"Piszecie o matkach i tych, które matkami nie chcą być. A są jeszcze takie jak ja, walczące z niepłodnością" [LIST]

Staranie się o dziecko może być jednym z bardziej rozkosznych momentów w związku. Ale czasem pragnienie posiadania dziecka przeistacza się w wieloletnią walkę. Jak wygląda in vitro w Polsce? Oto historia Czytelniczki.

CiążaCiąża Fot. pixabay.com Fot. Pixabay.com

Przez FOCHA przetoczyła się ostatnio fala listów o macierzyństwie. Lub jego braku. Były to listy udowadniające wyższość tabelek w Excelu nad wychowaniem. I znów o wyższości wychowania nad karierą. A potem znowu jadowite o braku chęci posiadania dzieci. Można tak w nieskończoność. Foch dzieli kobiety na te, które dzieci mają i są względnie zadowolone oraz takie, które dzieci nie mają i mieć nie zamierzają i krzyczą o tym na całe Internety.

A jest jeszcze trzecia grupa kobiet. To te, które by chciały, ale nie mogą. A więc mamy jeszcze Polkę i jej zmagania z niepłodnością. Z pewnością macie wśród swoich znajomych Izę, Zosię lub Małgosię, która dzieci mieć nie może. Być może coś opowiada. Być może milczy.

Walka z niepłodnością to prawdziwa walka. Nie jest lekko.

Ja chciałam nieco przybliżyć historię kobiet, które starają się o dziecko. I nie jest to beztroski seks bez zabezpieczeń we frywolnych pończoszkach. Nie są to również metody kalendarzykowe. Nie obserwujemy śluzu płodnego. Nie mierzymy temperatury. Drogie panie zapraszam na LEVEL HARD.

Od zawsze miałam nieregularne okresy. Raczej ich nie było niż były. No ale są tabletki antykoncepcyjne, kto by się tam martwił takimi rzeczami jak ma się lat 20 czy 25. Jako osoba dość rozsądna co jakiś czas zaglądałam jednak do ginekologów i wiedziałam, ze mam policystyczne jajniki. W Internecie można przeczytać masę historii o kobietach, które mają PCOS (zespół jajników policystycznych) i zachodzą w ciąże oraz rodzą dzieci. No więc czujność uśpiona... JAKOŚ TO BĘDZIE.

Hurra! Są szanse na naturalne poczęcie!

Nadszedł rok 2010 i zaczęłam poważnie myśleć o dziecku. Praca stabilna, sytuacja finansowa też. Zaczynamy. Najpierw lokalnie (małe miasteczko 80 tys. mieszkańców), na całe szczęście trafiam na życzliwego ginekologa, który wysyła mnie praktycznie od razu do specjalistycznej kliniki. Trafiam zatem do jednej z największych i najlepszych klinik leczenia niepłodności. Na szczęście jest blisko i muszę dojeżdżać tylko 40 km. Wizyta 150 PLN. Lekarz zleca badania (ok. 500 PLN). I oczywiście badania nasienia męża. Potwierdza PCOS, czynnik męski zostaje wykluczony. Są szanse na zajście naturalne wspomagane farmakologicznie.

Zaczynamy łagodnie od CLO. Pierwszy cykl, nie reaguję, drugi cykl zwiększone dawki, nie reaguję, trzeci cykl zwiększone dawki, nie reaguję. (Panie drogie za każdą wizytę płacimy 150 PLN + dojazd). Robimy drożność jajowodów - 550 PLN. Jajowody drożne. Chwila odpoczynku i zaczynamy przygody z hormonem folikulotropowym (to znaczy samodzielne kłucie się w brzuch). Nie wiem kiedy mija rok. Na sześć cykli reaguję na trzy. W szóstym w końcu udaje się zajść w ciążę. Oczywiście ciąża kończy się niepowodzeniem. Jest to ciąża biochemiczna, jest beta HCG, ale niestety zarodka nie widać. Znów mija rok, bo cykle się rozciągają, bo muszę gdzieś wyjechać albo lekarza nie ma, albo znowu coś. Rok przerwy i zaczynam od nowa.

Jednak zapada decyzja o in vitro. Na szczęście jest 2015 rok i program ministerialny.

