To nie jest kraj dla dobrych kobiet

Młodzi mężczyźni czerpią z internetu wiedzę, która - delikatnie rzecz ujmując - może wyrządzić krzywdę im i ich przyszłym partnerkom.

Trafiłam w internecie na zdumiewający tekst , pod którym roi się od równie interesujących wypowiedzi - wśród radosnych komentarzy przeważają "niebieskiepaski" /użytkownicy deklarujący płeć męską/ - "różowepaski" /jak łatwo się domyślić użytkownicy deklarujący, że są kobietami/ - odzywają się niewiele i raczej nieśmiało. Dlaczego o tym w piszę? Co takiego jest w tym tekście?

Autor tekstu podaje 5 sposobów fabrykowania dowodów stosowanych przez kobiety.

Tekst opisuje niezwykle przebiegłe i wyrachowane zachowanie kobiet w sytuacji, gdy ich małżeństwo się sypie, gdy decydują się na rozwód. Jak to knują, oszukują i generalnie chcą zostawić mężczyznę "gołego", jak nie mają granic w oszczerstwach i fabrykowaniu dowodów - byle tylko zabrać. Wszystko zabrać.

Autor tekstu podaje 5 sposobów fabrykowania dowodów stosowanych przez kobiety i jak sam zaznacza - jest to niepełna ich wyliczanka. Powody te okrasza również radami jak traktować kobietę. Wśród nich m.in.:

"Gdy kobieta mówi że najważniejsze jest wnętrze i miłość, wiedz że mówi to albo z niewiedzy (jest zakochana i młoda, na utrzymaniu rodziców, minie jej), albo kłamie, by nie być uznaną za materialistkę. Dla kobiety gniazdo i dzieci są najważniejsze, a bez Twoich zasobów i pracy nie spełni swoich największych marzeń. Jeśli nawet kobieta była z Tobą pół roku, uważa że należy się jej wszystko, ponieważ Cię "inspirowała" i poświęciła swój bezcenny czas. Twój czas i inspiracje, a zwłaszcza pieniądze, kompletnie się nie liczą."

Ciekawe stwierdzenie - widocznie jestem młoda i zakochana mimo mojej okrągłej trójki z przodu bo właśnie wnętrze cenie sobie w ludziach najbardziej. Dzieci nie mam, ale z doświadczenia wiem, że nie potrzeba ojca, aby je utrzymać i wychować na normalnych ludzi. Jeszcze ciekawsze jest to, że przez lata byłam w związku z mężczyzną, który zarabiał mniej niż ja i jeżeli ktoś miał z tym problem - to on.

"Kobieta kojarzy "nawalenie hormonalne" z zakochaniem, tzw. "chemią", a żeby ją w kobiecie wytworzyć i utrzymać, trzeba wiedzieć jak się to robi. Taka wiedza jest śmiesznie prosta, i polega na zrozumieniu, że każda kobieta czci siłę, która w dzisiejszych czasach nie oznacza mięśni, ale psychikę, umiejętność postawienia granic, traktowanie jej jak dziecka (nie przejmowanie się tym co mówi, cierpliwe prowadzenie jej), i nie pozwolenie na to, by była nas pewna, co najczęściej oznacza koniec pożądania."

No tak, wygląda na to, że od kilku lat jestem porządnie nawalona! Zgodzę się ze stawianiem granic - ponieważ każdy ma do nich prawo i sam powinien decydować, na ile wpuszcza osobę do swojego "ogródka". Ale nie zauważyłam do tej pory, żebym lubiła być ignorowana, lekceważona i prowadzona za rękę. Dzieckiem czasem się czuję, owszem i jestem z tego dumna, związane jest to jednak z wielką radością, swobodą i poczuciem bezpieczeństwa wynikającego ze mnie samej - o tak - czuję się wówczas szczęśliwa jak biegnący po łące berbeć.

A gdybym nie była pewna mojego partnera to po co miałabym z nim być?

