Frank, cwaniactwo i nieuczciwość - taki mam świat!

Nasza Czytelniczka z historii o kredytach we franku wysnuwa wnioski, które - cóż... Nie idą znowuż tak daleko.

Przez Facebooka przetoczył się w ten weekend tekst o kredycie we franku , tłumaczący co nieco mechanizmy, które stoją za obecną paranoją. Znajomi wrzucali, lubili i zalecali czytać. Nie mam kredytu we franku, ale przeczytałam i zadumałam się ze smutkiem i rezygnacją nad problemem, który dotyka znacznie poważniejszej dysfunkcji systemu niż sam frank.

Gdy padło mi auto w ciemno zaufałam panom specjalistom i zapłaciłam za wymianę połowy podwozia.

Gdy nie znasz się na czymś, a musisz rozwiązać jakiś swój problem: brak kasy na mieszkanie, naprawa popsutego samochodu czy choćby prozaiczne wypełnienie lodówki - udajesz się do specjalistów, którzy mają ci pomóc twój problem rozwiązać.

Gdy padło mi auto, udałam się do poleconego warsztatu i tam, po wysłuchaniu diagnozy - w ciemno zaufałam panom specjalistom i zapłaciłam niemałe pieniądze za wymianę połowy podwozia. Gdy opowiedziałam tę historię koledze z pracy, popukał się palcem w czoło i powiedział, że też kiedyś miał taki problem z samochodem i wystarczyło wymienić jakiś jeden element - za swoją naprawę zapłacił dziesięciokrotnie mniej niż ja za moją. Nie dociekałam, czy zostałam wyrolowana, czy też nie. Trudno. Samochód nie działał, musiałam go szybko naprawić, nie zastanawiałam się, zaufałam.

Oczywiście - możemy teraz się mądrzyć, że trzeba było nie dać się nabrać, pomyśleć, przekalkulować. Ale proszę

Zakupy spożywcze robię w tym samym sklepie od kilkunastu lat. Pani zza lady mnie zna, mamy taką sztamę, że czasem mi coś zostawi, bo wie, że zakupy robię późnym popołudniem, gdy podstawowe dobra już wykupione. Czasem powie - pani tego nie bierze, bo to kwaśne/stare/niesmaczne, pani weźmie inne. Miło, prawda? Nie powinnam narzekać, ale czasem myślę sobie, że przecież ona to kwaśne/stare/niesmaczne i tak komuś sprzeda. Komuś, kto nie zasłużył sobie na miano stałego klienta, więc jej wszystko jedno. Ma to na stanie, sprzedać musi. A to, że to nie jest pełnowartościowy produkt, to już ją średnio interesuje. Ważne, by się utarg zgodził.

No i te nieszczęsne kredyty we frankach. Gdy czytam, że zarządy banków z pełną świadomością kierowały ludzi na minę, pośrednicy i doradcy wciskali ludziom kit, prezentując fałszywe tabelki i gwarancje, że "złoty już zawsze będzie się umacniać" zalewa mnie krew. Oczywiście - możemy teraz się mądrzyć (zwłaszcza ci wszyscy, co byli tacy bystrzy i kredytu nie brali, a już na pewno nie we frankach), że trzeba było nie dać się nabrać, pomyśleć, przekalkulować. Ale proszę.

Przecież komuś musimy zawierzyć, gdy sami się na czymś nie znamy.

Jeśli ktoś się gnieździł w klitce z teściową (to taka pozytywna wersja, w której jednak miał gdzie mieszkać!) i miał jedną jedyną opcję, by wziąć wówczas kredyt, a miły pan pod krawatem udzielał porad i był wiarygodny (umówmy się, nabrali się na to wszystko nie tylko ludzie bez wykształcenia czy intelektu!), to ja się osobiście nie dziwię. Przecież komuś musimy zawierzyć, gdy sami się na czymś nie znamy. Tak, jak ja uwierzyłam panu z warsztatu - na szczęście nie kosztowało mnie to tyle, co kredyt we frankach Ale pani z warzywniaka, która przekonuje, że jabłuszka słodziutkie, a pomidorki nie zmrożone też wierzymy, bo przecież by nas nie oszukała, prawda?

Wiem, to pewnie naiwność straszna wierzyć tak wszystkim. Ale bez tego człowiek by zwariował. Sam nie jest przecież w stanie być specjalistą w każdej dziedzinie i każdego pomidorka samemu hodować. Rozumiem jeszcze, gdy ktoś nie wie i z czystej niewiedzy wciska ci kwaśne jabłko. Choć i tak uważam, że w takiej sytuacji powinien powiedzieć: nie wiem, nie próbowałam. Ot, uczciwie.

Nie raz się pewnie jeszcze przejadę na swojej naiwności, nie ja jedna.

Obrzydliwie jest dla mnie to, że ludzie w pełni świadomie wprowadzają innych w błąd, bo chcą na tym zarobić. Obrzydliwie jest dla mnie to, że tacy ludzie są bezkarni, a - co więcej - w opinii wielu funkcjonują jako cwani i obrotni, z głową na karku i smykałką do interesu.

Nie raz się pewnie jeszcze przejadę na swojej naiwności, nie ja jedna. Mam nadzieję w takich sytuacjach, że jest jakaś karma na tym świecie. Że tym panom z zarządów banków i tym wszystkim nieuczciwym krawatowcom, co wciskali ludziom kredyty z pełną świadomością, jaką im robią krzywdę (ale w myślach już planowali Seszele za prowizję) kiedyś stanie się coś, co im każe zadumać się nad swoim postępowaniem. Na początek - niech spadnie im na stopę coś ciężkiego. I niech im w bólach zejdzie paznokieć!

Majka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.