Dlaczego stereotypy są niebezpieczne - dekonstrukcja "Kobiety dzielą się na cipcie i suki?? Marcina Kasprzaka

Tekst Marcina Kasprzaka podniósł ciśnienie wielu czytelniczkom i czytelnikom. Prezentujemy list Justyny, która pokusiła się o rozłożenie go na czynniki pierwsze.

Stereotyp jest to konstrukcja myślowa, która przedstawia częstokroć uproszczony i zdeformowany obraz danej grupy społecznej. Stereotypy są niebezpieczne, ponieważ kiedy zakładamy pewne opinie o danej osobie ze względu na jej płeć, kolor skóry lub kulturę, przestajemy postrzegać daną osobę indywidualnie - taką, jaka jest naprawdę.

W artykule pana Kasprzaka pt. "Kobiety dzielą się na cipcie i suki?" mamy bardzo uproszczony i stereotypowy portret kobiet. Zacznę od tytułu. Autor z góry zakłada, ze kobiety dzielą się na dwie kategorie - obie obraźliwe i degradujące. Słowo "suka" w kontekście artykułu pana Marcina, oznacza kobietę, która jest zaprzeczeniem i alternatywą dla tradycyjnego pojęcia kobiecości. Słowo "cipcia" jest pejoratywnym określeniem kobiety przez wzgląd na jej narządy płciowe. Dodatkową warstwą, która umniejsza wagę i znaczenie kobiety jest użycie przez autora zdrobnienia. Kobieta nie jest nawet "cipą" lecz "cipcią", co brzmi pobłażliwie i infantylnie.

Odpowiedź na pytanie autora jest bardzo prosta. Nie, kobiety nie dzielą się na dwie proste kategorie. Jest ich na świecie bowiem około 3,5 biliona, wiec to nie jest takie łatwe. Chcę zwrócić uwagę na kilka problematycznych cytatów z tego tekstu.

Daleki jestem od szufladkowania, ale mam wrażenie, że kobiety dzielą się na dwie grupy.

Autor tekstu zastrzega, ze nie szufladkuje ludzi, jednak w dalszej części zdania pisze, ze kobiety dzielą się na dwie grupy. Czyli jednak je szufladkuje. Jakże to znajome i podobne do "nie jestem rasistą, ale..."

Autor tekstu zastrzega, że ten artykuł jest jego osobistą opinią (a czyją miał by być?) O dziwo wspomina on o socjologii i gender studies, co daje nikła nadzieje, ze pan Marcin żyje w czasach współczesnych, a nie przeniósł się wehikułem czasu z lat 50-tych.

Dalej jest czas na mdłą refleksję kolegi autora tekstu na temat jego byłej - Agatki. Pan Marcin po raz kolejny używa zdrobnienia w celu infantylizacji i umniejszeniu wartości tej pani. Bo Agatka jest dziecinna i niepoważna - stereotypowe cechy, która są nagminnie przypisywane kobietom.

W rzeczywistości Agatka to żadna tam Agatka, tylko po prostu Agata. Suka jakich mało. Niby "tatuś, tatuś", a chodziło o to, żeby wyciągnąć od niego kasę na wkład własny, bo mieszkania się zachciało. Ale nie byle kawalerki na Bródnie, więc na wyjazdach służbowych archiwizowała dowody biurowych miłości, żeby na szefostwie wymusić awanse i podwyżki.

Tutaj widać binarne i negatywne rozumowanie pana Marcina - bo albo jest cipcią Agatką, albo suką Agatą. Nie wiem co jest negatywnego w chęci posiadania własnego mieszkania. Dalej przewija się sugestia, ze pieniądze na mieszkanie będą pochodziły od ojca, albo dzięki romansowi z szefem. Bo broń Boże nie może być tak, żeby kobieta sama potrafiła zarobić na mieszkanie. Warto tutaj poruszyć problem dyskryminacji w pracy ze względu na płeć, a także różnice w wynagrodzeniu dla kobiet i mężczyzn.

Gorsze są cipcie udające suki. Że niby taka jest stanowcza i nie da sobie w kaszę dmuchać. Że świat jest beznadziejny, i tylko ona wie, jak mu zaradzić, bo "od zawsze musiała sobie radzić sama" (w domyśle: w wydawaniu pieniędzy bogatego ojca). Że wszyscy faceci są tacy sami, choć mimo że niby o tym wie, nieustannie szuka "tego jedynego".

