osobnym pokojem dla matki z dzieckiem żeby zapewnić intymność np. podczas przewijania lub karmienia. Spędzają jakieś 45 minut i szybko się żegnają. Chcą spędzać czas tylko we troje. Rozumiem. Staram się rozumieć.

Zrozumiałam też, że będę musiała obyć się póki co bez przyjaciół, bo ci starzy już są w innych "dzieciatych" kręgach znajomych, a na wypracowanie nowych trzeba czasu i przysłowiowej beczki soli. Ta historia na razie nie ma happy endu, ale wciąż mam nadzieję że będę go mogła tu dopisać. Chcę pomóc takim jak ja. O niepłodności (nie mylić z bezpłodnością) prawie się nie mówi, nie pisze, brakuje pomocy i wsparcia psychologicznego, czas to zmienić. Kto wie, może dzięki temu doświadczeniu uda się stworzyć coś dobrego dla innych?

E.

Zobacz wideo

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to zestaw kosmetyków polskiej marki Yope .]

Yope mydło kuchenneYope mydło kuchenne Cała redakcja potwierdza - pachnie pięknie! (fot.materiały prasowe) Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.