O klauzuli sumienia słów kilka

"Nie bronię innym konserwatyzmu, nie chcę jednak, żeby był mi na siłę narzucany" - pisze nasza Czytelniczka, odwołując się do klauzuli sumienia. I nawołuje do buntu: "Ja tak żyć nie chcę. Mam gdzieś klauzulę sumienia."

Nieszczęsna była pacjentka profesora Chazana postanowiła podać szpital do sądu. Szkoda tylko, że nie może podać samego profesora. Jak wieść głosi, chce milion złotych odszkodowania. Ma tyle rozumu w głowie, że nie pokazuje w telewizji swojej twarzy. Już widzę te marsze religijnych wariatów pod jej domem. Przecież ona się nie liczy. Liczy się zdeformowane dziecko, które - na szczęście - zakończyło swój bolesny żywot. Sam profesor bryluje w mediach jak nieszczęsna ofiara jakiejś krucjaty, oświadczając, że będzie walczył o powrót do pracy, a jak na razie stawia się tam codziennie, całkiem dobrowolnie, aby wspierać koleżanki i kolegów, którzy podobno chodzą po korytarzach i płaczą, bo muszą już wykonywać legalne aborcje.

Niech klauzulę mają prawnicy, sędziowie, którzy nie będą udzielać rozwodów.

Teraz klauzulę sumienia chcą stosować nauczyciele. W jakim stopniu, jeszcze do końca nie określili, ale można by przypuszczać, że na pierwszy ogień pójdzie chociażby darwinizm i parę innych praw biologicznych. A może w ogólne zrezygnujemy z biologii na rzecz religii? O ile prościej byłoby zrozumieć matematykę, fizykę czy chemię, wiedząc po prostu, że wszystko stworzył Bóg, nie zawracając sobie głowy jakimiś przecież nieistotnymi szczegółami? Kto pójdzie dalej? Niech klauzulę mają prawnicy, sędziowie, którzy nie będą udzielać rozwodów. Niech mają ją lekarze o wyznaniu Jehowym, odmawiający przetaczania pacjentowi krwi. Niech mają ją sprzedawcy, odmawiający sprzedaży niektórych towarów. Kto jeszcze? Dlaczego nie wszyscy? W końcu każdy z nas zasługuje na jakąś klauzulę sumienia!!!

Wbrew naszemu kościołowi, twierdzę też, że przede wszystkim w życiu powinnam być dobrym człowiekiem.

Powoli przestaje być śmiesznie. A zaczyna się robić niebezpiecznie. O ile ostatnio sprawdzałam, wciąż jesteśmy - z założenia przynajmniej - państwem świeckim. Z założenia. Kościół niestety wciąż niestrudzenie dąży jednak do tego, żeby mieć do coś do powiedzenia nawet w dziedzinach, które kompletnie go nie dotyczą. Kolejni biskupi prezentują swoje wielogodzinne wywody na temat tego, jak powinniśmy żyć, jakie decyzje podejmować i godnie przyjmować wszystkie cierpienia, jakie ześle na nasze barki Najwyższy. Nawet jeśli moglibyśmy tych cierpień uniknąć.

Osobiście uważam się za osobę wierzącą. Mam jednak takie zupełnie niekatolickie przekonanie, że Bóg jest jeden, tylko imion mamy dla niego wiele. Budda, Allah, Jahwe - wszystko jedno, mowa o tej samej istocie. Wbrew naszemu kościołowi, twierdzę też, że przede wszystkim w życiu powinnam być dobrym człowiekiem. PRZEDE WSZYSTKIM. Żyć według wartości, które przekazali mi moi rodzice, a ja chcę przekazać swoim dzieciom.

Jeśli chcecie stosować klauzulę sumienia, nie wstydźcie się o tym mówić, przynajmniej zanim ktoś przyjdzie do was po pomoc.

Nie bronię innym konserwatyzmu, nie chcę jednak, żeby był mi na siłę narzucany. Zdarzyło mi się kiedyś pójść do apteki z receptą na środki antykoncepcyjne, gdzie sprzedająca farmaceutka oświadczyła "takich środków nie sprzedajemy". Nie było to na prowincji, ale w Warszawie. Cóż, apteka prywatna, ma prawo sprzedawać, co chce. Gdyby jednak wywiesiła sobie oznaczenie o swoich poglądach, nigdy bym do niej nie weszła. Bo ja też mam prawo wyboru.

Jeśli chcecie stosować klauzulę sumienia, w jakiejkolwiek - mniej lub bardziej - powykręcanej formie, nie wstydźcie się o tym mówić, przynajmniej zanim ktoś przyjdzie do was po pomoc. I róbcie to za własne - ewentualnie kościelne - pieniądze. Odmawiam przekazywania publicznych pieniędzy na podążanie za religijnymi poglądami, jakiekolwiek by one nie były, jakiejkolwiek religii by nie dotyczyły. Odmawiam. Chcę, żeby moje dzieci wiedziały o wszystkich drogach do wiedzy, czy naukowych czy religijnych. I odmawiam stawiania ich na drodze do oszołomów, którzy odizolują je od części tej wiedzy, tylko dlatego, że mają takie widzimisie. Odmawiam. I będę z tym walczyć, chociażby na swoim własnym, prywatnym, rodzinnym podwórku.

Mam nadzieję, że za mną pójdą inni. Bo inaczej wylądujemy w państwie wzorowanym na to islamskie, oparte na przekonaniu, że rację mają jedynie przedstawiciele kościoła. A ja tak żyć nie chcę. Mam gdzieś klauzulę sumienia. Nie te czasy, nie to miejsce. Postanawiam się buntować. Definitywnie.

Marta Czabała

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.