Gdzie ci mężczyźni? Jak znaleźć kandydata na męża?

Są tematy - bumerangi. Samotność, nieudane poszukiwania mężczyzny idealnego i przekonanie, że to INNI są winni. A ponieważ nie znamy odpowiedzi na pytanie postawione nam przez Czytelniczkę, zadajemy je wam.

Wielokrotnie podejmujecie temat związków i relacji damsko-męskich - w takich gustuję. Na innych się nie znam, nie będę się wypowiadać. Tyle że ja się zastanawiam, w ślad za Danutą Rinn, gdzie ci mężczyźni?! To znaczy, niby są, ale w sumie jakby ich nie było.

Powiedzenie, że są jak publiczna toaleta (albo osr****,  albo zajęci) wydaje mi się nadzwyczaj trafne, NIESTETY. Jak tu znaleźć - nie mówię,  że od razu męża chociaż w dalszej perspektywie na pewno - ale na razie przynajmniej jakiegoś miłego, minimalnie zaangażowanego i trochę piękniejszego od diabła osobnika. Takiego, żeby można z nim było coś wspólnie zorganizować. Zaczynając od kawy przez jakiś wyjazd albo kino, albo coś -) Tylko żeby nie trzeba było organizować za niego, tylko z nim.  Jak wiemy, prawie robi wielką różnicę.

Jak tu znaleźć - nie mówię,  że od razu męża chociaż w dalszej perspektywie na pewno (...)

Koleżanki, przyjaciółki singielki i szczęśliwe mężatki mówią, że spokojnie, że jeszcze czas, że się znajdzie, że tego kwiatu to pół światu. Nawet jestem skłonna się zgodzić. Do magicznej 30. jest jeszcze chwila, a współczesna medycyna pomaga w sytuacji, w której fizjologia może kuleć, no cóż. Ale mam trochę wrażenie, że nie ma już w ogóle normalnych, rozsądnych i jednocześnie wolnych. Chyba że są, tylko się boją.

To też opinia zasłyszana, ale godna uwagi: my Kobiety(duże "K" - specjalnie) jesteśmy teraz zbyt samodzielne i niezależne. Mamy mieszkania, samochody, dobre prace, odpowiedzialne stanowiska, pieniądze na kosmetyczkę i zagraniczne wakacje. Oczywiście, nie mamy nikogo u boku, ale to jakieś bardziej niewidzialne, bo przecież świetnie sobie radzimy. TYLKO CZY NA PEWNO. Radzimy sobie, bo nie bardzo mamy inne wyjście, a jak jest słabo dzwonimy po Tatę,  "wujka Mietka", sąsiada albo męża koleżanki (żeby zawiózł, naprawił, odebrał, przykręcił). Bo do powieszenia jednej półki nie będziemy wzywać "fachowca".

(...) nie mamy nikogo u boku, ale to jakieś bardziej niewidzialne,  bo przecież świetnie sobie radzimy.

I tutaj mam pytanie. Czy mam udawać bardziej nieporadną, żeby Panowie się nie bali? Mogę, tylko myślę sobie, że jak chłopak nie głupi to i tak się szybko zorientuje. Więc po co takie zabawy?

Jak przejmuję inicjatywę, a potem czekam na wzajemność w działaniu, to on się tyle zastanawia, co kupić na obiad, że ja go 3 razy ugotuję (i to z deserem). Szlag mnie trafia i dochodzę do wniosku, że jak mam całe życie na coś czekać, to może niech to będzie królewicz. Prawdopodobieństwo takie samo, a upierdliwości mniejsze. Jak nie udaję, to też nic z tego.

Poradź mi drogi Fochu, cóż począć, żeby znaleźć jakiegoś towarzysza?

Renata

[Od Redakcji: List nagradzamy książką Jacqui Marson "Bycie miłym to przekleństwo". ]

Bycie miłym to przekleństwoBycie miłym to przekleństwo Bycie miłym to przekleństwo Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Agora SA