Nie lubię, gdy niektóre kobiety swoje niepowodzenia dnia codziennego zrzucają na okres. Mówią na przykład: "Sorry, wybacz, dziś mam prawo popełnić błąd, bo mam okres". Złości mnie to, sama nie wiem dlaczego.
Zachowuję się trochę jak zołza, zamiast zrozumieć drugą kobietę, okazać jej trochę empatii, denerwuję się i patrzę na nią z pogardą. I nie byłoby się czym chwalić, gdyby nie fakt, że ostatnio sama fatalnie czuję się podczas tych wyjątkowych w kobiecym życiu dni.
Nigdy wcześniej nie byłam tak bardzo opryskliwa dla swojego ukochanego (dziwne, że nadal chce ze mną być). W jednej chwili stwierdziłam, że go nie kocham, wolę żyć sama, że mnie ogranicza, a na jego kontrargument, ze jeszcze wczoraj mówiłam coś zupełnie innego (tak, przed snem zawsze ponosi mnie wyobraźnia, wtedy można się we mnie zakochać) stwierdziłam, ze udawałam. Ha ha.
Stracić faceta, cóż szkoda, ale jak pozbyć się pryszcza, który wyskoczył na czole i wygląda jakbym zderzyła się z futryną? Teraz już wiem, znam całą fazę jego rozwoju, od wzrostu do powolnego zanikania. I niech mi nikt nie obiecuje, że ten proces da się przyspieszyć. Chyba nie miał tego czegoś, co ja - na własnym czole.
Jeszcze jedno, też tak macie, że w czasie okresu czujecie, że wyglądacie jak chodzący, zmiażdżony wór po ziemniakach? I próbuj taki wór ubrać w ładną sukienkę, pomalować. Nie da się i już. Najzabawniejsze jest to, ze za kilka dni świat znowu wydaje się piękniejszy, w mgnieniu oka zapomina się o trudach, które trzeba było znieść. Ewentualnie śladem tego stanu jest mała blizna na czole. I tak do następnego razu.
Przepraszam dziewczyny, którym nie uwierzyłam, ze te 4 dni w życiu każdej z nas, mogą być tak rujnujące dla nas samych i naszego otoczenia.
Anna
[Od Redakcji: List nagradzamy płytą Mai Olenderek "Bubble Town".]
Foch poleca! Foch poleca! Foch poleca!