Po sześciu cyklach stymulacji jajników takimi lekami niestety zostają mi: laparoskopia jajników i in vitro. Oczywiście robię laparoskopię jajników. Łatwo napisać, gorzej przeżyć. Wjazd na łóżku na salę operacyjną i dźwięk włączającej się świetlówki pozostanie do końca w mojej głowie. Jak i usuwanie drenów. Operacja oczywiście nie przyniosła żadnych skutków. Znów zaczynam od nowa. Lekarz zleca jeszcze histeroskopię macicy. Nie ma problemu - 1200 PLN i znów znieczulenie ogólne. Wszystko OK.

Wypełniamy kwity na in vitro. Mamy już rok 2015 i na szczęście jest program ministerialny. Wygląda na to, że minister zdrowia zapłaci nam za procedurę. Jaka to ulga, zważywszy, że za te wszystkie badania, wizyty i leki mogłabym sobie kupić samochód średniej klasy. Na kolejną wizytę mam się stawić po farmakologicznie wywołanym okresie. Jedziemy na kwalifikację, robiąc wcześniej pakiet badań za ok. 600 PLN. Kasa w klinice się kończy. Jest wrzesień 2015. Musimy czekać do stycznia 2016 lub podejść komercyjnie. Czekamy.

Już w grudniu robimy resztę badań za 1000 PLN, bo w międzyczasie weszła nowa ustawa i trzeba zrobić kolejne badania. W styczniu wykupujemy leki (niedrogo, tylko 700 PLN, bo jest refundacja) i zaczynamy procedurę. W sensie ja zaczynam, bo mój mąż ma jedno zadanie, mało obciążające jego organizm. Z każdym zastrzykiem w brzuch coraz bardziej puchnę, co dwa dni jeżdżę na kontrolę i pobranie krwi. O pracy nie ma mowy. Czuję się strasznie.

Procedura ministerialna dopuszcza zapłodnienie sześciu sztuk

Dzień przed punkcją trafiam do szpitala z płynem w otrzewnej, wymiotuję. Nie jestem w stanie stać na nogach. Po punkcji krótka ulga i znów się zaczęło. III stopień hiperstymulacji jajników. Wymioty, ból brzucha nie do wytrzymania, przetaczają mi albuminy, nie jestem w stanie jeść, mam problemy, żeby swobodnie oddychać. Na punkcji pobrano mi wiele pęcherzyków, z czego uzyskano 30 jajeczek (to dużo). Procedura ministerialna dopuszcza zapłodnienie sześciu sztuk. Dziewięć sztuk mrozimy komercyjnie. 1800 PLN za dziewięć komórek jajowych to taki prezent dla nas od nas na Walentynki, które spędzamy w szpitalu.

Po tym wszystkim powoli dochodzę do siebie i czytam m. in. FOCHA. Cieszę się, że świat jest taki kolorowy, że ludzie mają inne problemy.  A jeśli miałabym w jakikolwiek sposób podsumować moje zmagania z niepłodnością to nasuwają mi się trzy punkty:

Teoria względności czasu

Czas płynie tak szybko, że nie wiem, kiedy minęło ostatnie sześć lat. Z drugiej strony każde czekanie na kolejny okres, wyniki badań, informację z laboratorium - sekundy jak minuty, minuty jak godziny.

Zasada pustego portfela

Wszystko już zostało opisane w mojej historii. Wydatki są olbrzymie i naprawdę współczuję ludziom, których nie stać na leczenie. Znam również takie przypadki, kiedy pary biorą kredyt na leczenie.

Wyższy stopień nauki cierpliwości oraz pokora ponad wszystko

Nic nie zależy od ciebie, choćbyś nie wiem jak się starała. Moja rada na dziś?  Jeśli masz dziecko to idź proszę je przytul i powiedz mu, że bardzo je kochasz. Choćby było najbardziej pyskującym stworzeniem na świecie.

Paniom, które dzieci mieć nie chcą, może pomoże czerwona szminka, impreza, kolejna podróż lub napisanie doktoratu. Nie ma co tak krzyczeć na temat istot, których mieć się nie chce. A powoływanie na świat niechcianych dzieci z rozsądku, bo taki przykaz społeczny - naprawdę nie umiem tego skomentować.

Serduszko

Zobacz wideo

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to zestaw kosmetyków polskiej marki Yope .]

Yope mydło kuchenneYope mydło kuchenne Cała redakcja potwierdza - pachnie pięknie! (fot.materiały prasowe) Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.