Byłam świadkiem Jehowy. Dziś jestem szczęśliwą i spełnioną kobietą

"8 mln ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest manipulowane przez korporację Towarzystwo Strażnica" - pisze Czytelniczka, która odeszła ze zboru. Dla byłych przyjaciół jest już niewidzialna, ale mimo to wciąż chce nawracać. Ale nie w imię religii tylko wolności.

Mam 32 lata. Przez niespełna 29 lat swojego życia tkwiłam w czymś, co kiedyś było dla mnie wszystkim, a później, gdy zrozumiałam, że jestem okłamywana, stało się niczym. Żyłam w świecie, który runął. Wierzyłam w bajkę, w którą wierzy jakieś 8 mln ludzi na świecie. Patrząc na skutki, wydaje mi się, że są manipulowani przez korporację Towarzystwo Strażnica.

Mój list ma ostrzec, rozwiać złudzenia tych, którzy żyją tak, jak każe im Strażnica.

Nie będę się rozpisywać na temat tego, w co wierzą świadkowie Jehowy. Jest pierdyliard materiałów w internecie na ten temat, są też wywiady z byłymi świadkami Jehowy, którzy ujawniają prawdę o tej organizacji. Wszyscy świadkowie Jehowy wierzą z grubsza tak samo. Nie zamierzam wdawać się też we wspomnienia, jak to się stało że byłam świadkiem Jehowy, co wtedy robiłam. To już nieważne. Od 4 lat jestem wolna. Mój list ma inne zadanie - ostrzec, rozwiać złudzenia, dać nadzieję. Jeśli pomoże chociaż jednej osobie - spełni swoje zadanie. Chcę też w miarę możliwości niejako krzyknąć do dawnych znajomych, którzy być może czytają Focha, a z którymi nie mam od odejścia z organizacji kontaktu. Hasło klucz - ostracyzm. Moi dawni przyjaciele i znajomi nie poznają mnie na ulicy. Jestem dla nich kimś, kto już nie żyje.

Jeśli zauważy się jakieś nieprawidłowości, lepiej milczeć niż zgłaszać zastrzeżenia.

Dobrze wiem, jak hermetyczna jest organizacja świadków Jehowy. Jest organizacją - nie boję się jej tak nazwać - totalitarną. Czytając książkę "Rok 1984" Orwella można znaleźć zatrważającą zbieżność. W tej religii nie ma miejsca na wątpliwości, na niezależne myślenie (Orwell nazywa to "myślozbrodnią"). Masz myśleć tak, jak ci każe zbiorowe guru, czyli Ciało Kierownicze Towarzystwa Strażnica. Jeśli coś ci się nie zgadza w tym, co czytasz w literaturze wydawanej przez nich, nie możesz o tym mówić głośno, tylko masz "czekać na Jehowę" (czyli czekać, aż Ciało Kierownicze Towarzystwa Strażnica wyjaśni nieścisłość).

Tutaj nie ma miejsca na niezależność ani wolność. Przekonałam się, że nie ma też miejsca na prawdę.

Świadkowie Jehowy są skrajnie konserwatywni. Kobiety żyją w poniżeniu, z którego - zmanipulowane propagandą - nie zdają sobie sprawy. Córki mają być posłuszne ojcom, głowom rodzin, żony mężom, a samotne dorosłe kobiety starszym zboru. Jeśli kobieta czegoś nie rozumie, ma pytać ojca/męża/starszego zboru. Nie ma tu miejsca na niezależność, na partnerstwo w związku, rola kobiety jest wyraźnie określona. Odeszłam z organizacji, gdy usłyszałam, że nie zawsze ma czyste sumienie. Byłam osobą wierzącą, zarówno w Boga, jak i w organizację. Ale kiedy doszły mnie słuchy, że organizacja prawdopodobnie ukrywała przez lata mieszanie się do polityki (członkostwo w ONZ) mimo deklaracji neutralności; kiedy po raz kolejny zmieniły się interpretacje nauk biblijnych, wykładnia chronologii (dat), a wszystko to okraszone wycieraniem sobie ust Bogiem i jego kierownictwem oraz hejtowaniem wszystkich innych religii jako fałszywych (tylko u nas jest prawda i zbawienie), nie wytrzymałam.

