6 prostych rad, jak skutecznie przytyć - odchudzając się

Tak fantastycznie (i trafnie!) skomplikowanego procesu odchudzania się chyba jeszcze nikt nie opisał! Trzymamy mocno kciuki za naszą Czytelniczkę Magdę - i życzymy, by ubywało jedynie kilogramów, nie poczucia humoru!

Oto niezawodne metody, dzięki którym odchudzając się nieustająco przez ostatnie 10 lat, zamiast schudnąć 5 kg (taki miałam wtedy plan), utyłam 30kg:

1. Walcz z organizmem . Jeśli twój organizm w stresie nie je, przekonaj go, że się myli. Jak trzeba, to użyj siły. Po kilku latach przestanie reagować wymiotami i posłusznie będzie przyswajać pożywienie. Dobrą metodą jest uśpienie jego czujności alkoholem. W końcu wino to nie jedzenie, a jak trochę wypijesz to zazwsze możesz zapomnieć o stresie i zaczniesz być głodna. I w ogóle z jedzenia rób rytuał, przestań zwracać uwagę na to, czy jesteś głodna czy nie. Przecież zawsze wieczorem po pracy trzeba się rozluźnić i zjeść coś pysznego. A to, że nie czujesz głodu? No nie takie problemy się pokonywało

2. Przestaw się na dwa tryby życia. Bycie "przed dietą" albo "na diecie" . Wyklucz stan, w którym mogłabyś się odżywiać normalnie. "Przed dietą" to czas, w którym wpierdzielasz wszystkie niezdrowe i tuczące rzeczy, niezależnie czy jesteś głodna i czy masz na nie ochotę. To nie jest ważne. Ważne jest to, że zaraz zaczniesz reżim, więc trzeba najeść się na zapas. Stanu "na diecie" nie tłumaczę. Ważne jest jednak aby ustawić proporcje. Bardzo dobre rezultaty daje: 300 dni "przed dietą" i 60 dni "na diecie".

3. Ważny jest dzień rozpoczęcia diety . Oczywiście poniedziałek. Ale pod koniec poniedziałku stwierdzasz, że to takie banalne i zaczniesz we wtorek. A potem w czwartek, bo jak zaczniesz w czwartek, to do poniedziałku już trochę schudniesz i oczywiście w pracy zauważą. Jeśli zabawa w dni tygodnia już cię znudzi (w końcu to tylko 7 możliwości), proponuję przetestować dni w miesiącu. Generalnie, oprócz pierwszego dnia miesiąca, nie najlepiej zaczynać w nieparzyste dni. Parzyste są lepsze. Albo okrągłe daty, typu 10, 15 itd. Albo jakieś rocznice. Tu jest trochę możliwości.

4. Bardzo dobrą metodą jest tzw "wszystko albo nic" . Bo odchudzenie to nie jest tylko ograniczenie jedzenia. To jest kompleksowy PLAN, na który składa się restrykcyjnie przestrzegana dieta, ćwiczenia i pielęgnacja ciała. I to wszystko musi dziać się jednocześnie. Każde odstępstwo rujnuje cały plan. Czyli np. zjesz nadprogramowo plasterek ogórka, to już nie opłaca się ćwiczyć ani posmarować balsamem wyszczuplającym. Nie da się. Trzeba przerwać, wrócić na tryb "przed dietą" i pobawić się w grę "dni tygodnia lub miesiąca" aby wrócić do odchudzania. Doświadczenie wskazuje, że powrót do trybu "dieta" zajmuje średnio 1,5 miesiąca.

5. Dieta właściwa. Nie można, tak po prostu, ograniczyć ilości jedzenia czy wyeliminować niektórych produktów. Do diety trzeba podejść profesjonalnie. I najlepiej jeszcze za to słono zapłacić. Na jakich dietach tyje się najszybciej? Oto one:

- Leki hamujące łaknienie . Na receptę ale oczywiście kupowane w internecie. Hamujesz łaknienie skutecznie, przestajesz jeść w ogóle. Przez miesiąc jesteś w stanie przeżyć na jednym jogurcie dziennie. Spadek wagi jest spektakularny, a że przy okazji masz palpitacje serca, krwotoki przy miesiączkach? No proszę cię! Organizm po pewnym czasie przyzwyczaja się i przestaje reagować na lek więc zaczynasz wpierdalać. Jojo spektakularne.

