Powiedz na kogo głosujesz, a usunę cię ze znajomych

"Nigdy wcześniej nie zaobserwowałam wśród moich równolatków tak dużego i emocjonalnego zaangażowania w wybory" - pisze nasza Czytelniczka. Tyle, że ma to też swoją złą stronę.

Mam trzydzieści lat. Moje zaangażowanie w politykę jest umiarkowane, nie jestem całkowitą ignorantką, ale nie jestem też stale na bieżąco, pewne kwestie bardziej mnie interesują, inne mniej, pewne rzeczy rozumiem dobrze, w innych się nie łapię.

Nigdy wcześniej nie zaobserwowałam wśród moich równolatków tak dużego i emocjonalnego zaangażowania w wybory.

Mam swoje sprecyzowane poglądy, ale nie zawsze znajduję ich odbicie w osobach naszych reprezentantów. Zawsze staram się głosować świadomie, a czasem wiąże się to z brakiem udziału w wyborach lub oddaniem nieważnego głosu. To też jest deklaracja.

Nigdy wcześniej nie zaobserwowałam wśród moich równolatków tak dużego i emocjonalnego zaangażowania w wybory. W poprzednich latach spora część znajomych mówiła otwarcie, że ich to nie interesuje, że nie są na bieżąco, że radzi się rodziców albo w ogóle ma wybory gdzieś. W tym roku jest inaczej i jest to dla mnie bardzo widoczne.

Dorośliśmy, od jakiegoś czasu pracujemy i płacimy podatki, część z nas otarła się o bezrobocie, część pojechała szukać szczęścia poza granicami kraju. Może dlatego niektórzy dotkliwie zrozumieli, że polityka ma przełożenie również na ich życie.

I myślę, że może to przynieść wiele dobrego. Szkoda tylko, że często język tych dyskusji jest przerażający.

A może stało się tak, że do niektórych z nas, zmęczonych i rozczarowanych codziennością łatwo trafiły nośne i wykrzykiwane głośno buntownicze hasła? Nie wiem. W każdym razie, nigdy chyba jeszcze nie słyszałam wśród swoich rówieśników tak ożywionych dyskusji na tematy polityczne.

I myślę, że może to przynieść wiele dobrego. Myślę, że to istotne, żeby pogłębiać swoją wiedzę, swoją świadomość, żeby te nasze wybory rzeczywiście były świadome i przemyślane. Szkoda tylko, że często język tych dyskusji jest przerażający.

Byłam w szoku. Wyzywano się wzajemnie od lemingów, oszołomów i katoli.

Zawsze uczono mnie, że w sprawach poglądów politycznych, czy wyznawanej religii innym należy się po prostu szacunek. Możemy się nie zgadzać, możemy się spierać, ale należy zachować pewne standardy.

Tymczasem niedawno na fejsbukowym profilu kolegi znalazłam wpis: "Jeśli ktoś z Was głosuje na Bronka, to może mnie od razu usunąć ze znajomych". Byłam w szoku. Nie zliczę, ile w międzyczasie przeczytałam wymian zdań, w których wyzywano się wzajemnie od lemingów, oszołomów i katoli. Polityka budzi w ludziach najgorsze instynkty.

Chciałabym jeszcze, żeby przy tej okazji nauczyć się wzajemnego szacunku i kultury wypowiedzi.

A przecież na tym polega demokracja, że ja mogę mieć swoje zdanie, a ty swoje. O co tu się kłócić? Jedna z moich bliższych koleżanek z dzieciństwa ma bardzo konserwatywne poglądy, moje są bardzo liberalne. Obie się z tym nie kryjemy, obie przyjmujemy to do wiadomości i nikt nikogo ze znajomych nie usuwa ani na fejsbuku, ani w realu.

Krótko mówiąc, cieszę się, że coraz więcej moich rówieśników angażuje się w wybory i mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowa fala. Jednak bardzo chciałabym jeszcze, żeby przy tej okazji nauczyć się wzajemnego szacunku i kultury wypowiedzi.

Mam nadzieję, że to kolejny krok, który jest jeszcze przed nami.

Paulina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.