"Byłam tą drugą, ale nie kochanką! Byłam nieżoną" [LIST]

Spotkania tylko w weekendy, ale zapewnienia o miłości tak przekonujące, że trudno nie uwierzyć. Nasza Czytelniczka - szczerze - o tym, jak została tą drugą. Nieświadomie, bez złych zamiarów, za to z bolesnymi konsekwencjami.

Nieżona to ja. Lat 32, praca, dom, dziecko. Byłam tą drugą, ale - broń Boże - nie kochanką. Kochanka wie, że żona gdzieś jakaś jest. Zgadza się na układ dyskretny, cichy, bez przyszłości. Nieżona nie wie. Ale nie tylko ona. Żona też nie wie. Nie wiedzą zatem dwie. Wie tylko on - pan sytuacji. Niczym Bóg kieruje przyszłością i jednej, i drugiej. Bawi się, sprawdza, testuje. Troje to tłok, dodajcie jeszcze dziecko. Mamy zatem cztery osoby. Troje na pewno cierpi/cierpiało. A on? Tego nie wiem. I ta niewiedza powoli mnie zjada. Kęs po kęsie. Po kawałku. Mając do wyboru szczęście czy świadomość, zawsze wybierałam świadomość. Więc cierpię. I to cierpienie wcale nie uszlachetnia. Moje cierpienie upadla i wyzwala najgorsze instynkty - chęć zemsty, złość, nienawiść.

Kochanka godzi na się na dyskretny układ. Nieżona nie wie, że jest tą drugą.

Nieżoną zostałam 1,5 roku temu. Po dość przykrym zakończeniu związku z ojcem mojego dziecka, zjawił się on. Moja pierwsza licealna miłość. Ja skopana, on po przejściach. Jego małżeństwo było fikcją. Tak mówił. Nic ich nie łączy, są w trakcie rozwodu. Broniłam się przed tym uczuciem. Nie chciałam żadnych relacji damsko-męskich. Wystarczała mi relacja mama - dziecko. I na niej byłam skupiona. Starał się. Pomagał mi wylizać rany. Był z nami. Mówił, że nigdy nie przestał mnie kochać. Że zawsze na mnie czekał. Że ja i tylko ja. Uwierzyłam. Bycie nieżoną stało się faktem. Nawet przez chwilę nie przeleciało przez moją głowę, że to wszystko kłamstwa.

Było jak w kiepskich filmach o miłości. Stara miłość, rycerz na białym koniu. Nic tylko budować zamek, płodzić dzieci i na starość - siedząc w bujanych fotelach - popijać herbatę. W końcu wskoczyłam w tę relację. Jak z mostu w głęboką wodę. Wierzyła i ufałam. Mieliśmy swoją małą rodzinkę. Nieżona, dziecko i mąż - nieżony oczywiście. I tak trwaliśmy. Spotkania co weekend, bo pracował w innym mieście. Początkowo mi to nie przeszkadzało, bo praca to praca. A jego to nawet powołanie: Bóg, honor, ojczyzna. Żołnierz, sam o sobie mówił - trep.

Spotykaliśmy się w weekendy, bo on pracował w innym mieście.

I tak miesiąc po miesiącu żyliśmy razem, snuliśmy plany, wychowywaliśmy moją, o przepraszam - mówił NASZĄ małą Żabkę. I właśnie tego najbardziej pojąć nie mogę. Dlaczego tak perfidnie zranił moje dziecko. Dlaczego? Przecież nie ukrywałam go w szafie, nie przypadkiem synek mówił do mnie mamo i mieszkaliśmy razem. On też był z nami. To teraz boli mnie najbardziej.

Zmanipulował mnie do tego stopnia, że przepraszałam za jego błędy.

Czasem pojawiały się małe czerwone kontrolki nad głową - kolejny weekend w pracy, brak czasu, wieczne pretensje. Ale on wszystko tak opowiadał, tak zapewniał, że to ja przepraszałam za wyrzuty. On kłamał, każdego dnia, a ja przepraszałam. Pławił się w moim poczuciu winy, w mojej miłości i w mojej głupocie. Bo jak mogłam nie wierzyć człowiekowi, który siedzi z moją ponad 90-letnia babcią, przywozi jej różaniec z Ziemi Świętej i nawet mu powieka nie drgnie. A przecież ten różaniec to nie przy okazji pracy kupił, tylko z żoną na urlopie był. Ale o tym jeszcze wtedy nie wiedziałam.

