Pomyślałam sobie, że opiszę Wam sytuację, która ostatnio mi się przydarzyła, bo zostawiła mnie ona gdzieś między rozbawieniem, zdumieniem, a wkurwieniem - to takie fochowe!
Spędziłam weekend z mężem u jego dawno niewidzianych znajomych na działce. Było bardzo sympatycznie, na luzie - oprócz nas i gospodarzy były jeszcze dwie pary: nieznane mi wcześniej, ale należące do wspólnego towarzystwa. Ogólnie bardzo mili ludzie i czas mijał nam przyjemnie i bez zgrzytów. No prawie. Bo jedna z pań - nazwałam ją roboczo Ośmiorniczką - dosłownie wyłaziła ze skóry, by pokazać mi (bo nie wiem kogo innego miałoby to zainteresować), że z moim mężem najwyraźniej coś ją kiedyś łączyło, a i dzisiaj to kto wie, kto wie.
W tym celu zwracała się doń czule i pieszczotliwie, ciągle nawiązywała do jakichś wspólnych "a pamiętasz jak", szukała okazji by mojego męża niby to w roztargnieniu objąć, wesprzeć mu głowę na ramieniu, strzepnąć mu coś z ubrania czy otrzeć musztardę z twarzy (niech żyje grill!). No machała tymi mackami i oplatała cały czas - ośmiornica jedna!
Nie robię scen zazdrości publicznie, zresztą zazdrosna nie byłam wcale - raczej obserwowałam te działania z chłodnym zainteresowaniem, bo rzadko stykam się z takim gatunkiem kobiet. Biedny mąż nieco się wił i zerkał czasem na mnie nerwowo, starając się zachować zarówno odpowiedni dystans jak i uprzejmość wobec Ośmiorniczki. Przy pierwszym sam na sam wyjaśnił, że owszem, kiedyś po pijaku całował się z ową panią. No, trudno - może była wtedy mniej oślizgła? Bo urody jej odmówić nie sposób.
Tym, co mnie w całej sytuacji - dość w sumie śmiesznej i bezbolesnej dla mnie - uderzyło, to fakt, że gdyby taka Ośmiorniczka trafiła na kogoś mniej pewnego siebie (i swojego męża) to mogłaby narobić różnych szkód: napsuć krwi, wywołać awanturę, może nawet jakoś nadpsuć czyjś związek? I w imię czego? Własnego dobrego samopoczucia? Potrzeby dominowania? Bycia w centrum uwagi? Bycia najładniejszą w całej wsi (głuchej zresztą)?
Większość kobiet, które znam, nie ma w sobie potrzeby oplatania otoczenia pajęczyną intryg i swoją własną nader wyeksponowaną osobą. Może dlatego, że kumpluję się z babkami, które mają gdzie zaspokoić swoje ambicje? Lubią swoje prace, uprawiają wyczynowo sporty, są świetnymi matkami, robią pyszne konfitury - cholera, cokolwiek robią - spełniają się i nie potrzebują takich małych podłych satysfakcji jak podpierdolenie komuś męża. Choćby tylko na jeden weekend.
Aga