Dziecko w wózku - najlepszy sposób na ominięcie kolejki?

Matki z wózkami, traktujące innych ludzi jak kręgle, przypominają nieco echa kontrowersyjnego felietonu profesora Zbigniewa Mikołejko "Wózkowe - najgorszy gatunek matki". Nasza Czytelniczka w łagodniejszej formie, ale jednak reanimowała temat roszczeniowości. Pytanie czy na pewno nieuzasadnionej?

Sobota wieczór. Dość duży hipermarket w dość małym mieście. Po lekkiej zaprawie sobotniej, wpadamy na szybko po piwo. Na wprost piwnego świata, na obrzeżach marketu samotna, prawie pusta kasa. Przed nami jeden klient z dwoma czteropakami. Za panią kasjerką, cała ściana obfitująca w fajki. Właśnie wykładałam nasze dwa czteropaki na taśmę, kiedy jakaś baba wjechała mi w tyłek wózkiem. Nie, nie dziecięcym. Sklepowym, pełnym po brzegi, zwieńczonym takimi samymi, szlachetnymi czteropakami.

Napierała wózkiem w stronę kasy, strącając po drodze klientów jak kręgle. Powtarzając koronny argument "dziecko się obudziło"!

Nie chcąc sobie zmącić sobotniego nastroju, usunęłam się nieco, i nie wszczynałam już awantury za obite tyły. Za to pani kierująca wózkiem, najwyraźniej nie doświadczała sobotniego nastroju, gdyż zaczęła od razu łajać, swego boguduchawinnego partnera, prowadzącego wózek, tym razem dziecięcy, z drobnym, rumianym, kilkumiesięcznym pasażerem. "Ależ kochanie", bronił się boguduchawinny, "to tylko dwie osoby". "Patrz!" rzecze na to pani, "obudził się!". Mówiąc to zaczęła napierać wózkiem w stronę kasy, strącając po drodze klientów jak kręgle, w które mogłaby nota bene pograć w tę uroczą sobotę. Powtarzając koronny argument "obudził się", zaczęła kiprować swój koszyk na taśmę. Partner, prowadząc nadal ten ważniejszy wózek, próbował trochę stonować jej zapał. W odwecie dostał prosto w łapy czteropakiem, a pani przejęła honory kierowcy ważniejszego wózka, w którym, obudzony (!!!), leżał sobie słodko uroczy niemowlak. Nie wrzeszczał, nie kwilił, nie awanturował się wcale, mimo że godzina była już późna, ruch spory, poruszenie w kolejce też dość duże.

Stojący grzecznie w kolejce ludzie zaczęli rozpaczliwie szukać wzrokiem kasy z napisem: "dla uprzywilejowanych"!

Nie wiem doprawdy, co zajmuje takie dostojne niemowlaki. Może równoległe pikanie na kasie, może głupie miny poroztrącanych właśnie klientów, może nawet moja, kiedy rozglądałam się za znaczkiem "kasa dla uprzywilejowanych". Wskazał mi go pan z kolejki, z pampersami pod pachą, kiedy zaczęłam spekulować, czy mały się obudził, czy też nie obudził i czy bez względu na to, sytuacja mu zaszkodziła. Ale przywilej, to przywilej.

Gdy ja zaczęłam mieć w kolejce skurcze porodowe, na nikim nie zrobiło to przesadnego wrażenia.

Z tego wszystkiego przypomniało mi się (och, szalona młodości), kiedy w dzień porodu, kupowałam jeszcze naprędce kurę na rosół dla męża, żeby coś miał zjeść biedak, po trudach rodzinnego porodu. Skurcz mnie złapał przy taśmie, na kasie uprzywilejowanej, aż się musiałam zaprzeć wielkim brzuchem o kurze udka. Teraz, jako starsza pani, pewnie bym tak nie kombinowała, że te pierwsze skurcze, to co 30 minut, więc zdążę wymanewrować miedzy sklepowymi półkami. Wymanewrować zdążyłam, zaskoczył mnie ogonek, któremu latało koło ogonka, co mi się tam wyrabia pod sercem.

A wy? Czynicie honory w uprzywilejowanych kasach? Domagacie się honorów? A jeśli się domagacie, macie na to jakiś sprawdzony sposób? Taki, żeby nie pozostawić za sobą zniesmaczenia spragnionych piwoszy.

Karmaiwina

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to 30-dniowy kod do Kinoplex.pl.]

Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Agora SA