Świadkowie Jehowi słyną z uczciwości. Ale niekoniecznie wobec "odstępców".

Nie potrafiłam dalej w tym żyć. Byłam mężatką, mój ówczesny mąż też był świadkiem Jehowy. Ja dowiadywałam się coraz to nowszych faktów o organizacji, znajdowałam dowody, zarzuty nie do obrony - on tego wszystkiego nie widział. Widział czarne, mówił że to jest białe. W końcu rozstaliśmy się. Od decyzji o rozstaniu do rozwodu minęło kilka miesięcy, przez ten czas z zażenowaniem patrzyłam, jak mnie okrada ze wspólnych rzeczy, jak kłamie na rozprawie pod przysięgą, jak usiłuje jeszcze na koniec oszukać mnie finansowo. A przecież podobno świadkowie Jehowy "słyną z uczciwości". Najwyraźniej nie w stosunku do tzw. "odstępców".

Wśród dawnych znajomych (świadków Jehowy) mam opinię wariatki opętanej przez Szatana. Moi dawni "przyjaciele", "przyjaciółki" krzyczące niegdyś do mnie na spotkaniach towarzyskich "kochamy cię", dzisiaj albo nie poznają mnie na ulicy, albo przechodzą na drugą stronę, albo patrzą morderczym wzrokiem. Jedna "przyjaciółka", z którą 8 lat się przyjaźniłyśmy, poprosiła mnie o spotkanie "pożegnalne", gdy się dowiedziała, że odchodzę z organizacji. Popłakała się i życzyła mi szczęścia, ale spotkana pół roku później na ulicy przeszła na drugą stronę bez słowa.

Świadkowie Jehowy są tak opętani nienawiścią, tak zmanipulowani przez Strażnicę, że gdyby to czasopismo napisało im w artykule, że mają zrobić coś złego, pewnie wierzyliby, że robią to dla Boga. To naprawdę pranie mózgu. Na koniec najciekawsze: organizacja świadków Jehowy straszy odstępców utratą opieki Bożej. Cóż, jestem kilka lat poza organizacją. Moje życie zmieniło się na lepsze, zmieniło się o 180 stopni.

Odeszłam z sekty i jestem szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Gdzie ta klątwa?

Słowo wyjaśnienia: będąc świadkiem Jehowy powinno się przede wszystkim głosić i chodzić na zebrania religijne. Praca zawodowa to konieczność mająca zapewnić zarobki umożliwiające skromne przeżycie, reszta to "sterta śmieci". Jeśli się interesujesz/zajmujesz czymkolwiek poza religią/organizacją, starannie wzbudzane są wyrzuty sumienia za pomocą artykułów w literaturze świadków Jehowy. Tymczasem ja po odejściu z sekty zaczęłam podróżować, poznawać ciekawych ludzi, realizować pasje i zainteresowania, które powstrzymywała sekta. Spełniam się zawodowo. Mam udane życie osobiste - wyszłam drugi raz za mąż, niedawno urodziłam dziecko. Jestem szczęśliwa, spełniona. Nigdy, będąc świadkiem Jehowy nie czułam takiego szczęścia i spełnienia, że aż krzyczeć się chce z radości. Gdzie jest ta klątwa, gdzie ten brak błogosławieństwa, pytam?

Moi drodzy dawni przyjaciele i znajomi. Otwórzcie oczy. Nie dajcie się okłamywać i wykorzystywać. Życie poza może być naprawdę piękne. Otwórzcie się na prawdziwą wolność. Moi drodzy nieznajomi, którzy to czytacie. Nie dajcie się omamić bajkom o raju kiedyś tam w przyszłości. Najlepszym sposobem na przewidzenie przyszłości jest jej tworzenie. Wszystkim serdecznie radzę, twórzcie sami swoją przyszłość w miarę waszych możliwości.

AR

***

Pewne fragmenty listu zostały usunięte ze względu na zbyt daleko idące oskarżenia.

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to 30-dniowy kod do Kinoplex.pl.]

Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.