I tak oto jak wyżej wymienione przykłady wprawiły mnie w osłupienie, ale zarazem wywołały uśmiech na mojej twarzy - tak jedna z ostatnich rad rozłożyła mnie na łopatki. Chodzi o embargo na seks, które wg autora jest jedną z metod celowego doprowadzenia męża do zdrady.

"Sprawa jest prosta. Jeśli nie ma seksu i tego braku nie tłumaczy siła wyższa (choroba, stan psychiczny po gwałcie), to rozmawiamy, proponujemy terapię. Jeśli żona nie chce, rezygnujemy z relacji, która jest dla nas krzywdząca. Szkoda poświęcać życia na egoistkę, która swoje chcenie stawia ponad dobro ukochanej osoby. Poświęcanie ma sens, jeśli druga strona próbuje nam skompensować w inny sposób nasze cierpienie. Podam brutalny przykład - gdy Twoją żonę boli głowa, nie może tego zrobić dłonią? W czym tkwi problem? Powiem Ci w czym - jeśli kobieta kocha, nigdy nie boli jej głowa. Jeśli kocha i szanuje, nie pozwoli by facet który się o nią troszczy, czuł się niespełniony, rozżalony. Jeśli boli ją głowa i nie chce, reaguje agresją, to po prostu CIĘ NIE SZANUJE. Wbij to sobie do głowy i nie wierz w żadne inne tłumaczenia. Kiedyś, w grzesznej młodości, znałem osobiście mężatki, które katowały męża latami bólem głowy, a wyprawiały takie harce, że wstyd pisać. A może mam jakieś tajemne moce, likwidujące bóle?"

Nie kocham go bardzo, bo migrena nie jest mi obcym zjawiskiem.

No tak, to wszystko takie proste - jak nie jestem chora i nie zostałam zgwałcona, a zwyczajnie jestem przemęczona czy rzeczywiście boli mnie głowa (na migrenę cierpi około 25% kobiet w średnim wieku i dla wiadomości nie poinformowanych - 10% mężczyzn w tej samej grupie wiekowej - dane pochodzą stąd ) i nie mam ochoty na żadne pieszczoty to znaczy, że mojego ukochanego nie kocham - ba! Nie kocham go bardzo, bo migrena nie jest mi obcym zjawiskiem.

Przyznam, że są sytuacje, gdy zdarza mi się warknąć, np. gdy jestem czymś mocno zajęta, a wybrankowi mego serca zbiera się na amory - ale ani ja, ani on nie traktujemy tego jako oznaki braku szacunku.

Można powiedzieć, że przeżywam tekst jakiegoś seksisty. Prawda jest taka, że mi on w żaden sposób nie zagraża. Nie zrobi mi krzywdy. Perspektywa zmienia się jednak w momencie, gdy uświadomimy sobie, że - jak mówi Michał Białek , dyrektor operacyjny serwisu: "Średnią wieku (użytkowników) obstawiałbym na nieco ponad 20 lat". W tym samym artykule możemy się dowiedzieć, że w styczniu tego roku serwis miał 5,3 mln zarejestrowanych użytkowników.

Z moich obserwacji po buszowaniu po serwisie wynika, że to głównie "niebieskiepaski".

Tekst powinien zostać "zakopany" głęboko w ziemi, spalony za szerzenie nienawiści.

Dlatego właśnie ten tekst tak bardzo mnie zbulwersował? Wizja młodych mężczyzn, którzy swoje wyobrażenie o związkach i kobietach budują na tego typu tekstach najzwyczajniej w świecie mnie przeraża. Tekst "wykopany" na stronę główną przez 1349 użytkowników moim zdaniem powinien zostać "zakopany" głęboko w ziemi, spalony za szerzenie nienawiści.

Szczęściem ja nie muszę obawiać się kamer ani mikrofonów (dla wtajemniczonych w całość tekstu Pana "samca"). Chociaż kto wie - może mój wybranek obserwuje mnie uważnie i zastanawia się na jakim etapie planowania rozstania jestem?

(Żartuję Tośku - wiem, że po przeczytaniu tego tekstu mógłbyś co najwyżej uznać go za solidnie "pokopany".)

katkakateczka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.