No tak. Najgorsze są suki, które nie dają sobie w kaszę dmuchać - rozumiem, ze tutaj autor teksu miał na myśli kobiety, którym wydaje się, ze stoją na równi z mężczyznami (o zgrozo!), zamiast zdać sobie sprawę, ze są tylko kobietami - czyli gorszą, wadliwą, wybrakowaną wersją mężczyzny. Po raz kolejny pojawia się sugestia, że głównym źródłem utrzymania jest ojciec (mężczyzna), a nie sama kobieta. A co z paniami, których ojcowie nie są bogaci, albo nie mają ich w ogóle? Kto je wtedy utrzymuje? Kolejnym błędnym założeniem jest to, że każda kobieta szuka "tego jedynego". A co ze środowiskami LGBTI? Nie wszystkie kobiety są zainteresowane mężczyznami. Jest to także mylny i krzywdzący stereotyp, że każda kobieta jest niespełniona, dopóki u jej boku nie ma mężczyzny.

Dalej jest tylko gorzej. Z długiej listy pana Marcina dowiadujemy się, ze kobiety:

nie potrafią odprawić się online

nie potrafią rozróżnić netto i brutto

nie mają orientacji w terenie

potrafią zgubić się nawet w windzie

nie potrafią parkować równolegle

nie potrafią obsłużyć własnego ekspresu

nie potrafią przykręcić dyszy

nie potrafią odkręcić zaworu

nie potrafią znaleźć drogi powrotnej do własnego dom

nie potrafią zrozumieć trygonometrii

nie potrafią przetrwać burzy bez chowania się pod łóżko

nie potrafią rozróżnić współczesnych polityków

nie potrafią jeździć na nartach

nie są w stanie same nosić sprzętu narciarskiego

nie potrafią pić alkoholu w innej wersji niż w drinku z palemką

nie potrafią kupić porządnego samochodu

Kobiety - płeć piękna - są po prostu głupie i nie są w stanie wykonać niczego równie dobrze, co mężczyzna.

Chce, żeby mężczyźni myśleli, że dominuje w sypialni, stąd te koronki, gorsety, ramiączka na wierzchu, szpilki na nogach nawet na zakupach w Lidlu. Usta krwistoczerwone i złowrogie spojrzenia, które naiwniaka mają zwalić z nóg.

Tutaj znowu następuje uprzedmiotowienie i postrzeganie kobiety jako obiektu seksualnego. Po raz kolejny nie rozumiem dlaczego w świecie prezentowanym przez autora istnieją tylko kobiety cisgenderowe. I dlaczego autor uważa, że kobieta stara się wyglądem nieustannie uwodzić mężczyzn. Takie mylne założenia wspierają panującą kulturę gwałtu i winienia ofiary (a w co ona była ubrana?). Ubiór kobiety służy głównie temu, żeby nie chodziła ona nago po ulicach, a nie starała się uwieść męską część pracowników Lidla.

To wcale nie jest tak, że świat jest czarny albo biały, że w damskim akademiku same suki albo cipcie. My to wiemy.

My = mężczyźni.

Równocześnie nie każda kobieta to urodzona zimna suka i manipulantka. Dlatego pierwsze wrażenie coraz częściej bywa mylne - blondwłosa ślicznotka z anielskim uśmiechem może okazać się wyliczoną manipulantką, a korporacyjna biurwa wyżywająca się na sekretarce niewiastą płaczącą na "Titanicu". A zazwyczaj jest jedną i drugą, w jednym ciele.

Niestety nie rozumiem, co autor miał tutaj na myśli. Czyli nie wszystkie kobiety wpasowują się do tych dwóch kategorii? Czy po prostu tak na prawdę wszystkie kobiety to jedno i to samo? Jaka jest tutaj konkluzja, bo wydaje mi się, że pan Marcin sam się pogubił.

Uważam, że ten artykuł upowszechnia głęboko zakorzenione w społeczeństwie negatywne stereotypy dotyczące kobiet. Społeczeństwo (zarówno kobiety, jak i mężczyźni) zaczynają postrzegać określone wizerunki kobiet jako coś oczywistego i naturalnego. Nie rozumiem dlaczego taki artykuł został opublikowany w serwisie, który jest przede wszystkim skierowany do kobiet. Wysyła on bardzo negatywny przekaz - że nie ważne kim jesteś ani co robisz - jeśli jesteś kobietą - jesteś po prostu beznadziejna.

Rozumiem, że ten tekst miał być humorystyczny. Nie uważam jednak, by był on choć trochę zabawny. W świecie, gdzie na porządku dziennym są seksizm, szowinizm, mizoginia, nierówność wynagradzania, a przede wszystkim przemoc wobec kobiet, powinniśmy potrafić przeciwstawić się postawom takim jak ta pana Marcina.

Justyna

Więcej o:
Copyright © Agora SA