Prawda przyszła w te wakacje. Niechciana, nieproszona i brutalna. Zobaczyłam zdjęcie. Najpierw jedno, potem kolejne myślałam, że zwariuję. Zawału dostanę. Sama do siebie mówiłam "spokojnie, Nieżono. Oddychaj. Jak teraz padniesz, to nikt ci nie pomoże. Czterolatek nie wezwie pogotowia. Umrzesz przy stole, przy laptopie, przy zdjęciu, na którym nic się nie zgadza ". Kolejne dni to istne piekło. Biegam, krzyczę, duszę się i nic nie rozumiem. Czym byłam? Po co? Co teraz?

Zadzwoniłam do kobiety, z którą dzieliłam miłość.

I tu robię najbardziej histeryczną i jednocześnie najszczerszą rzecz w moim życiu. Telefon do Żony. Nie oceniajcie mnie. Szczęście czy świadomość? Jeśli ktoś zaczepiłby cię na ulicy i powiedział, że wie, że ktoś cię oszukuje, czy nie chciałbyś znać prawdy? Wszyscy by chcieli. Tacy odważni jesteśmy. Prawda wyzwala, prawda pomaga. Od niego słyszę, że kocha, że przeprasza, że się zagubił. Serio? Półtora roku błądzenia? Że Żona wie, że wszyscy wiedzą, że tylko ja nic nie wiem. Tylko ja? Niezupełnie - nie wie moje dziecko, moja rodzina, moi znajomi, nikt nic nie wie.

Od Żony słyszę natomiast, że ona też nic nie wiedziała. Szok. Znów. I natłok myśli. Długo rozmawiałyśmy - od łez po śmiech. Bo niedowierzanie, ból, i ta nasz głupia miłość i wiara w jego uczucia. Obie czułyśmy się tak samo. Oszukane, zbrukane, bez sił. Mąż miał nas dwie: te same prezenty, te same słowa, te same plany, te same SMS-y i marzenia. Nawet chciał swojemu dziecku dać na imię tak samo. Dla wygody może, żeby się nie pomylić. Nie wiem. Przed rozmową dostałam od niego wiadomość "nadal Cię kocham i jesteś dla mnie bardzo ważna". Po 15 minutach Żona dostała wiadomość " jak mija dzień mojej cudownej Żonce?". Uczuć jakie we mnie były, nie da się opisać. Huragan, śnieżyca, tajfun. Chciałam, żeby to wszystko uderzyło właśnie we mnie. Żeby zniszczyło wszystko co było, wywołało amnezję. Żeby nie bolało, żeby nie pamiętać. Żeby zmyć brud i kłamstwo. I teraz mam prawdę. Chyba, mam. Pełno w mojej głowie pytań, na które nie znam odpowiedzi. Odcięłam się. On. Żona. Oni też. Została pustka.

Nie chcę, by moje dziecko dorastało w świecie, gdzie ludzie przyzwalają na kłamstwo. Gdzie nikt nie wymaga brania odpowiedzialności.

Zanim ocenicie mnie, czy inne kobiety, które są w takiej sytuacji, że awantury robią, że działają jak w amoku, że myślą tylko o zemście lub co gorsza robią to, bo chcą go mieć dla siebie - wstrzymajcie się. Nic bardziej mylnego. Zadzwoniłam, bo nie można pozwalać na traktowanie tak innych ludzi. Bo nie chcę, by moje dziecko dorastało w świecie, gdzie ludzie przyzwalają na kłamstwo. Gdzie nikt nie wymaga brania odpowiedzialności. Gdzie wszystko zamiata się pod dywan. Nawet jeśli mój mały sprzeciw jest teraz pod dywanem, to i tak myślę, że dobrze zrobiłam.

Nieżona

[Od Redakcji: list nagradzamy 30-dniowym kodem do Kinoplex.pl]

Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.