"Solidarność jajników" to tylko pusty frazes

O jajnikach napisała do nas nasza Czytelniczka - trochę o swoich, trochę o tych metaforycznych. Jej zdaniem - kto inny może zrozumieć kobietę, jeśli nie druga kobieta - zwłaszcza w "tych trudnych dniach"? Okazuje się, że nie jest to takie oczywiste.

Piszę o Was, poruszona po raz kolejny zachowaniem nas - kobiet. Czasami sobie myślę, że "solidarność jajników" to tylko pusty frazes rzucony na potrzeby pokazania, jak Ci źli faceci są beznadziejni, a my - ostoje moralności - zawsze pokrzywdzone. Ale nie piszę, żeby roztrząsać sercowe historie, tylko aby zapytać, gdzie owa solidarność się podziała?

Moje planowanie aktywności ciągle jest uzależnione od tych dwóch koszmarnych dni w miesiącu.

Kiedy skończyłam 10 lat dostałam pierwszej miesiączki. Nie zdziwiło mnie to, bo przygotowała mnie do procesu dojrzewania babcia. Nie przygotowała mnie jednak do tego, co zadziało się od owego pierwszego razu. Silny ból powodujący wymioty i omdlenia. Coś, czego przez pierwsze 2 dni nie dało się opanować ogólnodostępnymi lekami przeciwbólowymi. W miarę dorastania odwiedzałam kolejnych lekarzy, oni zalecali mi kolejne badania, przepisywali kolejne leki. Było lepiej, ale tylko czasami. Kilka lat temu wykryto u mnie torbiel na jajniku, która to - zdaniem doświadczonego profesora ginekologii - była odpowiedzialna za moją comiesięczną mękę. Torbiel wraz z jajnikiem usunięto, po kilkumiesięcznej terapii farmakologicznej ból wrócił. Moje planowanie aktywności ciągle jest uzależnione od tych dwóch koszmarnych dni w miesiącu. Całe szczęście pigułki antykoncepcyjne dają mi możliwość ustawienia, kiedy to nastąpi.

A ból? To coś, co potrafi powalić, zawstydzić i sprawić, że zostanę zapamiętana na długo. Bo np. jadąc z szefową na spotkanie, wiedząc, że zaraz zaczną działać leki, zaliczam przymusowy przystanek na pawia w centrum miasta albo mdleję podczas organizowanej imprezy służbowej. Nie należę do osób, które jakoś szczególnie rozckliwiają się nad sobą, bo wiem, że takich jak ja, cierpiących co miesiąc są całe stada.

Czy to właśnie nie w takich sytuacjach powinnam widzieć babskie spojrzenie wyrażające zrozumienie?

Jednak zawsze zadziwia mnie reakcja kobiet w środkach komunikacji miejskiej, bo pozwalam sobie usiąść w zatłoczonym autobusie, jadąc na zastrzyk przeciwbólowy. Wiele razy słyszałam nad sobą pochrząkiwania starszych pań, wiele razy słyszałam komentarze w stylu "młode nogi mogą postać, a nie tak się rozsiadać", wiele razy posiadaczki stadka słodkich cherubinków na moje przeprosiny, że zaraz ustąpię im miejsca tylko 2 przystanki, fukały. No i ja się pytam czy chory, niedysponowany może być tylko starszy człowiek? Czy wymiotujący na ulicy musi być tylko menel i narkoman? Czy to właśnie nie w takich sytuacjach powinnam widzieć babskie spojrzenie wyrażające zrozumienie? Czy zamiast stracić energię na głośne ujadanie na kondycję manier młodych ludzi, nie lepiej byłoby się zapytać, czy wszystko ok, jak mogę pomóc? W moim rozumieniu to byłby pokaz solidarności jajników, bo kto, jak nie druga kobieta, zrozumie tę cierpiącą w trakcie miesiączki.

Katiusha

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.