Pokolenie obojętności. Czy naprawdę dobrą wiadomością jest jedynie zła wiadomość?

Lubimy czytać tylko o tym, że komuś jest gorzej? Cieszymy się z cudzych błędów, bo uczyć się z nich nikt nie zamierza? Obraz świata, jaki kreśli Czytelniczka, jest mało optymistyczny. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że bardziej chce sprowokować do dyskusji niż przekonać, że ma rację.

Ludzi obchodzi teraz niewiele więcej niż, aby "w końcu porządnie się wyspać", cokolwiek niewymagające aktywności mózgu lub ewentualnie czyjeś nieszczęście. Na odrobinę "hejtu" zawsze znajdzie się energia. Komentarze na forach w stylu - "a co mnie to obchodzi?" często pod jednymi z tych niewielu "sympatycznych" listów, pisanych przez kogoś komu wcale nie żyje się tak strasznie i tragicznie. Albo fanpage w stylu "I don't kur** care". Pewnie, najłatwiej wzruszyć ramionami, przyjąć taktykę narzekająco-ale-bardzo-wymagającą, a najlepiej to mieć po prostu wszystko gdzieś i czekać na śmierć.

Aby wzbudzić zainteresowanie lepiej przedstawiać świat jako zepsute miejsce pełne ludzi o zepsutych sercach.

Żeby skupić uwagę lub zainteresować widza/czytelnika wystarczy teraz mówić o złych rzeczach, co media wykorzystują wzorcowo. Po oglądaniu przez 10 lat codziennie wieczorem wiadomości, naprawdę można nabawić się depresji albo lęków paranoidalnych. Nawet jeśli dobro gdzieś tam jeszcze istnieje i tak nie ma na nie zapotrzebowania, więc pokażmy, że cały świat jest niebezpieczny z zepsutymi pozbawionymi serca ludźmi, którzy tylko czekają, żeby wykorzystać słabość/naiwność i zrobić nam krzywdę. Nadal mówmy tylko o tym, wtedy na pewno coś się zmieni na lepsze. Doszliśmy teraz do sytuacji, że nie dostrzegamy "dobrych", "sympatycznych" rzeczy jakie się dzieją dookoła lub jeszcze lepiej - dostrzegamy, ale nas nie obchodzą. Taktyka na przeżycie zamknięto-obronna "zostaw mnie, ja też sam dużo nie mam".

Lepiej, wygodniej jest nie robić nic. To daje możliwość narzekania bez końca.

Ponadczasowy temat braku pieniędzy lub nędznych emerytur. Cejrowski o tym napisał ostatnio na swoim fanpage'u - "dostałem kwitek z ZUS-u, że za 20 lat "grozi mi" 880 zł emerytury". W końcu coś interesującego, komuś innemu jest tak samo źle jak mi. Kilka tysięcy osób to polubiło, poczuło się może przez sekundę lepiej, że problem nie tylko ich dotyczy, ale nawet "ludzi z telewizji", po czym pewnie powróciło do skrollowania. Logiczny wniosek - szmat czasu, w ciągu 20 lat można dokonać wiele i mieć w dupie jakiś ZUS. Rzeczywistość - lepiej przecież nie zrobić nic i świadomie spędzić te 20 lat, mając świetny temat do narzekania. Co Cejrowskiego odróżnia - na końcu dodał "skoro bowiem ZUS proponuje mi emeryturę śmieciową w wysokości 880 złotych, to ja nie uważam za wartościowe wpłacanie czegokolwiek do tej kasy. Lepiej, gdy sam sobie zadbam o emeryturę." Co, zaraz dostanę lawinę komentarzy, że Panu z telewizji łatwo powiedzieć a tobie nie? Tak, tak.

Wracając do meritum, mówiąc tylko o tym, jak jest strasznie tylko się nakręcamy, a media pokazują przecież to, co ludzie chcą oglądać. Co mnie to obchodzi, że jakaś Malala Yousafzai ma 18 lat, a jest już laureatką Pokojowej Nagrody Nobla. Porozmawiajmy lepiej o tym, że 18-letnia córka mojej znajomej ma już dwójkę dzieci, to jest takie ekscytujące, bo każde z innym facetem, a na dodatek aktualny konkubent ją leje. Szacunek to cecha wymarła , kogo to w ogóle obchodzi, że jakiś strażak uratował dziecko z płonącego mieszkania. Skupmy się tylko na tym, ile pieniędzy właściciel musiał stracić , bo nie miał ubezpieczenia i pośmiejmy się, jak bardzo musi mieć teraz przejebane. Gratulacje.

Co z tego, że będziesz starała się być dobrą matką, przecież nie ma w tym nic nadzwyczajnego, pełno takich dookoła.

W skrócie - mam to w dupie, że teściowa cię lubi, że zaczynasz kurs hiszpańskiego, bo naprawdę marzysz o tej wyprawie gdzieś tam, a z językiem będziesz się tam lepiej czuła. Przestań rzygać tęczą i wróć na ziemię, czyjeś nieszczęście jest ciekawsze, wróćmy lepiej do tematu tego sąsiada, któremu coś nie idzie z otwarciem restauracji w Londynie, pewnie wróci szybciej niż się obejrzymy (ha ha) albo ewentualnie do tematu twojej z góry przegranej walki z nową dietą antyhistaminową. Co z tego, że będziesz starała się być dobrą matką, przecież nie ma w tym nic nadzwyczajnego, pełno takich dookoła. Co z tego, że udało ci się osiągnąć coś, na co pracowałaś dwa lata, że piszesz książkę. Założę się, że i tak nie uda ci się jej wydać.

Żyjemy w dobie hejtu. Ale może się jednak mylę. Chciałabym.

Ludzie nie mają teraz czasu na nic poza marudzeniem, a optymizm jest dawno niemodny. Powałkujmy lepiej temat czyjegoś bolesnego rozwodu, mimo że to było 3 lata temu albo czyjegoś tatuażu w widocznym miejscu i podyskutujmy, jak bardzo spieprzył sobie życie. A może zajedziecie mnie w komentarzach, że za bardzo generalizuję i nie jest z ludźmi tak źle? To nie byłaby wcale zła wizja. Podsumowując spostrzeżenia na temat doby "hejtu" - nie chcemy słuchać, że jest ci jest dobrze, że robisz coś, co cię cieszy tylko dla siebie, że miałaś udany dzień, weekend albo, że fiut twojego męża staje na zawołanie. Oops, no to ewentualnie mogłoby kogoś zainteresować.

Natalia

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to książka "Nie tacy oni straszni" Federiki Bosco. Życzymy miłej lektury.]

Foch poleca!Foch poleca! Foch poleca! Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Agora SA