Referencje w internecie - nie warto być szczerym?

"Wystawiając referencje komuś, wystawiamy tak naprawdę referencje samym sobie" - pisze nasza Czytelniczka. Choć historia przez nią opowiadana - i jej finał w referencjach - trochę nas zastanawia...

Kiedy słyszymy słowo referencje zwykle kojarzy nam się ono z pracą i opinią, jaką wystawia nam były pracodawca. Ale referencje funkcjonują w dzisiejszej rzeczywistości na dużo większa skalę i nie tylko mają się do sfery stricte zawodowej. Osoby, które podróżują i zamiast luksusowych hoteli i wczasów all inclusive, wybierają opcje samodzielnego organizowania wszelakich wypraw znają doskonale serwisy typu couchsurfing, czy na przykład opcje wspólnych przejazdów z blablacarem. Korzyści z takiego podróżowania jest wiele, od możliwości zwiedzania świata za dużo mniejsze pieniądze, po możliwość spotkania wielu ciekawych ludzi i przeżycia niesamowitej przygody. Takie podróżowanie jest w pewniej mierze zawsze nieprzewidywalne i bardziej ekscytujące.

Co w sytuacji, gdy pobyt u hosta, który ma tak fantastyczne referencje okazuje się już nie taki bajeczny?

Teoretycznie wiemy, kto będzie naszym hostem, albo z kim będziemy jechać wspólnie samochodem, bo przecież czytamy w większości fantastyczne referencje, opatrzone pięknymi, radosnymi zdjęciami. Na takich serwisach ludzie nawzajem nie szczędzą sobie komplementów, wręcz zachwycają się, jak cudowny był dany host czy gość, jak niesamowite chwile przeżyli razem i jak bardzo żałują, że całe doświadczenie trwało tak krótko. Czytając takie referencje popadamy w ogólny entuzjazm i pokładamy ogromne nadzieje, licząc na interesującą, ale i bezpieczną przygodę. Ale co w sytuacji, gdy pobyt u hosta, który ma tak fantastyczne referencje okazuje się już nie taki bajeczny czy wręcz okazuje się niebezpieczny?

Nie wysłałam najmniejszego sygnału, że jestem czymkolwiek zainteresowana.

Mój ostatni host, Włoch, u którego spędziłam wraz ze swoją pięcioletnią córką tydzień czasu, mimo pozytywnych referencji i ogólnego zachwytu poprzednich gości, okazał się zupełnie inną osobą niż opisywali to moi poprzednicy. Na wstępie okazało się, że mimo iż usilnie stara się mówić po angielsku to kompletnie nie rozumie, jak ktoś mówi w tym języku. Ale to jeszcze nie jest problem. Od samego początku usiłował mnie całować i dotykać. Próbował coraz to innych pretekstów, byle dorwać się do mojej szyi czy ust, a gdy usiedliśmy na kanapie chwycił mnie tak mocno, że mimo moich ponawianych próśb, nie puszczał. Świadkiem była moja córka, która na szczęście nic nie rozumiała i w dodatku, ku mej radości, była bardzo o mnie zazdrosna. Musiałam użyć siły żeby mieć czym oddychać.

Dodam jeszcze, że nie wysłałam najmniejszego sygnału, że jestem czymkolwiek zainteresowana, a owy Włoch był kompletnie nie w moim typie. Tejże pierwszej nocy wprost zaoferował mi seks i stwierdził, że śpimy razem. Nie chciało mi się uwierzyć, że mimo iż powtórzyłam mu tyle razy, że ma już przestać, dalej nalegał. Następnego dnia doszło do tego, że zaczął opowiadać, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że on zna wszystkich ważnych ludzi w swoim mieście, załatwi mi pracę, a ja z córką z nim zamieszkamy.

Jak napiszę coś złego, to on na pewno napisze coś złego w zamian.

Nie widziałam czy śmiać się czy płakać. Znowu musiałam mu dobitnie powiedzieć, że nie życzę sobie takiego zachowania, i że zupełnie nie po to przyjechałam do Włoch. No i się zaczęło... Wspomniałam, że ten człowiek nie mówił dobrze po angielsku, więc zaczął wypisywać do mnie długie wiadomości przetłumaczone za pomocą translatora, nie wierzyłam własnym oczom, że ktoś kto kompletnie mnie nie zna może mówić takie niestosowne rzeczy. Ale ponieważ kategorycznie odmówiłam seksu zaczął do końca pobytu mnie ignorować i traktować jak powietrze. Było to na pewno lepsze, niż jego próby przyssania się do mnie przy każdej okazji i wiedziałam, że już nic mi nie grozi. Ale wszystko to sprawiło, że czułam się dziwnie i, delikatnie mówiąc, niekomfortowo.

I teraz sedno sprawy. Czy to możliwe, że tyle kobiet, które gościł wcześniej nie doświadczyły tego co ja? Czy faktycznie tylko mnie tak potraktował? Bo kiedy przyszło do wystawienia referencji ogarnęło mnie zwątpienie, co mam napisać. Przecież wcale mi sie jego zachowanie nie podobało i nie chcę go polecać. Ale jak napiszę coś złego, to on na pewno napisze coś złego w zamian.

Po trzech dniach rozterek wystawiłam pozytywną, choć nieco oschłą referencje "mojego" Włocha.

I tak myślę sobie, że wystawiając referencje komuś wystawiamy tak naprawdę referencje samym sobie. W świecie, gdzie wizerunek idealnego życia jaki sami kreujemy za pomocą m.in. mediów społecznościowych publiczne, przyznanie się, że ktoś nas źle potraktował, a my nie mieliśmy najlepszych wakacji ever, byłoby jak rysa na naszym wirtualnym image'u. Wystawiając komuś bardzo dobre referencje liczymy natomiast, że ktoś opisze nas w zamian również w samych superlatywach. I tak wszyscy są zadowoleni, a próżność zostaje zaspokojona.

Ja również po trzech dniach rozterek wystawiłam pozytywną, choć nieco oschłą referencje "mojego" Włocha. Dla czystości sumienia dodałam, że jak ktoś chce dowiedzieć się więcej, mogę napisać prywatną wiadomość. Tak, zrobiłam to dla swojego świętego spokoju i przyznaję, że nie chciałam, aby coś negatywnego pojawiło się przy moim profilu. Przy wyborze następnego hosta nie będę kierować się już jednak tylko referencjami, ale również napiszę prywatne wiadomości do osób, które poznały danego hosta. Ciekawa jestem jak bardzo te opinie pisane prywatnie i niedostępne szerszej publice będą się różnić od tych opublikowanych w internecie.

Monika

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.