- Jeśli sama wybierasz dietę, to ważne aby była mega restrykcyjna i bardzo minimalistyczna jeśli chodzi o ilość i składniki. Najlepsze są takie typu "tylko gotowany kurczak i różyczka brokuła". Albo w ogóle bez warzyw. Właściwie to po co nam wypróżnianie. Defekacja jest nieestetyczna. A to, że trochę ci zaczyna ciążyć jelito i zaczynasz pachnieć mięsem? Bez przesady... Fantastyczna w takich dietach jest ich restrykcyjność, dzięki której bardzo łatwo się złamać. A przecież "wszystko albo nic". I szybki powrót do trybu "przed dietą".

- Dochodzisz jednak do wniosku, że nie będziesz stosować diet dla wszystkich z "Pani domu". Jesteś wyjątkowa i wymagasz indywidualnego traktowania . Udajesz się więc do dietetyczki. Oczywiście przeżywasz upokorzenie ważenia i mierzenia przez dwudziestolenią anorektyczkę, która ze litością w oczach ogląda twoje oponki itd. A potem z wyższością tłumaczy ci zasady zdrowego żywienia, które - heloł! - od lat masz w małym palcu. I dostajesz rozpisaną dietę. I masz wrażenie, że dietetyczka chciała się za wszelką cenę popisać kreatywnością w tworzeniu bardzo skomplikowanych potraw z maksymalnie dużej liczby składników. Ale nie poddajesz się. Kupujesz tonę przeróżnych produktów i spędzasz godziny pitrasząc pięć posiłków, pakując je w pojemniki itd. I okazuje się, że połowę zakupów musisz wyrzucić, bo np. jutro masz na obiad sałatkę, która składa się z 1/3 puszki tuńczyka, 1 łyżki kukurydzy i połówki awokado. Z resztą tych produktów nie masz co zrobić, bo nie są zaplanowane na najbliższe dwa tygodnie. Zmęczona gotowaniem i wkurwiona wyrzucaniem jedzenia szybciutko wchodzisz w tryb "przed dietą". I szukasz kolejnego sposobu.

- I znajdujesz. Bo przecież tak ciężko się odchudzasz, a w ogóle nie chudniesz. To znaczy, że coś jest z tobą nie tak. Musisz być na coś chora . Wydajesz więc zyliardy - na przykład na testy alergiczne. I okazuje się, że jesteś uczulona na wszystko, właściwie możesz jeść tylko mintaja, mango i kalmary. I popijać to wszystko herbatką owocową. I koniecznie powinnaś robić regularnie płukanie jelita grubego. Wytrzymujesz miesiąc i czując nadal w ustach smak mintaja udajesz się na pizzę wchodząc, tym samym, w swój ulubiony tryb.

6. Jak po kilku latach katorżniczej pracy nad zbiciem 5 kilogramów osiągasz w końcu stan, w którym jesteś o 15 kilo cięższa niż zakładałaś, to jest już z górki. Przestajesz wychodzić z domu, bo nie masz się w co ubrać. Nie masz się w co ubrać, bo w nic się nie mieścisz, a przecież nie będziesz wymieniać garderoby, bo za chwilę schudniesz. Jak już musisz, bo jednak w czymś wypada chodzić, to kupujesz beznadziejne ciuchy w sklepie dla grubych biedaków czyli w Kappahlu. Bo przecież to tylko na chwilę i za chwilę wyrzucisz, więc się nie opłaca kupować lepszych ciuchów. Nie zmienia to faktu, że wyglądasz beznadziejnie i tak się też czujesz. Więc tym bardziej nie wychodzisz z domu. I wymyślasz nowe sposoby na schudnięcie. I powtarzasz punkty od 1 do 5.

Postanowiłam się z tego wyrwać. Trafiłam na fajnego lekarza, który odwiódł mnie od wydania 3 tysięcy złotych na testy genetyczne i ustawił mi żarcie. Nieskomplikowane. I zamierzam się tego trzymać i przerwać to błędne koło. Proszę trzymać za mnie kciuki.

Magda

[Od Redakcji: w najbliższym czasie listy nadesłane do redakcji będziemy nagradzać książkami Simone de Beauvoir "Pewnego razu z Moskwie".]

Foch poleca!Foch poleca! Foch poleca! Foch poleca!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.