Stara zardzewiała przyjaźń

Przyjaźń na całe życie, na dobre i na złe? Tak, pod warunkiem, że to jej jest dobrze. Czytelniczka opisuje historię przyjaźni, która gwałtownie skończyła się - gdy przyjaciółce zaczęło się gorzej wieść.

Ostatnio przeczytałam na Foch.pl list o tym, że stara przyjaźń jednak rdzewieje . Tekst ten natchnął mnie do podzielenia się z wami historią trochę inną, ale za to bardzo w temacie stereotypów o Polakach. Niestety moja przyjaźń skończyła się w myśl zasady "będę twoim przyjacielem, póki tobie nie będzie się żyło lepiej niż mnie" . To dziwne! Przecież przyjaźń powinna być bezinteresowna, powinna polegać na wzajemnym pomaganiu. Nie wiem, może się mylę? Może coś mnie ominęło?

Czasami miałam wrażenie, że to prawie siostra, której nigdy nie miałam.

Od początku tej wieloletniej przyjaźni stanowiłyśmy dwie super ultra przyjaciółki. Takie, którym inni bali się wchodzić w grę, takie, które we dwie mogły góry przenosić. Czasami miałam wrażenie, że to prawie siostra, której nigdy nie miałam. Nigdy siebie nie oceniałyśmy, a jak krytykowałyśmy, to tak, aby zainspirować siebie do zmiany. Połączenie mózgów i dusz. W sumie obie miałyśmy podobną sytuację życiową - dwie singielki, nieźle zarabiające, stać nas było zagranicznej wakacje, jak i na dobry shopping. Ale nie o kasę tu chodziło, często po prostu lubiłyśmy sobie pogadać, czasami godzinami, na różne tematy. Nie powiem moja przyjaciółka zarabiała trochę lepiej. Nasza przyjaźń nie zmieniła się nawet kiedy straciłam pracę, kiedy łatałam serce po rozstaniu z facetem i byłam nieznośna, kiedy działo mi się źle. Myślałam sobie, kurde to jest prawdziwa przyjaciółka, zawsze stoi obok mnie.

Wylewała na mnie wiadro pomyj przy jakiejkolwiek okazji.

Wszystko trwało pięknie, do czasu, aż nie dostałam lepszej pracy, lepszego stanowiska i nie zaczęłam lepiej zarabiać od mojej przyjaciółki. Na początku nawet tego nie oceniałam w kategoriach, że robię coś lepiej od niej. Ona wiedziała, ile kosztowało mnie pracy dotarcie do tego wszystkiego. Tak mi się wydało wtedy. Myślałam, że będzie się cieszyć moim szczęściem. Niestety, ona straciła pracę, przeprowadziła się do rodziców i zaczęła konsekwentnie odsuwać ode mnie. Na początku rozumiałam to, wspierałam, znosiłam jej humory. Niestety sytuacja nasiliła się, kiedy kupiłam mieszkanie. Nikomu nie mówiłam o takich planach, więc kiedy się dowiedziała dostała szału. Fali krytyki wobec mnie nie było końca. Wylewała na mnie wiadro pomyj przy jakiejkolwiek okazji, nawet wysłanie sms z pytaniem "co u ciebie słychać?" kończyło się, wiadomością pouczającą mnie, że nie wypada pisać po 22. Przyjaźń skończyła się w momencie, kiedy się zakochałam i zaczęłam planować z partnerem wspólne egzotyczne wakacje. Zostałam zmieszana z błotem wśród znajomych, a jakakolwiek próba nawiązania kontaktu z nią kończyła się krytyką lub eksplozją złości.

Cały ten proces trwał około sześciu miesięcy i jest mi przykro, że tak krótki czas zniszczył kilka lat wspaniałej przyjaźni. Niestety, nauczyłam się też, że czasami przyjaźń to układ zależności, gdzie jedno musi posiadać mniej od drugiego. Jest też pozytywna strona tej historii, dzięki temu doświadczeniu doceniłam innych znajomych, którzy skupiają się na tym jaka jestem i potrafią się cieszyć z mojego szczęścia.

Klara Zara

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.